REKLAMA

Wszyscy klaszczą na atom. A rachunek za odpady widzieli?

To chyba jedna z nielicznych kwestii, w których zgadza się ze sobą stara władza, z tą nową, która ma nastać w przyszłym tygodniu. Bo dzisiaj w Polsce nikt raczej nie ma wątpliwości, że naszą przyszłością jest energetyka jądrowa, która po węglu ma przejąć rolę stabilizatora w naszym miksie energetycznym. A co z odpadami radioaktywnymi? Niemcy za ich składowanie płacą fortunę, ale podobno dlatego, że zamknęli swoje reaktory. Jak to będzie wyglądać u nas?

odpady-elektrownia-jadrowa
REKLAMA

We Francji, która ma 56 reaktorów atomowych, składowiska odpadów radioaktywnych są już pełne pod korek. A baseny chłodzące paliwo na północno-zachodnim krańcu kraju mogą się zapełnić do końca dekady. Z kolei budowa nowego zbiornika (warta 1,25 mld euro) ma zakończyć się dopiero w 2034 r. Dlatego Paryż na poważnie bierze opcję składowania atomowych resztek 500 m pod ziemią, w formacji gliny, na wschodzie kraju. W Polsce, zanim ruszy planowana w 2026 r. budowa pierwszej nadmorskiej elektrowni jądrowej, mamy bardzo podobną sytuację. 

REKLAMA

Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych (ZUOP) z siedzibą w Świerku koło Otwocka pod Warszawą, którego operatorem jest Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych w Różanie, też już powoli pęka w szwach. Dlatego Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaczęło szukać nowej lokalizacji dla odpadów promieniotwórczych. Uruchomiono nabór chętnych gmin, którym w zamian oferuje się coroczną dopłatę z budżetu państwa w wysokości 400 proc. dochodów z tytułu podatku od nieruchomości znajdujących się na terenie gminy (nie więcej niż 10,5 mln zł). Do 15 listopada nie było żadnych chętnych, więc nabór przedłużono do 30 czerwca 2024 r.

Odpady atomowe: ich składowanie może swoje kosztować

Czy teraz ktoś się skusi? Trudno wyrokować. Chociaż wydaje się to mało prawdopodobne. Wszak w przyszłym roku czekają nas wybory samorządowe. Kandydat, który na terenie swojej gminy będzie proponował składowisko odpadów radioaktywnych, raczej nie będzie miał żadnych szans na poklask. Tymczasem wychodzi na to, że takie składowanie niebezpiecznych odpadów swoje też kosztuje. Jak wynika z niemieckich wydatków na ochronę środowiska, to zdecydowanie najbardziej kosztowna pozycja. 

Więcej o odpadach przeczytasz na Spider’s Web:

Prawie miliard euro rocznie - składowanie odpadów radioaktywnych. Czy u nas ten koszt bierze się pod uwagę? - zastanawia się dr Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa think tanku Forum Energii.

Z takim też pytaniem, czy istnieją jakiekolwiek szacunki takich kosztów po stronie Polski, jak już nasza elektrownia jądrowa będzie pracować pełną parą, zgłosiliśmy się do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Na razie nie doczekaliśmy się odpowiedzi.

Niemcy płacą krocie, bo wygasili atom?

Zdaniem jednak Adama Błażowskiego, inżyniera i publicysty, od lat związanego zawodowo z branżą efektywności energetycznej i Smart City, te miliardowe koszty Niemiec to pokłosie ich błędnej polityki energetycznej. Przypomnijmy: 15 kwietnia 2023 r. zakończyła się produkcja energii elektrycznej w niemieckich elektrowniach jądrowych. Wyłączono trzy ostatnie obiekty: Emsland (Dolna Saksonia), Isar II (Bawaria) i Neckarwestheim II (Badenia-Wirtembergia).

REKLAMA

Niemcy są antyprzykładem w tej kwestii, bo decyzją polityczną zamknęli energetykę jądrową przed czasem. Więc teraz muszą za to płacić - przekonuje na platformie X Błażowski.

I dodaje, że w innych krajach do każdej MWh z atomu jest dopisana kwota z przeznaczeniem na składowanie odpadów radioaktywnych. I chociaż MKiŚ nam nie odpowiada w tej kwestii, to okazuje się, że w Polsce od lat już jest ustalona ta stawka. Wynika to z rządowego rozporządzenia z 10 października 2012 r. poprzedniego gabinetu Donalda Tuska. Zgodnie z tymi wytycznymi do każdej 1 MWh z atomu dopisane będzie 17,16 zł w tym celu. To jednak kwota wyliczona ponad 11 lat temu. Wielce więc prawdopodobne, że w przyszłości będzie zdecydowanie większa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA