REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes

mPay: Kiedyś sprzedawali bilety, dziś są fintechem pełną gębą

mPay to już nie tylko bilety komunikacji miejskiej. Polski fintech obsługuje Giełdę Papierów Wartościowych, przekazy międzynarodowe z USA i Wielkiej Brytanii, planuje wysyłanie pieniędzy do Ukrainy, a nawet wydaje karty debetowe. Już niedługo - dzięki współpracy z LiveKidem – będzie odpowiadał za automatyzację wpłat tysięcy przedszkoli i żłobków.

27.05.2024
12:35
mPay: Kiedyś sprzedawali bilety, dziś są fintechem pełną gębą
REKLAMA

mPay obsługuje klientów indywidualnych, ale coraz lepiej poczyna sobie na rynku B2B, gdzie klienci korzystają z jego API, aby digitalizować swoje procesy lub udostępniać dodatkowe usługi finansowe. To nie tylko duże instytucje (jak GPW),   mogą to być również kawiarnie, które dziś oferują zbieranie pieczątek. 

REKLAMA

Najnowsza współpraca dotyczy jednak wykorzystania usług fintechu na usprawnienia rozliczeń na platformie, gdzie pieniądze krążą pomiędzy różnymi firmami. Marketplace’y to zresztą jeden z głównych klientów mPay, co w poniższej rozmowie podkreśla Karol Zielinski,  Członek Zarządu mPay (na zdjęciu poniżej).

 class="wp-image-2286325"
Karol Zielinski, Członek Zarządu mPay:

Karol Kopańko, Bizblog.pl: LiveKid obsługuje już ponad 3 tys. żłobków i przedszkoli, a także może pochwalić się grupą ponad 300 tys. aktywnych użytkowników. Jak pomagacie im w rozliczeniach?

Karol Zielinski, Członek Zarządu mPay: Na poziomie takiej bazy rozliczenia wymagają odpowiedniej optymalizacji. Nie zawsze przedszkole wszystkim zajmuje się samodzielnie. Bywa, że wycieczki organizuje inna firma, a catering załatwia jeszcze inna. Rodzice dostają od przedszkola jeden numer konta do zapłaty. Właśnie to sprawia, że wiele czynności trzeba później wykonywać manualnie. Ktoś musi połączyć przelew z konkretnym rodzicem, sprawdzić jego wysokość.

My wnosimy automatyzację rozliczeń z przedszkolami, rodzicami i innymi uczestnikami ekosystemu. Rodzic wpłaca pieniądze na indywidualny numer rachunku. Środki trafiają do systemu mPay, który przesyła je bezpośrednio do odbiorcy lub odbiorców.

Wnosimy również elementy windykacyjne - porównujemy należności z przelewami, jeśli ktoś zapłacił za mało. Wcześniej tej poziom świadomości o wpłatach nie był możliwy.

“Żaden inny dostawca nie oferuje takiej usługi”

Na rynku mamy jednak dostawców płatności, jak PayU, Przelewy24, Dotpay, Bluemedia.pl i Cashbill. Czym się od nich różnicie?

W tym przypadku wszystkim. Bramki płatnicze tworzą relację 1:1, tj, nadawca płatności - odbiorca. My tworzymy ekosystem, gdzie każda ze stron posiada swoją własną portmonetkę. Dzięki temu - jako rodzic - wpłacam pieniądze raz, a potem dowolnie obracam nimi w ekosystemie mPay, przelewając do różnych dostawców.

E-commerce radzi sobie z bramką płatniczą. W jakich klientów i modele biznesowe celujecie?

Jestem już w branży kilkanaście lat i dopiero nasze rozwiązanie jest idealnie skrojone pod potrzeby marketplace’ów - zarówno regulacyjnie, jak licencyjnie. Podobnie z rozwiązaniami B2B i wszędzie tam, gdzie jest wysoka kwota transakcji.

Dlaczego akurat wysoka kwota transakcji jest tu wyróżnikiem?

Bo trzeba od niej zapłacić prowizję. A nawet 1 proc. od miliona zł, to duża opłata za obsłużenie płatności. 

A wy macie niższą marżę?

W przypadku wyższych kwot? Tak, bo może nie być tu elementu płatności kartą, BLIK-iem czy pay-by-linkiem. Wpłacamy pieniądze raz, a potem rozdzielamy  np.100 tys. do jednego odbiorcy i 200 tys. zł do innego, bez udziału pośredników, typu PSP, Visa czy MasterCard. Nawet jeśli jednak płatności miałyby być obsłużone tymi samymi metodami płatności co w przypadku zwykłych e-commerce, tu też jesteśmy w stanie tak te metody skonfigurować, by dla merchanta opłata za transakcję była znacznie niższa niż w przypadku zwykłej bramki płatniczej.

Jednak na Allegro zwykle nie kupujemy tak drogich rzeczy.

W przypadku płatności za - powiedzmy - 200 zł marża sprzedawcy jest wyższa, niż 1 proc., jakie musiałby odstąpić bramce płatniczej. Wówczas prowizja dostawcy płatności nie jest tak dotkliwa. Właśnie dlatego stawiamy na większe płatności.

Czytaj więcej o mPay:

Umożliwiacie również przekazy międzynarodowe z USA i Wielkiej Brytanii

Tak, dzięki współpracy z Easysend i US Money Express. Obie firmy potrzebowały partnera, który realizowałby przekazy do Unii Europejskiej. Świadczymy tu usługę pay-out.

Na czym ona polega?

Ktoś wpłaca pieniądze w Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii, Easysend i US Money Express przekazują środki do mPay’a, a my dystrybuujemy je w kraju.

A transfer w drugim kierunku?

Jeszcze nad tym pracujemy. Pierwszym krokiem jest współpraca z dwoma bankami z Ukrainy: Universal Bankiem i Bankiem MTB. 

Wydaje się to naturalnym kierunkiem - w końcu mieszka u nas wielu Ukraińców. Jest już jednak wiele firm, które zajmują się przekazami do naszego wschodniego sąsiada.

Do tej pory nikt nie zrobił tego naprawdę dobrze. My chcemy być pierwsi i udostępnić multum możliwości przesyłu pieniędzy. Na początku mamy bowiem wejście pieniądza - z karty płatniczej, gotówki, PayPala czy mPay. Po drodze musimy się liczyć z konwersją waluty, np. ze złotówek, na euro i potem na hrywnę. Na końcu jest zaś odbiór waluty różnymi metodami.

Rozwiązania, które dziś mamy na rynku wykorzystują najczęściej tylko jedną metodę przesyłu pieniędzy. Brakuje im elastyczności.

Do tego dochodzą indywidualne rachunki bankowe, czego nikt w Polsce nie oferuje. Weźmy Ukraińca, mieszkającego w Polsce, który nie posiada rachunku bankowego, ale chce otrzymywać środki cyfrowo od pracodawcy. My możemy mu zapewnić indywidualny numer rachunku (polski IBAN).

Wówczas mPay daje mu mnóstwo opcji: może wypłacić pieniądze do płacenia gotówką w Polsce, a część przesłać rodzinie na kartę w Ukrainie.

Jaką część waszego TTV (Total Transaction Value - całkowita wartość transakcji) stanowią dziś takie usługi?

Dziś to już blisko 20 proc. O dynamice wzrostu tego segmentu niech świadczy fakt, że pół roku temu w ogóle nie świadczyliśmy jeszcze tych usług.

A pozostała część?

Szybko się to zmienia. Do końca zeszłego roku dominowały usługi transportowe. 90 proc. TTV stanowiły opłaty za komunikację miejską autostrady, parkingi i pociągi.

Nie są to jednak zapewne znaczne kwoty. Przejazd autobusem kosztuje przecież kilka złotych.

Dlatego też rośnie udział usług przekazów pieniężnych. Sytuacja jest jednak dynamiczna, bo kilka dni temu daliśmy użytkownikom możliwość zamówienia karty debetowej. Można ją zasilić dowolną kwotą i wykorzystywać, jak kartę bankową do płatności w świecie rzeczywistym czy internecie.

Z kartą wiążemy też plany na kolejne usługi, takie jak cashback. Chcemy udostępnić karty wielowalutowe czy pre-paid, np. dla klientów biznesowych.

Czyli firma mogłaby wydawać karty lunchowe dla pracowników jako benefit do zatrudnienia, tak?

Tak, albo też mogłaby wydawać tzw. closed-loopy, czyli karty działające tylko w przypadku transakcji w danej sieci handlowej (np. karty do Lidla czy Biedronki) czy działające na określonym obszarze. Filtrowanie transakcji działa wówczas w oparciu o ID terminala.

Więc karta nie zadziała nigdzie poza określonymi miejscami?

Dokładnie tak działa to już w Fabryce Norblina, gdzie pracownicy korporacji dostają karty lunchowe, które zadziałają tylko w restauracjach tego kompleksu.

Podobnie można chyba zrobić z 800+, gdzie środki można byłoby wykorzystywać tylko na określone zakupy?

REKLAMA

Teoretycznie tak. Pomysłów na wykorzystanie różnych funkcji kart płatniczych jest mnóstwo.

Aby dodać tu trochę kontekstu: spotkaliśmy się z komentarzami, że wiele ogłaszamy, a niewiele dowozimy. My tymczasem chcieliśmy wpierw zbudować solidne fundamenty, aby później łatwo dodawać kolejne usługi. Elastyczne podejście do developmentu opłaci się nam w pełnej transformacji z portmonetki do obsługi płatności transportowych w fintech. Od tego, aby powiedzieć: „jesteśmy alternatywą dla konkurencyjnych fintechów” dzielą nas już tygodnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA