REKLAMA

Wielki powrót nauki zdalnej. Gotowi na powtórkę koszmaru?

To jedna z tych najmniej fajnych pamiątek po pandemii. Nauki zdalnej nie lubił nikt: ani uczniowie, ani rodzice i nauczyciele też nie. Resort edukacji nawet potykał się o własne nogi, tylko żeby nie wysyłać uczniów znowu do domu. Ale niestety, mamy złe wieści dla ministra Czarnka. Lekcje prowadzone w domach właśnie wracają do łask. Tyle tylko, że tym razem uczniów i studentów ze szkół nie wygania żaden wirus. Winne temu są bardzo wysokie rachunki za energię.

nauka-zdalna-ceny-energii
REKLAMA

Nauka zdalna, wywołana pandemią koronawirusa, rozgościła się w Polsce na dobre od 12 marca 2020 r. I tak było do końca tamtego roku szkolnego. W następnym uczniowie też część lekcji miało z domu. Później Ministerstwo Edukacji i Nauki robiło wszystko, aby naukę zdalną omijać jak najszerszym łukiem. I w ten sposób dotrwaliśmy do końca pandemii, o ile można tak w ogóle już mówić. Wszak 7 grudnia liczba zakażeń COVID-19 wyniosła 658. W sumie zaś liczba przypadków w Polsce od 4 marca 2020 r. to 6 353 082 osób, które zachorowały. 

REKLAMA

Liczby jedno, a zachowanie Polaków to drugie. Maski w miejscach publicznych stały się już standardową rzadkością, nikt też już nie pamięta o jakimkolwiek dystansie społecznym. A Ministerstwo Zdrowia od tygodni realizuje swoją mission impossible i stara się namawiać Polaków na czwartą dawkę szczepień. Z wiadomym skutkiem. A teraz dodatkowo jesteśmy świadkami powrotu jednego z największych koszmarów pandemii, czyli nauki zdalnej. Z tą różnicą, że tym razem nie jest temu winny żaden wirus.

Nauka zdalna wraca do łask. Przez rekordowe rachunki

Już w połowie września minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapewniał, że powrót nauki zdalnej nam nie grozi. Jego zdaniem właściwe ogrzanie szkół to obowiązek samorządowców, którym rząd cały czas rzuca koła ratunkowe. Później atmosferę podgrzali sami nauczyciele, którzy na pierwszych wywiadówkach zaczęli ni stąd, ni zowąd wypytywać o sprzęt komputerowy w domu i dostęp do internetu. Bo też samorządowcy ostrzegali, że sytuacja jest coraz gorsza. Np. w Olsztynie wcześniej 1 MWh energii kosztowała 437 zł, a po nowych wyliczeniach już 2800 zł. Zdaniem wielu ustalenie też ceny maksymalnej na poziomie 785 zł za 1 MWh też niczego za bardzo nie załatwia. Bo dalej jest drożej, niż było, tylko ciut mniej. 

Samorządowcy szukają więc oszczędności. I właśnie przez to w niektórych przypadkach mamy do czynienia z powrotem nauki zdalnej do łask. Na taki krok zdecydowały się ostatnio m.in władze Uniwersytetu Gdańskiego, które zdecydowały, że ich studenci w pierwszym tygodniu 2023 r., zaraz po Nowym Roku, będą uczyć się w swoich domach. Do tej pory uczelnia za prąd płaciła rocznie jakieś 7 mln zł, a teraz nawet 16 mln zł. W 2024 r. to może być nawet rachunek opiewający na 28 mln zł. 

Ale nie wszyscy decydują się na taki krok. Np. władze Politechniki Gdańskiej zapewniają, że obecnie nie ma żadnych planów na wprowadzenie nauki zdalnej w kolejnych tygodniach i miesiącach. 

W szkołach rodzice zbierają pieniądze na ogrzewanie

Uniwersytet Gdański nie jest wcale wyjątkiem na szkolno-uczelnianej mapie Polski. Problem zdecydowanie za wysokich rachunków za energię dotyczy całego kraju. Na przykład w Choszczowie na Mazurach zorganizowano festyn Przez żołądek do pieca, na którym rodzice uczniów sprzedawali zrobione przez siebie jedzenie. W ten sposób udało się zebrać ok. 7,5 tys. zł - na zakup węgla. 

Na naukę zdalną szykowali się też studenci z Uniwersytetu w Białymstoku: od 7 stycznia do 6 lutego 2023 r. Ale koniec końców zrezygnowano z tego pomysłu.

Jeszcze trzy razy w ciągu najbliższych tygodni nauka zdalna będzie praktykowana także na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Zgodnie z zarządzeniem rektora zajęć stacjonarnych na uczelni nie będzie jeszcze od 17 do 22 grudnia, od 3 do 5 stycznia 2023 r. i 7 i 8 stycznia przyszłego roku.

Resort: nie ma co odwoływać zajęć przez wysokie ceny energii

Przepisy są w tym względzie jednoznaczne: najniższa możliwa temperatura w klasach to 18 st. C. Jeżeli spada poniżej tego poziomu, to dyrektor powinien odwołać zajęcia. Jeżeli zaś temperatura na zewnątrz wynosi -15 stopni lub mniej, dyrektor ma możliwość zamknięcia szkoły i odwołania lekcji. Jednocześnie od 1 września 2022 r., w takim przypadku, już po trzech dniach od odwołania zajęć stacjonarnych, szkoły powinny wdrożyć tryb nauki zdalnej. Tylko, że MEiN utrzymuje, że wprowadzanie nauki zdalnej ze względu na wzrost cen energii jest bezzasadne. 

REKLAMA

Tymczasem samorządowcy zwracają uwagę, że cena maksymalna energii i tak jest zdecydowanie wyższa od poprzednich stawek. Z kolei rektorzy polskich uczelni narzekają przy tej okazji na zbyt niskie ministerialne subwencje, które zwiększono jedynie o 0,5 proc., co w dobie galopującej inflacji i kryzysu energetycznego dla wielu brzmi jak ponury żart.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA