REKLAMA
  1. bizblog
  2. Praca /
  3. Felieton

Polska płaca minimalna rośnie jak na drożdżach. Czy zarzynamy właśnie nasze firmy?

Środek pandemii i największy kryzys gospodarczy od lat, a może i dekad to najgorszy czas na podnoszenie płacy minimalnej - krzyczą pracodawcy. To igranie z ogniem, zagrożenie bezrobociem, szarą strefą i falą upadłości firm - ostrzegają. Prawda jest jednak taka, że dokładnie tych samych argumentów pracodawcy używają co roku, by bronić swoich interesów. Czy rzeczywiście podnoszenie płacy minimalnej zarżnie tysiące firm i pracownicy ostatecznie stracą, zamiast zyskać?

07.01.2021
8:58
gotówka-w-odwrocie-pandemia
REKLAMA

Od 1 stycznia 2021 r. płaca minimalna wzrosła do 2800 zł brutto, a więc do ok. 2060 zł na rękę. To historyczny moment, w którym minimalne wynagrodzenie w gospodarce przebiło barierę 2000 zł.

REKLAMA

Tym samym w 2021 r. minimalne wynagrodzenie będzie stanowić 53,2 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w tym roku, a to oznacza, że jesteśmy jednym z liderów w UE.

2800 zł brutto to i tak kompromis, bo przed wyborami PiS zapowiadał, że podniesie minimalne pensje od 2021 r. do 3000 zł brutto. No ale przyszedł kryzys, wiadomo.

Ten kompromis jednak nie satysfakcjonuje pracodawców.

Pandemia czy nie, co roku to samo straszenie

„Ani pracodawcy, ani pracownicy nie skorzystają na narzuconych firmom przez rząd wyższych o 200 zł stawkach płacy minimalnej. Te wyższe wynagrodzenia były wprowadzone tylko po to, by pracodawcy odprowadzili do państwowej kasy wyższe podatki”

- denerwuje Sławomir Grzyb, restaurator i sekretarz generalny Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, cytowany przez money.pl

„Sądziliśmy, że priorytetem rządu będzie utrzymanie miejsc pracy, a nie wzrost obciążenia nowymi kosztami pracodawców. Stało się niestety inaczej”

– mówi z kolei Tomasz Wojak, prezes zarządu Konsalnet Security oraz szef Polskiego Związku Pracodawców Ochrona.

Natomiast dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP podkreśla, że w Polsce płacę minimalną w 2020 r. otrzymywało ok. 1,5 mln pracowników, z których większość zatrudniona jest w sektorze prywatnym, w małych i mikrofirmach.

„To ci przedsiębiorcy oraz firmy z małych miasteczek i Polski Wschodniej najbardziej odczują skutki rządowego rozporządzenia podnoszącego płacę minimalną. […] Płaca minimalna w ciągu dwóch ostatnich lat wzrosła łącznie aż o jedną czwartą. Dla wielu przedsiębiorców to ciężar nie do udźwignięcia”

– twierdzi Dudek.

I straszy: 

„Na całym świecie, również w Polsce, panuje recesja, spada zatrudnienie, rośnie bezrobocie, a tymczasem rząd przewiduje dalszy wzrost płacy minimalnej w 2021 roku. I to ponad dwukrotnie szybszy niż ogólny wzrost płac w gospodarce! To jest już bardzo niebezpieczne igranie z ogniem, które zupełnie abstrahuje od sytuacji gospodarczej i grozi redukcją wielu miejsc pracy”.

Efekt? Redukcja zatrudnienia, liczne upadłości, powiększenie się szarej strefy i nasilenie się zjawiska wypychania pracowników na samozatrudnienie - przynajmniej zdaniem pracodawców.

Czy jednak na pewno? Pracodawcy przecież co roku używają tych samych straszaków.

Jak naprawdę działa płaca minimalna?

Dobrym przykładem, by przeanalizować wpływ płacy minimalnej na gospodarkę i rynek pracy są Węgry. Tamtejszy rząd podniósł płacę minimalną z 35 proc. do 55 proc. mediany zarobków. Badania nad efektami tej decyzji prowadzili naukowcy z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Univesity College London.

Okazało się, że dla firm zatrudniających tylko takich pracowników, których dotyczyła podwyżka płacy, średni koszt pracy wzrósł o 49 proc. w porównaniu z przedsiębiorstwami bez takich pracowników. Po dwóch latach od zmiany całkowite koszty pracy wzrosły o 32,5 proc. i niestety w konsekwencji w ciągu czterech lat od reformy zatrudnienie zmalało o 10 proc.

Ale! Naukowcy podkreślają, że mimo to pracownicy średnio zyskali na zmianach. Podwyżka płacy minimalnej spowodowała, że wszyscy zaczęli zarabiać więcej, a ostatecznie wzrost średniej płacy, który wyniósł 58 proc., był silniejszy niż spadek zatrudnienia i wzrost kosztów.

Wniosek z tego taki, że straty były znacznie mniejsze niż zyski i to dla wszystkich pracowników na rynku, nie tylko dla tych pracujących za minimum.

Warto też pokazać, co działo się w Polsce w poprzednich latach, kiedy przecież co roku płaca minimalna ciągle rosła, a w latach 2015-2018 dynamika wzrostu udziału płacy minimalnej w przeciętnym wynagrodzeniu była wręcz jedną z najwyższych w krajach Unii Europejskiej.

Maciej Albinowski oraz Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych zbadali efekty podwyżki minimalnego wynagrodzenia w latach 2007–2017, kiedy skoczyło ono z poziomu 33 do 44 proc. średniej zarobków.

Analitycy podzielili Polskę na 73 obszary pod względem wysokości zarobków. Okazało się, że w regionach o najniższych zarobkach podwyższenie płacy minimalnej prowadziło do wzrostu średnich wynagrodzeń dla wszystkich, ale niestety ucierpiał na tym wzrost zatrudnienia. Plus jest taki, że zyski przeważały nad kosztami, a więc wolniejszy wzrost zatrudnienia był efektem słabszym niż wzrost wynagrodzeń.

Ciekawe, że w regionach o średnich i wysokich zarobkach nie zauważyli związku pomiędzy płacą minimalną a wzrostem wynagrodzeń czy tempem zatrudnienia. A to znaczy, że podniesienie płacy minimalnej osiągnęło swój cel - redukcję nierówności płacowych.

Wniosek z tego taki, że albo negatywnych konsekwencji podnoszenia płacy minimalnej nie ma, albo są one mniejsze niż korzyści. Eksperci IBS podkreślają jednak, że nie będzie tak bez końca. W którymś momencie przy kolejnej podwyżce płacy minimalnej negatywne efekty w końcu zdominują te pozytywne.

Gdzie jest granica?

„Wiele badań wskazuje, że poziom płacy minimalnej w Polsce już w tym momencie może ograniczać zatrudnienie. Z drugiej strony badania te są tak niepewne, że trudno dziwić się politykom, że od ponad dekady średnio się na nie oglądają. I prą do przodu na zasadzie eksperymentowania. Podnoszą systematycznie płacę minimalną, aż zatrzymają się w momencie, gdy negatywne efekty będą wyraźnie widoczne.”

- pisał niedawno Ignacy Morawski, główny ekonomista „Pulsu Biznesu”.

Ekonomista przyznaje, że z badań, jakie osobiście prowadził zaledwie rok temu, wynika, że po przekroczeniu przez płacę minimalną poziomu 50 proc. płacy średniej miejsca pracy zaczynają znikać w widoczny sposób. A to oznacza, że już weszliśmy na grząski grunt, skoro w 2021 r. ta relacja wynosi ponad 53 proc.

A do tego mamy przecież pandemię i kryzys gospodarczy, którego wiele firm, tak czy inaczej, nie przetrwa i rosnące (wolno, ale jednak) bezrobocie.

Argumentem „za” niech będzie to, że przecież w 2020 r. płaca minimalna wzrosła jeszcze mocniej niż w 2021 r., bo o 350 zł, czyli 15,6 proc. r/r, a w 2021 r. tylko o 7,7 proc. A przecież kryzys rozpoczął się już wiosną 2020 r. I nic strasznego się jednak nie stało. Bezrobocie, owszem, wzrosło, ale „tylko” do 6,1 proc., a polski rynek pracy radzi sobie lepiej niż większość europejskich, które nie musiały się w tym czasie zmagać z tak wysoką podwyżką kosztów pracy.

Wygląda więc na to, że panika pracodawców i ich pokrzykiwania znowu są na wyrost. Do czasu. W którymś momencie okaże się, że rząd przegiął, bo o ile podnoszenie płacy minimalnej przy niskich jej poziomach jest korzystne, o tyle przy wysokich staje się szkodliwe dla rynku. 

Możliwe, że właśnie zbliżamy się do tego miejsca, jeśli nie dziś, to za rok lub dwa lata, biorąc pod uwagę, że Jarosław Kaczyński niewiele ponad rok temu obiecywał wzrost minimalnego wynagrodzenia do 4 tys. zł brutto już 2023 r.

REKLAMA

Rząd rzeczywiście stąpa po cienkim lodzie. Niestety zorientuje się, kiedy będzie już pod wodą.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA