Niemcy odpuszczają. Sprowadzą gaz z Rosji?
Dopełniła się nowa umowa koalicyjna zza naszą zachodnią granicą, Niemcy planują powołać nowy rząd w pierwszej połowie maja. W tej układance jest też miejsce na nowe otwarcie energetyczne, w którym zielona energia nie będzie aż tak bardzo promowana, jak do tej pory. Za to zdecydowanie więcej ma zależeć od gazu ziemnego. Niestety, przy tej okazji wraca też temat ponownego handlu błękitnym paliwem z Rosją.

Obecnie niemiecki miks energetyczny opiera się w głównej mierze na energii słonecznej i wiatrowej. Ale dalej ok. 22-23 proc. prądu pochodzi z węgla. I Niemcy chcą to jak najszybciej zmienić. Jak? Nowa koalicja rządowa - między konserwatywną CDU/CSU i socjaldemokratyczną SPD - właśnie kończy układać rządowe puzzle, tak żeby móc utworzyć nowy gabinet pod kierownictwem kanclerza Friedricha Merza w pierwszej połowie maja. Wśród uzgodnień są też te poświęcone energetyce. Zawarty pakt koalicyjny zakłada rozbudowę elektrowni gazowych o 20 GW, co z jednej strony ma uwolnić naszych zachodnich sąsiadów od węgla, a z drugiej znacząco obniżyć cenę energii. Te nowe moce gazowe mają służyć Niemcom jako moc zapasowa w systemie elektroenergetycznym opartym na OZE. Jednocześnie Berlin rezygnuje z ostatecznego pożegnania węgla już w 2030 r. i pozostaje przy pierwotnej dacie wyznaczonej na 2038 r.
Trzymamy się uzgodnionej ścieżki wycofywania produkcji energii elektrycznej z węgla brunatnego najpóźniej do 2038 r. - czytamy w dokumentach negocjacyjnych CDU/CSU i SPD.
Niemcy: niższa cena energii i dalej bez atomu
Ale nie tylko większy udział gazu ziemnego ma spowodować spadek ceny energii. Przyszły rząd Niemiec zapowiada także obniżenie podatku od energii elektrycznej i opłat sieciowych. W efekcie rachunki mają spać co najmniej o 5 eurocentów. Zaplanowany pakiet ustawodawczy ma również znieść prawo wycofujące z grzania paliwa kopalne. Niemcy mają też pożegnać opłatę za magazynowanie gazu (2,99 euro za 1 MWh), który wprowadzono w celu pokrycia kosztów zastępowania gazu z Rosji. Do tego ma dojść do powrotu elektrowni rezerwowych na rynek, ale pod pewnymi warunkami.
W energetycznych ustaleniach koalicyjnych znalazła się jeszcze rozbudowa energii słonecznej, wiatrowej, biomasy, hydroenergii i energii geotermalnej. Nie ma za to mowy o renesansie energii jądrowej. Jeszcze chwilę temu mówiło się o ponownym uruchomieniu nawet 4 GW mocy atomowych, ale ostatecznie ten zapis nie znalazł się w umowie koalicyjnej. Wszystko wskazuje też na to, że - zgodnie z kampanijnymi obietnicami ze strony CDU/CSU - dojdzie do wycofania się z regulacji nakazujących od stycznia 2024 r. instalowanie w nowych budynkach systemów grzewczych wykorzystujących co najmniej 65 proc. energii odnawialnej. Krytykuje to niemieckie m.in. stowarzyszenie pomp ciepła BWP i grupa ekologiczna DUH.
Na Zachód znowu popłynie gaz z Rosji?
Postawienie przez przyszły rząd Niemiec na 20 GW nowych mocy gazowych, kolejny raz prowokuje pytania o ponowne otwarcie gazociągu Nord Stream i powrotu do handlu gazem z Rosji. Dyskusję wywołał minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, który stwierdził, że negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie Ukrainy obejmowały również kwestie ewentualnego powrotu tranzytu gazu przez Nord Stream. Thomas Bareiss, reprezentant CDU w Bundestagu, uważa to za kuszącą perspektywę. W poście opublikowanym na LinkedIn sugeruje, że tym razem Nord Stream mógłby być pod kontrolą USA. Podobnie przyszłość tego gazociągu widzi też Jan Heinisch, członek grupy roboczej ds. energii w CDU.
Jeśli pewnego dnia zostanie osiągnięty sprawiedliwy i bezpieczny pokój, musimy mieć możliwość ponownego porozmawiania o zakupie rosyjskiego gazu - stwierdził w rozmowie z Politico.
Więcej o Niemcach przeczytasz na Spider’s Web:
Takie rozwiązanie popiera Alternatywa dla Niemiec (AfD), która od początku opowiada się za powrotem do „niedrogiego gazu z Rosji”. Ale eksperci są raczej sceptyczni.
Od dawna wiemy, że Rosja nie jest niezawodnym dostawcą. W obliczu światowych wojen o energię kopalną, ponowne uzależnienie się od agresora byłoby katastrofalne — geopolitycznie byłoby to nieodpowiedzialne - komentuje dla DW Claudia Kemfert, szefowa działu energii, transportu i środowiska w Niemieckim Instytucie Badań Ekonomicznych (DIW).