No to się doigraliśmy. Tylko ten nowy dziwny podatek może nas uratować przed tragedią
Inflacja nie spada, przeciwnie, rośnie, chociaż RPP już jedenaście razy podniosła stopy procentowe. A może przestaniemy skupiać się na stopach i podziałamy po drugiej stronie Świętokrzyskiej? Żeby zatrzymać inflację, trzeba powstrzymać Polaków przed kupowaniem wszystkiego, czego naprawdę nie potrzebują. Wprowadźmy więc nowy podatek od zakupu dóbr luksusowych, poziom ustalając bardzo nisko. Nikt podatku nie będzie chciał płacić, więc wstrzyma się z zakupami, a inflacja zacznie spadać. Fiskus może nie zarobić ani złotówki. I o to właśnie chodzi!
Podnosić stopy procentowe, bo inaczej nie da się opanować wysokiej inflacji i wpadniemy do czarnej dziury jak Turcja, czy nie podnosić, bo zaraz inflacja sama ustąpi? Polacy mają w tej sprawie dość osobliwe poglądy.
Z niedawnego sondażu IBRiS dla Onet.pl wynika, że 17 proc. badanych sądzi, że należy nadal podnosić stopy, a prawie 35 proc., że należy je utrzymać na obecnym poziomie. Ha! Ale dodatkowo co czwarty badany uważa, że stopy należy nawet obniżać!
Dziwne. Tej opcji akurat obecnie nie ma w grze, bo nikt nie ma wątpliwości, że taki ruch skończyłby się dla nas fatalnie, a inflacja jeszcze mocniej wymknęłaby się spod kontroli. Co prawda nie jest to niemożliwe, co usilnie udowadnia bank centralny Turcji. Ostatnio po raz kolejny obniżył stopy, tym razem z 12 proc. do 10,5 proc., chociaż inflacja sięga w tym kraju 83 proc.
Ale załóżmy, proszę, że nikt w Polsce takiego scenariusza nie będzie testować, a Polacy po prostu nie mają pojęcia, co mówią. To akurat dość prawdopodobne, bo mimo trwającej od miesięcy dyskusji sytuacji w Polsce, tylko 43 proc. odróżnia inflację od stóp procentowych, a 15 proc. uważa, że można te dwa pojęcia stosować zamiennie. Pisałam o tych badaniach niedawno.
Stopy procentowe na 14 proc. – grzmi najostrzejszy głos w RPP
Najbardziej radykalny głos w sprawie podwyżek ma ostatnio nowa członkini RPP prof. Joanna Tyrowicz. Niedawno mówił że jej zdaniem stopy należy podnieść po poziomu oczekiwanej inflacji. OCZEKIWANEJ to słowo klucz, a więc nie tej, jaką mamy obecnie (17,2 proc.), ale tej, jakiej spodziewamy się w ciągu 12 miesięcy.
Jaki to poziom? W „Rozmowie Piaseckiego” w TVN24 prof. Tyrowicz mówiła o 14 proc. Tyle według niej wynoszą oczekiwania inflacyjne na za 12 miesięcy. Przy czym one oczywiście mogą się obniżyć.
W radiu 357 w programie Kuby Strzyczkowskiego z kolei padła wartość 10 proc. To oczekiwana inflacja na przyszły rok. Mniej, ale być może pani profesor miała na myśli średnioroczną inflację, zakładając, że w ostatnim kwartale roku odczyty będą już mocno zaniżać tę średnią. Zgaduję.
Tak czy inaczej jej zdaniem stopy powinny z obecnych 6,75 proc. wzrosnąć do 10, a może i 14 proc.
Nowy podatek może nas uchronić przed wariantem tureckim
A teraz stop. Zamiast toczyć tu dyskusję, czy podnosić, czy nie podnosić stopy procentowe, odbijmy się i przeskoczmy na drugą stronę ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie. Bo na inflację wpływa nie tylko polityka monetarna prowadzona przez NBP, czyli stopy procentowe, ale również polityka fiskalna prowadzona przez Ministerstwo Finansów, czyli poziom podatków.
Kiedy kilka miesięcy temu rząd postanowił obniżyć pierwszą stawkę PIT z 17 do 12 proc., ekonomiści łapali się za głowę, że to przecież podbije inflację zamiast ją obniżyć, a MF w ten sposób podkłada nogę NBP, utrudniając mu jeszcze bardziej walkę z rosnącymi cenami.
Już przestaliśmy o tym dyskutować i skupiamy się jedynie na stopach, ale może powinniśmy do tego wątku wrócić? Bo gdyby resort finansów zaczął podnosić podatki, pomógłby NBP, a Rada Polityki Pieniężnej mogłaby dzięki temu ograniczyć podwyżki stóp.
I nie, nie chcę podnosić stawki PIT wszystkim. Wielu Polaków dziś wystarczająco cierpli w powodu rosnących cen. Tych najuboższych należy więc oszczędzić. Ale gdyby tak wprowadzić zupełnie nowy podatek od luksusu, przy czym barierę wejścia do kategorii „luksus” zawiesić bardzo nisko?
Chodzi o to, by podatek od luksusu był dość wysoki, ale jednocześnie tymczasowy i to jasno trzeba ludziom powiedzieć: zniesiemy go natychmiast, kiedy inflacja spadnie do celu wyznaczonego przez NBP, czyli do 2,5 proc.
Jak przyjdzie ci do głowy kupić nowy samochód, ale przez podatek będzie on o 30 proc. droższy, to poczekasz z zakupem na czas, kiedy podatek zniknie. Odłożysz pieniądze zamiast je wydawać, a dzięki temu popyt spadnie, a w ślad za nim inflacja.
Ale przecież w taki sposób ów podatek nie przyniesie fiskusowi żadnych zysków! Bezsens! A właśnie że SENS, bo chodzi o to, by podatku nikt nie płacił. Ma mieć jedynie funkcję odstraszająca i skłaniającą ludzi do tego, by przestali wydawać pieniądze.
W wariancie bardziej hardkorowym wprowadzamy podatek, który jednak budżetowi coś przyniesie, choć nadal nie jest to kluczowy cel. Na przykład podnosimy stawkę podatkową w drugim progu PIT, żeby ci najlepiej zarabiający w Polsce, którzy ciągle jeszcze czują, że oszczędzać nie muszą, oszczędzać zaczęli.
To o tyle lepszy pomysł, że wstrzymanie zakupów dotyczyłoby nie tylko towarów luksusowych, ale też innych kategorii produktów, które inaczej trudno byłoby zdefiniować jako luksus, ale wielu ludzi obyłoby się bez nich spokojnie, np. odzież i obuwie kupowane tonami, choć szafa i tak pęka w szwach.
Nie czas straszyć podwyżką podatków. Trzeba do niej nawoływać
Oczywiście zaraz ktoś zacznie szukać dziury w całym, więc od razu uprzedzam. Nie próbuję tutaj pisać gotowego projektu ustawy, rzecz w tym, by pokazać wam logikę takich działań. Działań, o których zapomnieliśmy, skupiając się tylko na stopach jako jedynym instrumencie do wpływania na inflację.
Społeczeństwo nie czepia się ministra finansów, że nie podnosi podatków, za to czepia się chętnie prezesa NBP, że nie podnosi stóp. Nawet wielu polityków i ekonomistów, którzy doskonale rozumieją te zależności i krytykują RPP za brak mocniejszych podwyżek, jednocześnie robi wam wodę z mózgu, strasząc, że zaraz rząd zacznie podnosić podatki. No właśnie: STRASZĄC, a przecież gdyby byli konsekwentni, powinni publicznie do tego nawoływać.
Sorry, nie ma innego wyjścia. Albo podniesiemy stopy, albo podniesiemy podatki. Wtedy jakaś część społeczeństwa z powodu tych podwyżek będzie miała trudniej. Ale jak tego nie zrobimy i pozwolimy inflacji dalej hulać, całe społeczeństwo będzie miało trudniej i to na dłużej.