REKLAMA

Idzie kryzys, a Polacy już są goli. Bez 1000 zł ekstra miesięcznie na głowę dojdzie do katastrofy

Pracują, a mimo to brakuje im pieniędzy na czynsz, jedzenie, a pod domem trzymają zepsuty samochód – to nie straszenie wyimaginowanymi zagrożeniami, tylko problemy, z którymi zmagają się już dzisiaj miliony Polaków. Od wylądowania na bruku dzieli ich kilkaset złotych. Na razie ratują się pożyczkami, ale widmo nadciągającej recesji powinno spędzać im sen z powiek. Ile potrzeba, by pracownicy nie skończyli błagając o przedłużanie terminów spłat u pośredników chwilówek?

Zarobki Polaków. Idzie kryzys, bieda zagląda do polskich rodzin
REKLAMA

Odpowiedź: dużo. Ale zanim wejdziemy w szczegóły, wspomnijmy, w jaki sposób to zostało policzone. Badanie było realizowane przez Flexee we współpracy z GfK Polonia. Wzięło w nim udział 1000 osób aktywnych zawodowo w wieku 18-65 lat. W doborze próby uwzględniono takie czynniki jak płeć, wiek i wielkość miejscowości.

REKLAMA

To oznacza, że nie mówimy tu o Polakach jako takich, ale głównie o grupie osób, które mają pracę i zarabiają. W definicję aktywnych zawodowo wchodzą też zarejestrowani bezrobotni, bo na ogół wychodzi się z założenia, że wizytujący pośredniaka przynajmniej się stara. Według danych BAEL w I kwartale tego roku mieliśmy łącznie 17 mln aktywnych zawodowo, z czego pół miliona stanowili bezrobotni.

Po co się o tym rozpisuje? Bo za chwilę wejdziemy w procenty i ważne, żebyśmy pamiętali, o jakiej skali mówimy.

Z badania GfK wyszło, że 39 proc. aktywnych zawodowo Polaków musiało pożyczyć w ciągu ostatniego roku kasę, by dotrwać do pierwszego. Odrzucając bezrobotnych, to i tak prawie 6,5 mln osób. Pracujących osób. 64 proc. z tej liczby było zmuszonych do zadłużania się wielokrotnie. To grubo ponad 4 mln pracujących.

Szokujące? To poczekajcie dalej. Okazuje się, że co piątego respondenta nie martwi brak paru groszy na koniec miesiąca. On musi pożyczyć 1000-1500 zł, by w ogóle spiąć domowy budżet. Wiemy to stąd, że GfK zapytało też o cele tych pożyczek. Polacy pożyczają na:

  • 37 proc. respondentów zadłuża się „na życie”
  • 25 proc. na rachunki
  • 26 proc. na naprawę samochodu
  • 24 proc. na naprawę w domu
  • 20 proc. na wyposażenie domu
  • 19 proc. na leczenie

Źr: Raport GfK i Flexee „Polak i finansowe zakręty. Gdy wypłaty nie starcza do pierwszego”

Ekstra przyjemności w rodzaju wakacji, komunii, czy wypadów do kina stanowią tylko kilka procent odpowiedzi. Trudno więc, jako Wujek Dobra Rada stanąć teraz z boku i rzucić coś w rodzaju: „Polacy powinni zaciskać pasa”. Albo: „Mniej awokado, więcej nadgodzin”.

Pieniędzy zaczyna brakować na podstawowe potrzeby. Dlaczego? Badanie nie daje odpowiedzi, bo nie taka była jego rola.

Zwróćmy jednak uwagę, że mityczne kikunastoprocentowe wzrosty wynagrodzeń i średnie są podawane zwykle dla sektora przedsiębiorstw, czyli firm zatrudniających powyżej 9 osób. Reszta debacie publicznej jakoś umyka. Szary Kowalski przypomniał sobie o niej raz – przy okazji statystyk ujawnionych z okazji wprowadzenia Polskiego Ładu. Wyszło wtedy, że 2,6 mln osób zarabia poniżej płacy minimalnej (2 tys. zł netto), a prawie trzy czwarte dałoby się pokrajać za średnią krajową. Notabene - GfK pisze, że aż 65 proc. Polaków odczuwa „stres finansowy” związany właśnie z Polski Ładem.

Druga wersja: nad Wisłą po prostu nie lubimy oszczędzać. Agata pisała niedawno, że jak CBOS zapytał o teraźniejszość, a nie przyszłość, okazało się, że w kwietniu tego roku ponad połowa badanych dobrze oceniała swoje warunki materialne, 39 proc. przeciętnie, a tylko 5 proc. negatywnie. Rok temu było praktycznie tak samo. Czyli może jest tak, że po prostu na początku miesiąca żyjemy, jakby 30-stego nie było, bo przecież wiemy, że pod koniec i tak ktoś poratuje nas na ten tysiąc na nieoprocentowanej pożyczce.

Taką tezę potwierdzałby przekrój badanych, w którym największy udział mają osoby zarabiające między 4 a 6 tys. zł na rękę.

Źr: Raport GfK i Flexee „Polak i finansowe zakręty. Gdy wypłaty nie starcza do pierwszego”

Nie u wszystkich sytuacja finansowa wygląda jednak aż tak dramatycznie. Trzy czwarte pożyczających zamyka się w kwocie tysiąca złotych. W ostatnich dniach miesiąca potrzebują 200, 400 czy 600 zł. Niby mało, ale - uwaga - tu mamy kolejną niepokojącą wiadomość. Po kilku latach koniunktury i opowieści o bogaceniu się społeczeństwa w recesje wejdziemy goli i weseli.

Źr: Raport GfK i Flexee „Polak i finansowe zakręty. Gdy wypłaty nie starcza do pierwszego”

Czterech na dziesięciu pożyczających twierdzi, że nie ma w skarpecie nawet tysiąca złotych. Ogółem 15 proc. badanych zadeklarowało, że nie posiada żadnych oszczędności, natomiast kolejne 16 proc. dysponuje oszczędnościami w kwocie do 5000 zł. Podsumujmy: co trzeci pracujący Polak nie odłożył sobie praktycznie nic albo jedną porządną pensję. Tak wygląda stan gry na chwilę przed szczytem nakręcającej się spirali inflacyjnej i spadkiem poziomu PKB.

Źr: Raport GfK i Flexee „Polak i finansowe zakręty. Gdy wypłaty nie starcza do pierwszego”

Z której strony by jednak na to nie patrzeć wychodzi na to, że jakimś trzem milionom pracujących Polaków przydałby się dodatkowy tysiak ekstra. Bez tego czeka ich notoryczne chodzenie po prośbie po rodzinie i sąsiadach, zadłużanie karty kredytowej i wizyty na stronach internetowych firm od chwilówek

Zamiast dramatycznie nieskutecznej walki z cenami paliw i symbolicznym obniżaniem VAT-u na jedzenie skuteczna tarcza antyinflacyjna mogłaby wyglądać tak: wycinamy z powyższej liczby dobrze sytuowanych, robiąc przegląd PIT-ów i dajemy tysiąc złotych miesięcznie tym, którzy wpisują do zeznania podatkowego najmniejsze kwoty. Trudno mówić w tym miejscu o nakręcaniu wzrostu cen, bo mówimy przecież o wydatkach na najbardziej podstawowe sprawy. To żadna rozbuchana konsumpcja.

REKLAMA

Skąd można wziąć na to pieniądze? Np. z przycięcia programu 500+, który z założenia pompuje potężne środki do kieszeni najbogatszych i w ten sposób poza drenowaniem budżetu nie spełnia żadnego ze swoich celów - prodemograficznego ani zmniejszającego ubóstwo.

W innym wypadku czeka nas ostra jazda bez trzymanki. Im większe manko w domowym budżecie, tym częściej trzeba będzie wstrzymywać ręce przed sięganiem po produkty ze sklepowych półek. Wzrost cen błyskawicznie wtedy wyhamuje, ale wraz z płacami i zatrudnieniem. I obok gaszenia pożaru inflacyjnego zafundujemy sobie kryzys na rynku pracy ze spadającymi płacami i zwolnieniami.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA