REKLAMA

Rząd znów będzie rozdawał kasę! Tym razem 7000 zł, ale jest warunek – musisz mieć męża albo żonę

Jest tylko mały problem – pieniądze są przeznaczone dla małżeństw, ale nie trafią ani do męża, ani żony, a do ich pracodawców. Oto właśnie nowy projekt wsparcia zatrudnienia. Rząd widocznie uznał, że małżonkowie powinni mieć pracę, a ci żyjący w nieformalnych związkach albo single to taka degrengolada, że mogą żyć na bezrobociu, i tak nic już z nich nie będzie.

Rząd znów będzie rozdawał kasę! Tym razem 7000 zł, ale jest warunek – musisz mieć męża albo żonę
REKLAMA

Wspieranie zatrudnienia w tej wersji ma dość długą historię. Już ponad rok temu, w lipcu 2021 r., pisałam, że rząd pracuje nad projektem ustawy, który nie tylko dokonałby wielkiej reformy urzędów pracy, tak aby oddzielić pośrednictwo pracy od ubezpieczenia zdrowotnego, bo gros ludzi zgłasza się do UP jedynie po domowe ubezpieczenie zdrowotne i niczego więcej nie chce – ale zajął się także osobami nieaktywnymi zawodowo, bo to przecież nie to samo.

REKLAMA

Nakazów pracy nie będzie

Pamiętacie felieton o tym, że rząd zaczyna polowanie na 4 mln Polek? Rzecz w tym, że wówczas szacunki pokazywały, że mamy właśnie tyle kobiet w wieku produkcyjnym, które ani nie pracują, ani się nie uczą.

Bo z kobietami jest gorzej, aktywność zawodowa wśród mężczyzn jest wyższa. O ile dla całej populacji w wieku 15-89 lat współczynnik aktywności zawodowej wynosi 58 proc., o tyle dla mężczyzn jest to niemal 66 proc., a dla kobiet zaledwie 49 proc. (dane GUS za II kw. 2022 r.).

Resort rozwoju wówczas zapowiadał działania, które miałyby zidentyfikować osoby bierne zawodowo, ale nie zarejestrowane jako osoby bezrobotne lub szukające pracy. Po co? Żeby do nich dotrzeć i przekonać, by podjęły aktywność zawodową. Jak? Tego już ministerstwo nie zdradzało, a internauci-panikarze zaczęli wypisywać coś o nakazach pracy jak za PRL.

Od tamtego czasu śledzę losy tego projektu, zagryzając popcorn, ale niestety dokument utknął nie wiadomo gdzie na wiele miesięcy. A właściwie wiadomo gdzie. Na początku zajmowała się nim w resorcie rozwoju wiceminister Iwona Michałek, ale była człowiekiem Jarosława Gowina i kiedy on zniknął z rządu, zniknęła i ona. Projekt ustawy za to został przeniesiony do Ministerstwa Rodziny i tam właśnie słuch po nim zaginął. 

I oto właśnie się odnalazł! A w nim bardzo łakome kąski.

Pieniądze dla pracodawców. 7 tys. zł plus 1,8 tys. zł plus 900 zł

Okazuje się, że pomysł na podniesienie aktywności zawodowej Polaków w ciągu tych miesięcy się zmienił. Teraz rząd chce skupić się nie na zachęcaniu niepracujących, ale na zachęcaniu pracodawców, by ich zatrudniali.

Wiem, dziwnie to brzmi w sytuacji, kiedy mamy najniższe bezrobocie od ponad 30 lat, a pracodawcy borykają się z brakiem rąk do pracy. Ale rzecz w tym, by zachęcać do zatrudniania tych, których pracodawcy często się boją, czyli na przykład seniorów albo kobiety, bo są matkami małych dzieci, więc co chwilę mogą brać L4 na chore dziecko. Albo by zatrudniać mieszkańców małych miejscowości zagrożonych wyludnianiem i wykluczeniem.

I od tego ostatniego zacznijmy. Zgodnie z zapisami projektu, pracodawca, który stworzy stanowisko pracy zdalnej dla osoby z małej czy średniej miejscowości zagrożonej marginalizacją, otrzyma maksymalnie dwukrotność płacy minimalnej jednorazowo. To oznacza 6980 zł w pierwszej połowie roku i 7200 zł w drugiej, kiedy płaca minimalna zostanie podniesiona po raz drugi.

I oczywiście nie ma znaczenia, czy takie stanowisko pracy zdalnej stworzy lokalna firma z małej miejscowości czy wielka z dużej aglomeracji – znaczenie ma to, by pracownik, który z niego skorzysta był z terenów zagrożonych brakiem pracy, szans i rozwoju.

Ale to nie jedyny warunek, jaki musi spełnić ów pracownik. Jest też drugi. Siadajcie, bo padniecie! 

Otóż pracownik musi być w związku małżeńskim, jeśli nie ukończył 40 lat albo chociaż wychowywać co najmniej jedno własne lub przysposobione dziecko. Na starszych pracowników taka dotacja się nie należy, chyba że mowa o opiekunie osoby niepełnosprawnej. A dla młodszych? No dobrze, jak masz mniej niż 30 lat, też się jeszcze załapiesz i to bez ślubu. Cud, ktoś w ministerstwie dostrzegł zmianę społeczną i zrozumiał, że małżeństwa dziś rzadko zawiera się w wieku dwudziestu lat.

Dla seniorów za to jest coś innego. Ich też rząd chce zaktywizować, dlatego dopłaci pracodawcom 1800 zł (połowa płacy minimalnej) za zatrudnienie emeryta, który nie przeszedł jeszcze na świadczenie z ZUS, a kontynuuje pracę. Dopłata ma obowiązywać przez dwa lata, ale potem przez kolejne 12 miesięcy jeszcze seniora nie można zwolnić.

No jest jeszcze 900 zł na zatrudnienie rodzica, który chce wrócić do pracy po przerwie na wychowanie dziecka. Podobne rozwiązanie już właściwie jest i obecnie, ale na zatrudnienie rodzica na cały etat. Zmiana ma to uelastycznić – rząd ma dopłacać 1/4 płacy minimalnej do zatrudnienia na pół etatu.

REKLAMA

Z ciekawostek – jest coś, co z projektu, o którym mowa była rok temu, zostało do dziś. To oderwanie urzędów pracy od zyskania prawa do darmowego ubezpieczenia zdrowotnego. Jeśli ustawa zostanie uchwalona, po prawo do opieki medycznej będzie się szło już nie do UP, udając bezrobotnego, ale do ZUS. 

Bogu dzięki nie trzeba będzie do tego być mężem albo żoną, konkubenci opiekę medyczną też dostaną.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA