REKLAMA

Zanieczyszczone ryby w Bałtyku? Wybuchy w Nord Stream to toksyczna pułapka

Potężne eksplozje rurociągów Nord Stream i Nord Stream 2, do jakich doszło pod koniec września w ubiegłym roku, miały w głównej mierze dodatkowo podkręcić atmosferę na i tak rozgrzanym do czerwoności rynku energii. I tak też się stało. Ale w ten sposób doszło także do zanieczyszczenia życia morskiego. Naukowcy sugerują, że uwolnione w ten sposób toksyny są śmiertelnym zagrożeniem dla środowiska i dla morskich organizmów.

nord-stream-wybuch-ryby
REKLAMA

Do dzisiaj nie wiadomo, kto stoi za wybuchami w instalacjach Nord Stream i Nord Stream 2. Z jednej strony wskazuje się na proukraińską grupę bojowników, która co pewien czas udowadnia Moskwie, że potrafi boleśnie ugryźć. Niewykluczone, że był to sabotaż ze strony Rosji, która bardzo lubi coś robić sama i potem o to oskarżać innych. Wszak na podobnym kłamstwie zbudowana jest cała napaść Rosji na Ukrainę. W odpowiedzi na ten rurociągowy atak mieliśmy do czynienia z kolejnym skokiem cenowym gazu. Jeszcze 26 września 1 MWh gazu na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures kosztowała mniej niż 185 euro. A 28 września, już po wybuchach, to było już ponad 212 euro. Wzrost o przeszło 14,5 proc., ledwo w trzy dni. 

REKLAMA

Ale potem znowu zaczęła się seria zniżek i z tygodnia na tydzień o tych eksplozjach mało kto już pamiętał. Teraz jednak okazuje się, że ich konsekwencje mogą być znacznie bardziej długoterminowe. I wcale nie chodzi tutaj o rynek energetyczny i takie, a nie inne ceny gazu. To, co się stało kilka miesięcy temu przy rurach Nord Stream i Nord Stream 2 okazuje się bardzo niebezpieczne dla życia morskiego. Zdaniem naukowców te wybuchy uwolniły przeszło 100 tys. ton metanu i wzburzyły ok. 250 tys. ton mocno zanieczyszczonych osadów. 

To było jak seria wybuchów trotylu

Dotychczasowe wyliczenia wskazują, że każda z zeszłorocznych eksplozji miała moc równoważną wybuchu 500 kg trotylu. Każdy z nich miał miejsce na głębokości ok. 70 m. W przypadku Nord Stream powstałe w ten sposób zanieczyszczenia przekraczały na głębokości od 95 do 53 m progowe poziomy bezpieczeństwa przez 15 dni. Z kolei, jeżeli chodzi o Nord Stream 2, zbyt duży poziom toksyn na głębokości od 78 do 42 m utrzymywał się przez 34 dni. I chociaż badacze mają coraz więcej danych, to pełny wpływ tych incydentów na życie morskie, ich zdaniem, nie będzie ostatecznie znane przez miesiące, a może nawet przez lata. Ale i tak prognozy nie są zbyt optymistyczne.

Naukowiec zaleca przy tej okazji, żeby nie zapominać o innych działaniach destrukcyjnych dla dna morskiego, jak chociażby instalacji kolejnych rurociągów, budowie turbin wiatrowych, czy rybołówstwie. 

Zagrożony jest dorsz i morświn

Powstałe w efekcie tych eksplozji zanieczyszczenia trafiły m.in. do Basenu Bromholskiego, regionu Morza Bałtyckiego, który jest tradycyjnym miejscem tarła dla dorsza wschodniobałtyckiego. Warto przypomnieć, że sezon tarła dorsza przypada na okres od marca do września. Wybuchy przy rurociągach z gazem miały więc miejsce pod koniec tego przedziału czasowego. Tym samym tamtejsze organizmy miały styczność w pierwszej kolejności z tributylocynami (TBT), służącymi do ochrony kadłubów statków, i z ołowiem, który stanowił nawet 75 proc. toksycznej mieszanki. 

REKLAMA

A to, jak wskazują naukowcy, może wywołać u ryb zaburzenia endokrynologiczne, wpłynąć na stres oksydacyjny, na funkcje biochemiczne i fizjologiczne, w tym zaburzyć działanie neuroprzekaźników, powodując neurotoksyczność i zaburzenia układu odpornościowego. Z kolei fizyczny ciężar osadu może stanowić nie lada kłopot dla rybich jaj, obciążając je tak, że nie pływają już na optymalnej głębokości, by mogły się rozwijać przed wykluciem. Innym gatunkiem, oprócz dorsza, narażonym przez eksplozje przy instalacjach Nord Stream, jest morświn. W Morzu Bałtyckim uchowało się jedynie ok. 500 szt. tej ryby. Tak więc utrata nawet pojedynczych okazów może okazać się bardzo niebezpieczna dla całej populacji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA