Zagraniczni eksperci przyjrzeli się planom PGE i zaniemówili. Nie wierzą, że w XXI w. ktoś chce inwestować w węgiel
Niemal cały zachodni świat zachwyca się potencjałem zielonej energii, zachęca do inwestowania w nią i wprowadza ograniczenia zniechęcające do korzystania z węgla. W tym samym czasie (i chyba równoległej rzeczywistości) w Polsce martwimy się, że obok gigaelektrowni w Bełchatowie powstała wielka dziura, z której z coraz większym trudem wyciągamy resztki naszego czarnego złota. PGE szuka nowych złóż i chce wydobywać go teraz z gminy Złoczew. Zdaniem zagranicznych ekspertów to fatalny pomysł.
Elektrownia Bełchatów to największy truciciel w Europie (jeśli chodzi o emisję CO2), który jednocześnie zaopatruje w prąd 20 proc. kraju. Problem w tym, że miejscowe złoża się wyczerpują, dlatego PGE szuka nowych źródeł węgla.
Wybór padł na odległy o 42 km Złoczew. Według ministra Tchórzewskiego, rozpoczęcie eksploatacji w tej gminie mogłoby wydłużyć żywotność elektrowni do 2040 r. Kopalnia odkrywkowa dostarczy ok. 20 mln ton węgla rocznie, co nie pozwoli nawet w połowie zastąpić obecnie wykorzystywanych odkrywek w Bełchatowie i Szczercowie.
Co na to Unia Europejska? No cóż, w zasadzie wszystko jest zgodne z prawem. Unijni urzędnicy zgodzili się na wydłużenie okresu, w którego trakcie polskie elektrownie będą mogły korzystać z węgla.
PGE zaciera więc ręce, okoliczni mieszkańcy są w tym czasie podzieleni. W rozmowie z Business Insiderem Stanisław Skibiński, prezes stowarzyszenia "Nie dla odkrywki Złoczew" tłumaczył, że przed rozpoczęciem prac odkrywkowych trzeba będzie przesiedlić 33 wsie ( łącznie 3 tys. osób), zniszczyć infrastrukturę drogową, wodną i energetyczną.
W 2018 r. o inwestycji z zachwytem wypowiadała się za to ówczesna burmistrz Złoczewa, podkreślając, że po powstaniu kopalni miasto wzbogaci się o 2,5 tys. miejsc pracy. Nie dodała, że Złoczew dostanie też zastrzyk gotówki w postaci nowych podatków. A, że energetyka potrafi się odwdzięczyć, przekonała się między innymi położony koło kopalni Bełchatów Kleszczów, który od lat dzierży pierwsze miejsce wśród najbogatszych gmin w Polsce. Samo PGE wpłaca do jej budżetu 280 mln zł rocznie.
Miażdżąca opinia z zagranicy
Za ocenę tej inwestycji zabrał się również Instytut Ekonomii Energii i Analiz Finansowych (IEEFA). Analitycy nie zostawili na pomyśle PGE suchej nitki.
IEEFA rozpoczął od rozprawienia się z polityką PGE w latach 2015-2020. Analitycy wytknęli polskiej spółce, że choć ta inwestowała w węgiel poprzez wykładanie pieniędzy na nowe elektrownie węglowe i modernizację istniejących (75 proc. z 37 mld inwestycji), to zysk EBITDA (przed odliczeniem podatków i amortyzacji) z tej działalności spadał. W porównaniu z 2013 r. był niższy o równo 26 proc. W tym samym czasie zielona energia pozostawiona właściwie sama sobie (3 proc. inwestycji), przynosiła PGE coraz więcej pieniędzy, EBITDA poszła w górę o 20 proc.
Jednocześnie, wskazują twórcy raportu, wycena innych europejskich spółek, które zainwestowały w OZE uległa znacznie poprawie. Jak widać poniżej:
Najmocniej na transformacji zyskał duński Orsted. Spółka ta zwiększyła udział OZE z 17 do 75 proc. w ciągu ostatnich 13 lat.
