Polacy czują już kryzys nosem. Na rynku pracy pojawił się nowy trend, pracodawcy w kropce
Polacy po raz pierwszy od dawna boją się utraty pracy, a do działania napędza ich rosnąca inflacja. Efekt? Co piąty zatrudniony ma już co najmniej dorywczą pracę, jeśli nie drugi etat. Bo w kwestii ewentualnych podwyżek nasi rodacy pozostają mocno sceptyczni.
Bezrobocie w Polsce pozostaje bardzo niskie, ale rynek pracy wyraźnie zaczął hamować. Do pośredniaków wpływa coraz mniej ofert od pracodawców, spadł odsetek firm, które przewidują wzrost średniego wynagrodzenia w najbliższym czasie.
Z badania „Monitor Rynku Pracy" Randstad wynika, że Polacy widzą, co się dzieje i szykują się na najgorsze. Przewidują, że rynek pracownika ewoluuje stopniowo w kierunku, w którym zatrudnionym będzie coraz trudniej negocjować podwyżki. Część osób boi się wręcz, że firmom może się całkowicie odwidzieć i zaczną się masowe zwolnienia.
Zamiast podwyżek drugi etat
Połowa ankietowanych stwierdziła, że nie widzi szans na zwiększenie uposażenia w dotychczasowym miejscu pracy. Trudno w tej sytuacji się dziwić, że tylko 10 proc. respondentów zdecydowało się w ogóle pójść do szefa z taką prośbą.
Ten pesymistyczny ogląd świata ma swoje odbicie w podejmowaniu decyzji. Co piąty pracownik przyznaje, że zdecydował się na dodatkową pracę, po to żeby zwiększyć swoje zarobki. 13 proc. z tego samego powodu ciśnie u swojego pracodawcy dodatkowe nadgodziny. Następne 5 proc. uznało, że lepiej rozejrzeć się na nową pracą.
W poszukiwaniu stabilności finansowej jesteśmy gotowi nawet emigrować. Na początku września wyjazd planował co czwarty Polak. 7 proc. ankietowanych twierdziło, że nie ma zamiaru wracać.
Polskie firmy: Podwyżka? Bardzo proszę
A teraz najlepsze. Bardzo możliwe, że pracownicy widzą sytuacje na rynku pracy w dużo czarniejszych barwach niż ich przełożeni. NBP zebrał ankiety od firm i dowiedział się, że, owszem, nastroje zmieniają się na gorsze, ale wciąż prawie połowa pracodawców przewiduje, że pensje będą rosnąć.
Największy udział przedsiębiorstw planujących podwyższenie wynagrodzeń w kolejnym kwartale jest w tych sekcjach, w których presja płacowa jest największa tj. w transporcie i przetwórstwie, ale we wszystkich analizowanych sektorach (poza gospodarką wodną) przekracza on 40 proc - czytamy w Szybkim Monitoringu NBP
W tej beczce miodu znalazła się jednak także łyżka dziegciu – przestrzeń na podwyżki jest stosunkowo niewielka. Prawie 40 proc, przedsiębiorstw dopuszcza wzrost kosztów pracy o raptem 5 proc. O okrągłe 10 proc. może pokusić się tylko co dziesiąta firma. I być może tu właśnie jest pogrzebany problem. Bo, jak pisaliśmy, kryzys dopiero nadchodzi, a Polacy już są goli i do dopięcia domowych budżetów potrzebują jakiś dodatkowy 1000 zł miesięcznie.
Czytaj także: Nadgodziny. Kiedy pracodawca może je nakazać?