REKLAMA

Inflacja? Mamy przerąbane, chyba że uwierzymy, że Polacy to idioci, wtedy może będzie lepiej

Wcześniej prawie dekadę trwało, by ceny wzrosły o 17,2 proc., teraz zajęło nam to zaledwie rok. I wygląda na to, że będzie gorzej, bo Polacy spodziewają się jeszcze wyższej inflacji - a jak sami w to wierzą, to znaczy, że właśnie tak będzie. Jedyną deską ratunku, żeby się nie załamać, to uczepić się myśli, że Polacy są po prostu strasznie głupi, więc nie można wierzyć w badania dot. oczekiwań inflacyjnych wśród konsumentów. Uwaga, rzucam koło ratunkowe: tylko 43 proc. wie, że inflacja i stopy procentowe to nie to samo!

Inflacja? Mamy przerąbane, chyba że uwierzymy, że Polacy to idioci, wtedy może będzie lepiej
REKLAMA

Gdyby rząd trochę wcześniej zrobił to, co ogłosił dopiero w czwartek, że jak samorządy zajmą się dystrybucją węgla i będą go sprzedawać maksymalnie po 2 tys. zł za tonę, czyli ok. 30 proc. taniej niż wynosi dziś cena rynkowa, to inflacja we wrześniu wynosiłaby ok. 16 proc. - policzyli analitycy mBank Research.

REKLAMA

Nieźle! Aż trudno uwierzyć, że węgiel aż tyle waży w koszyku inflacyjnym. Ale co z tego. Inflacja we wrześniu wynosi nie 16, a 17,2 proc., co potwierdził właśnie GUS.

Jak bardzo wysoki to odczyt, posłużę się jeszcze jedną ciekawostką, dla lepszego zrozumienia sytuacji. Marcin Czaplicki, analityk innego bankowego zespołu analitycznego - PKO Research - policzył, że wzrost cen o 17,2 proc., który teraz zajął nam rok, trwał niemal dekadę - dokładnie 9 lat i 8 miesięcy. Tyle właśnie czasu musiało minąć, żeby ceny wzrosły dokładnie o tyle, ile w zeszłym roku. To robi wrażenie.

Nie odkryję przed wami Ameryki, jeśli powiem, że ekonomiści spodziewają się, że będzie gorzej, a inflacja może na początku przyszłego roku, pewnie w lutym, dobić do 20 proc.

Samospełniające się proroctwo

Ale ciekawe jest to, skąd to wiemy i co jest tego przyczyną. Inflacja to nie tylko liczby, to też emocje i przekonania (niekoniecznie prawdziwe), które tkwią w naszych głowach. Hipotetycznie, jeśli nawet ceny surowców energetycznych, czy rolnych (a to właśnie energia i żywność tak mocno podbijają ceny), nagle mocno by spadły, ale konsumenci by o tym nie wiedzieli i byli przekonani, że inflacja nadal będzie pędzić, to ona rzeczywiście będzie pędzić. 

Rzecz w tym, że jak konsumenci są przekonani, że ceny będą szybko rosły, to są z tym pogodzeni i łykają te podwyżki, które serwują im sprzedawcy. A sprzedawcy widzą, że wyższe ceny nie odstraszają kupujących, więc podnoszą je dalej. Na tym właśnie polega samospełniające się proroctwo i fatalne skutki wysokich oczekiwań inflacyjnych.

To wróćmy do danych. Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych w ostatnich dniach podało, że oczekiwania inflacyjne wśród konsumentów jeszcze się nasiliły. Ten wzrost oczekiwań trwa już od jesieni 2020 r., ale mimo że w ogromnej mierze się już zmaterializował - ceny przecież już piekielnie wzrosły - to nasze oczekiwania co do rosnących w przyszłości cen ciągle nie chcą się zatrzymać.

Odsetek respondentów, którzy spodziewają się w najbliższych miesiącach co najmniej takiego samego lub wyższego niż dotychczas tempa wzrostu cen znowu się zwiększył w porównaniu z poprzednim miesiącem. Spoglądając szerzej, w ciągu ostatniego pół roku, z 21 proc. do 17 proc. spadł z kolei odsetek tych, którzy uważają, że inflacja będzie w najbliższym czasie rosła wolniej niż obecnie.

A więc spodziewamy się, że ceny będą rosły jeszcze szybciej, zamiast zwalniać, a skoro tak myślimy, to tak pewnie będzie.

Inflacja i stopy procentowe to to samo?

Żeby ratować was przed tym pesymizmem, mam jednak dwa koła ratunkowe, które podważają to, że Polacy wiedzą, co mówią, a ich przekonania są prawdziwe.

Po pierwsze, w tych badaniach BIEC od jesieni 2020 r. był w zasadzie tylko jeden moment, w którym oczekiwania inflacyjne na chwilę się obniżyły. Nie uwierzycie, ale to był luty 2022 r., kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, a to przecież jeden z najważniejszych czynników, który nam inflację podbija i to ostro. Byliśmy w takim szoku, że kompletnie odwrotnie oceniliśmy wpływ tej wojny na sytuację ekonomiczną i zaczęliśmy opowiadać badaczom kompletne banialuki.

Jest jeszcze drugie koło ratunkowe. Można uczepić się myśli, że Polacy po prostu nie wiedzą, co mówią, bo ich wiedza ekonomiczna jest na żenującym poziomie. Szokująco żenującym.

Ostatnio wpadły mi w ręce badania przeprowadzone we wrześniu przez Instytut Badań Pollster dla stacji telewizyjnej TTV. Badania były na próbie 1025 Polaków, a więc reprezentatywnej, zgodnie ze sztuką.

Wyszło im, że tylko 43 proc. badanych wie, że pojęcia inflacji i stopy procentowej oznaczają zupełnie co innego. Szok? Poczekajcie. Kolejne 15 proc. uważa, że te dwa pojęcia można stosować zamiennie. Nawet nie wiem, co powiedzieć. Ale to ratuje mnie przed myślą, że jak Polacy mówią, że ceny będą rosły jeszcze szybciej, to może wcale jeszcze nie znaczy, że mają rację.

Tak naprawdę, piszę to trochę z przymrużeniem oka, bo wiadomo, że wzrost cen wkrótce jeszcze przyspieszy, cała nadzieja w tym, że przy 20 proc. się już zatrzyma i tempo zacznie spadać.

Czy samo zacznie?

Stopy idą na 8 proc.

Cóż, opinie w RPP są najwyraźniej podzielone. Ale właśnie w piątek rano jeden z członków Rady, Ludwik Kotecki, znowu nas postraszył, że po krótkiej przerwie w październiku musimy wrócić do dalszych podwyżek stóp i to nie jakichś symbolicznych, ale jest przestrzeń, by stopy były wyższe jeszcze o kilka punktów procentowych.

Zdaniem Koteckiego, stopy powinny zostać podniesione mniej więcej do poziomu inflacji, jakiego oczekujemy za rok, może półtora. A jakiego oczekujemy? Dowiemy się dopiero z listopadowej projekcji NBP.

To jeszcze nie znaczy, że RPP zrobi właśnie to, co sugeruje jeden z jej członków, Rada zdecyduje kolegialnie, czyli większością głosów, więc może być różnie.

Ale rynek spodziewa się jednak jeszcze solidnych podwyżek stóp. Po krótkiej wakacyjnej przerwie, kiedy WIBOR nawet lekko już spadał (na początku lipca WIBOR 3M spadł już nawet lekko poniżej 7 proc.) znów rośnie i dziś wynosi 7,28 proc.

WIBOR 6M swój wakacyjny dołek miał na poziomie 7,29 proc., ale już znowu zaczął rosnąć i dziś ma wartość 7,43 proc.

REKLAMA

Z kontraktami na WIBOR jest jeszcze gorzej, a one przecież w teorii wyprzedzają przyszłość, pokazując, co może się dziać z WIBOR-em. W ostatnich dniach kontrakty FRA 6x12 oscylują wokół 8 proc., a i zdarzyło im się przebić ten poziom.

Przypomnę tylko grzecznie, że obecnie stopa procentowa wynosi 6,75 proc. I do 8 proc. jej jeszcze daleko. Na razie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA