REKLAMA

Musk śmieje się krytykom w twarz. Wygrywa i ma w gdzieś, że lista jego wrogów rośnie z dnia na dzień

Elon Musk znów jest najbogatszym człowiekiem globu. I co marudy? Tyle było gadania, że miliarder rzekomo stracił w oczach inwestorów swój nimb nieomylności. Gdzie jest więc ten zapowiadany upadek? Fot. Maurizio Pesce/Flickr.com/CC BY 2.0

Musk śmieje się krytykom w twarz. Wygrywa i ma w gdzieś, że lista jego wrogów rośnie z dnia na dzień
REKLAMA

Kojarzycie tę scenę z filmu Glass Onion, w której detektyw Benoit Blanc (grany przez Daniela Craiga) zastanawia się, po co ekscentryczny miliarder Miles Bron (w tej roli Edward Norton) ściągnął na bezludną wyspę grupkę przyjaciół?

REKLAMA

Przecież każdy z nich ma powód, by pana zabić

– zastanawia się Blanc.

Podobne emocje zaczął ostatnio budzić Elon Musk

Wszystko za sprawą Twittera. Gdy przedsiębiorca przejął jedną z najpopularniejszych platform społecznościowych na świecie okazało się, że zarządzanie takim tworem to nie to samo, co kierowanie fabryką Tesli. Nawet taką dużą, jak słynne Gigafactory.

Powody są dość oczywiste. Słabo opłacany pracownik stojący przy taśmie montażowej nie ma siły przebicia w internecie. Media o wewnętrznych problemach Tesli pisały głównie przy okazji naprawdę dużych problemów wizerunkowych. Takich jak w 2019 r, kiedy w Gigafactory zmarł 61-letni Michael Johnston. Oficjalnie z przyczyn naturalnych. Dziennikarze od razu przypomnieli jednak, że do fabryki akumulatorów w latach 2013-2017 karetki przyjeżdżały ponad 100 razy!

Na Twitterze do wzniecenia iskry nie trzeba było czekać do tragedii. Byli pracownicy praktycznie na bieżąco relacjonowali, co dzieje się w firmie. Świat obiegły zdjęcia osób śpiących w śpiworach na podłodze, by wyrobić się z rygorystycznymi deadline'ami narzuconymi przez nowego szefa. Dowiedzieliśmy się też, w jaki sposób Musk zwalnia wieloletnich pracowników.

Jakby było tego mało na działania Elona zaczęli narzekać też użytkownicy serwisu. Zaczęło się od absurdalnej afery z weryfikacją kont, przez którą na Twitterze zaroiło się od dobrze zakamuflowanych trolli, a dalej poszło już gładko. Kontrowersyjna decyzja o ujawnieniu zasięgu tweetów i zmiany w algorytmie, tak by wpisy Muska wyskakiwały użytkownikom jako pierwsze na tablicy, tylko dolewały oliwy do ognia.

Na domiar złego Tesla zaczęła tracić na wartości

Wydawało się, że Musk jest w naprawdę potężnych tarapatach i tym razem mocno przelicytował. I co? Kolejne miesiące pokazały, że jednak nie jest tak źle.

Od początku roku kapitalizacja Tesli urosła o 70 proc. Wyniosło to ponownie Elona do rangi najbogatszego człowieka na świecie. Według Bloomberg Billionaires Index majątek Muska wynosi 187,1 miliarda dolarów. To o ponad 5 miliardów więcej niż posiada obecnie drugi na liście Bernarda Arnaulta, prezes LVMH, czyli właściciel takich marek jak Louis Vuitton, Givenchy, Sephora czy Dom Perignon.

Czyli co? Nic się nie stało? Tylko pozornie. Bloomberg tłumaczy ten trend wzrostowy następująco: inwestorzy widzą, że amerykańska gospodarka wcale się nie łamie, a w dodatku FED ospale podnosi stopy procentowe. To daje nadzieje, że konsumpcja wciąż będzie kwitnąć i Amerykanie dalej będą wydawać ciężko zarobione pieniądze na samochody elektryczne.

Inwestujący na amerykańskiej giełdzie grają więc pod scenariusz wzrostowy. Tesla daje im oczywiście argumenty do ręki - na przykład fabryka w Niemczech osiągnęła zakładany pułap produkcyjny kilka tygodni przed terminem - ale to wciąż wyłącznie spekulacje.

Inna sprawa, że powrót Muska na szczyt przyćmiewa seria złych newsów. Najpierw internet obiegło zdjęcie Esther Crawford, jednej z największych zwolenniczek Muska w Twitterze. Kobieta spała w biurze, tłumacząc, że zmiany w serwisie wymagają poświęceń. Kilka dni temu Musk wywalił ją z firmy. Internet zapłonął. I nic w tym dziwnego, bo trudno o większy PR-owy strzał w stopę. Miliarder zwalniający z pracy kobietę, która haruje dla niego jak wół z uśmiechem na twarzy? Trudno tu z Elonem sympatyzować.

Dosłownie chwilę później dowiedzieliśmy się, że akcjonariusze Tesli pozywają Elona za wprowadzanie ich w błąd co do możliwości technologii Autopilot i Full Self-Driving. Oba te rozwiązania były prawdopodobnie przyczyną wielu wypadków śmiertelnych spowodowanych przez kierowców, którzy za bardzo uwierzyli w hasła marketingowe słynnego producenta elektryków. W wyniku afery Tesla była zmuszona wycofać z eksploatacji ponad 300 tys. samochodów.

Jak widać inwestorzy z jednej strony ochoczo kupują akcje spółki, z drugiej mają uzasadnione obawy, co do prawdomówności jej szefa. Podobnie jest z użytkownikami Twittera. Jęczą, stękają, ale z braku sensownej alternatywy przyspawali się do serwisu z niebieskim ptaszkiem w logo na dobre. Zupełnie jak bohaterowie Glass Onion – zbyt powiązani ze swoim gospodarzem, by móc odejść i zbyt zrażeni do niego, by czuć do niego jakąkolwiek sympatię.

Norton przypomina chwilami w swojej kreacji Elona Muska

REKLAMA

To znaczy w tych momentach, w których nie stylizuje się akurat na Steve'a Jobsa. Czyżby reżyser Glass Onion uprzedzał fakty? A może po prostu bycie obrzydliwie bogatym jest nierozerwalnie związane z byciem nienawidzonym i w całej tej historii nie ma krzty profetyzmu?

Grany przez aktora miliarder nie kończy najlepiej. Z Muskiem nie musi być tak samo. Choć trudno nie zauważyć, że obie te postacie łączy jedno - swoją karierę zbudowały na charyzmie i umiejętności przekonywania tłumów, że niemożliwe jest możliwe. Tylko czy bez podziwu ze strony inwestorów i uwielbienia klientów ten plan wciąż ma prawo działać?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA