Polscy naukowcy: wprowadźmy wysoki podatek, żeby uderzył w bezrobotnych i gospodynie domowe
I to wszystko nie dla pieniędzy, ale dla ich własnego dobra, bo to właśnie głównie te grupy palą papierosy, a jednocześnie są wrażliwe na cenę, więc podatek ich zaboli i może okazać się naprawdę skuteczny. A i NFZ się ucieszy, że z leczeniem raka płuc może będzie miał mniej roboty.
Polacy palą dużo, za dużo papierosów. Podczas gdy statystyki dla świata pokazują, że tytoniu używa 22 proc. populacji, to w Polsce jest to aż 28,8 proc. dorosłych Polaków (30,8 proc. mężczyzn i 27,1 proc. kobiet).
Ale mam znacznie ciekawszą liczbę: za ponad 1/4 wszystkich zgonów mężczyzn w Polsce (26,6 proc.) odpowiada właśnie palenie. W grupie kobiet jest trochę lepiej - 13,7 proc., choć to nadal druga co do częstości przyczyna zgonów.
Macie pojęcie, jakim obciążeniem dla systemu ochrony zdrowia jest nałóg nikotynowy? To jakieś 7 mld dol., bo tyle mniej więcej kosztuje opieka zdrowotna związana z chorobami odtytoniowymi, a przynajmniej tyle to było w 2012 r., bo z to ostatnie dostępne dla Polski szacunki. Dziś to pewnie grubo więcej.
A do tego jeszcze kolejne 50 mld dol. kosztów utraconej produktywności z powodu chorób i przedwczesnych zgonów. Kawał grosza – jest więc się o co bić.
W Polsce jest za tanio
No właśnie, kasa, Misiu, kasa. Bo to wszytko m.in. dlatego, że papierosy w Polsce są za tanie. Dlatego Komitet Zdrowia Publicznego Polskiej Akademii Nauk w swoim niedawnym raporcie postuluje podniesienie cen wyrobów tytoniowych poprzez nałożenie na nie znacznie wyższych podatków.
Kwoty nie padły w raporcie, ale postulat jest prosty: ceny powinny rosnąć znacznie szybciej niż nasze zarobki i szybciej niż inflacja, żeby ich dostępność ekonomiczna była coraz mniejsza.
Wielu pewnie powie, że to nałóg i pieniądze niczego nie załatwią. Dziś płacimy niemal 20 zł za paczkę papierosów, a pali wcale nie mniej osób niż wtedy, kiedy paczka kosztowała 5 zł. Ba! Ostatnio nawet odsetek palących rośnie w Polsce.
Ale jak przyjrzycie się statystykom, kto pali w Polsce najwięcej, może się okazać, że drożyzna naprawdę może odegrać znacząca rolę w rzucaniu palenia. Otóż najwięcej palących jest wśród osób bezrobotnych — to aż 34 proc. ogółu i gospodyń domowych (39 proc.). Nałogowi palacze przeważają też w grupie osób, które określają swoją sytuację materialną jako złą – to 25 proc. ogółu. To ewidentnie grupy bardzo wrażliwe na cenę, więc podniesieniem podatków od papierosów można tu wiele zdziałać.
18 lat to za mało
Ale pieniądze to nie wszystko, trzeba działać całościowo, dlatego Komitet Zdrowia Publicznego ma jeszcze szereg innych pomysłów:
- podnieśmy wiek osób uprawnionych do nabycia produktów nikotynowych z 18 do 21 lat;
- zaostrzmy prawo, by obowiązkowa była weryfikacja wieku kupujących tytoń przez sprzedawców;
- wprowadźmy edukację antytytoniową w szkołach;
- zakażmy zupełnie reklamy, ale i promocji produktów tytoniowych;
- uruchommy program wychodzenia z nałogu, który byłby dostępny także dla nieletnich — niechże mają oni wręcz dostęp do produktów ułatwiających rzucanie palenia (oczywiście o udowodnionej skuteczności), które byłyby refundowane.
Jeśli jako palacze myślicie, że to bajanie intelektualistów, bo coś muszą robić, to was rozczaruję: Minister Zdrowia od dawna zapowiada, że Polska musi wprowadzić wyższe podatki na poszczególny grupy produktów szkodliwych dla zdrowia, nie tylko po to, by zdobyć pieniądze na zwiększone koszty leczenia, ale również właśnie po to, by te koszty obniżać, odstraszając nas nie tylko od palenia tytoniu, ale też pewnie w końcu jedzenia chipsów i batoników.
Te specjalne celowe podatki minister zapowiadał w strategii dla systemu ochrony zdrowia już z rok temu i nic. Ale umówmy się – przed wyborami nikt nie przywali gigantycznego podatku grupie niemal 30 proc. dorosłych Polaków. Trzeba po prostu jeszcze chwilę poczekać.