Inwestowanie miliardów euro w wydobycie węgla brunatnego przez kolejne dziesięciolecia nie ma ekonomicznego sensu, skoro wiadomo, że polski system energetyczny o wiele wcześniej będzie musiał przejść transformację z węgla na bardziej przystępne cenowo, mniej zanieczyszczające środowisko, niskoemisyjne źródła energii — tłumaczy Gerard Wynn, konsultant finansowy IEEFA i współautor raportu.
Raport IEEFA wskazuje, że tradycyjna działalność PGE jest coraz mniej rentowna. W ubiegłym roku stanowiła 46 proc. całkowitej EBITDA, co oznacza spadek z 57 proc. (wynik z 2015 r.) Firma musi znaleźć nowy silnik wzrostu poza węglem – twierdzi Instytut.
Jako przykład takiej transformacji wskazywany jest niemiecki RWE. Pod względem emisji CO2 RWE wciąż przegania PGE. Ba do niedawna, spółka ta miała dość podobny miks energetyczny, co Polacy. Firma intensywnie inwestuje jednak w odnawialną energię, kupiła akcje Innogy i E.ON. Prognozy wskazują, że zyski RWE znów zaczną rosnąć, ale tym razem odpowiadać będzie za nie OZE.
Dzisiejszy dzień jest dla RWE początkiem nowej ery. Do 2040 r. staniemy się firmą neutralną dla klimatu. Każde paliwo ma swój czas i teraz zaczyna się czas OZE. Zamierzamy zostać jednym z największych dostawców zielonej energii na świecie
– zapowiadał niedawno prezes RWE Martin Schmitz.
Nieopłacalny Złoczew
W kontekście planowanej budowy kopalni w Złoczewie IEEFA zauważyła, że dostarczenie węgla do elektrowni odległej o kilkadziesiąt kilometrów wymaga budowy infrastruktury kolejowej. Michał Wilczyński oszacował, że koszt jej budowy to jakieś 850 mln zł.
Taka inwestycja nie miałaby szans na wsparcie ze strony Unii Europejskiej. W przeciwieństwie do nakładów na rozwój OZE, w przypadku których UE zwraca nawet do 100 proc. nakładów.
Ale to i tak wydaje się najmniejszym problemem. Złoczew stałby się najgłębiej położoną kopalną węgla brunatnego w Polsce. Dokopanie się do złóż wymaga zejścia 354 m poniżej poziomu morza. By dostać się do węgla, trzeba będzie usunąć 7 mld ton gleby. Woda potrzebna do wydobycia miałaby wpływ na hydrologię obszaru sięgającego 803 km kwadratowych.
PGE samo wymienia wyzwania, przed którymi stoi spółka, w szczególności wyższą cenę uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Teraz potrzebuje bardziej zdecydowanego i ambitnego określenia sposobu zastąpienia malejących zysków z węgla kamiennego i brunatnego w perspektywie krótko- i średnioterminowej.
Proponowana kopalnia węgla brunatnego w Złoczewie odwraca uwagę od kwestii zasadniczych, w razie jej budowy nieuchronnie przyniesie ogromne straty, za które zapłacą konsumenci lub państwo polskie. Minęły już czasy, w których firmy energetyczne mogły zastępować stary węgiel nowym – podkreśla Gerard Wynn.
PGE myśli o farmach wiatrowych
W tym kontekście zapowiedzi Bełchatowa o budowie farm wiatrowych na Bałtyku wydaje się tylko kroplą (nomen omen) w morzu potrzeb. Pierwsze farmy mają zacząć dostarczać prąd do naszych gniazdek w 2025 r.
Niektórzy westchną pewnie w tej chwili: Nie od razu Kraków zbudowano. Może i tak, ale w tym wypadku nie mamy już czasu na czekanie. Abstrahując już od samych konsekwencji zmian klimatycznych, nie da nam go Unia Europejska. Ceny certyfikatów na emisję CO2 rosną, a polski węgiel zaczyna być tak drogi, że bardziej opłaca się go sprowadzać z Rosji czy Australii.
A, że można przez tę transformację przejść szybko, pokazali nam już Brytyjczycy, którzy w ciągu 6 lat zmniejszyli udział węgla w miksie energetycznym z 39 do 5 proc. Ale to wymagałoby już odejścia od myślenia, że węgiel jest naszym dobrem narodowym i nakierowania działań na rozwój nowoczesnej energetyki.