Gazprom może nam nagwizdać. Będziemy mieć pełne magazyny zaraz po wakacjach
Od tygodni trwa gazowe przeciąganie liny. Moskwa, która zakręciła kurek Europie, stara się jak może wystraszyć Brukselę przed kolejnym sezonem grzewczym. Ale Komisja Europejska zdaje się nie przejmować tą zakłamaną propagandą i sukcesywnie realizuje swój plan szybszego niż zazwyczaj wypełnienia magazynów gazu, co rok temu okazało się miarę skuteczna receptą. I wszystko wskazuje, że w tym roku będzie bardzo podobnie. Polska swoje zimowe przygotowania w tym względzie może zakończyć już po wakacjach.
Rosja lubi jak Bruksela się boi. Pojawiają się nerwy i na brak europejskiej solidarności wtedy zdecydowanie łatwiej. W ten sposób nakręca się też kryzys energetyczny, który ostatni ewidentnie zwolnił. Dlatego Gazprom już w kwietniu zaczął na Telegramie opowiadać bajki nie tej ziemi, że tym razem UE bez rosyjskiego gazu na zimę nie zdąży się przygotować. Bo i ta ma być znacznie mroźniejsza od poprzedniej, i też na rynku LNG panuje obecnie ogromny ścisk, ze względu też na zainteresowanie ze strony państw azjatyckich.
Będzie to bardzo trudne do wykonania, biorąc pod uwagę politycznie umotywowane decyzje mające na celu odmowę importu rosyjskiego gazu rurociągowego - przekonywała rosyjska spółka.
Okazuje się, że jednak nie jest aż tak źle. Obecnie unijne magazyny gazu wypełnione są w blisko 74 proc. Rok temu sytuacja pod tym względem była jednak zdecydowanie gorsza, wypełnienie magazynów była na poziomie 54 proc.
Magazyny gazu: Polska gotowa już po wakacjach?
A jak ta gazowa sytuacja wygląda w Polsce? Patrząc tylko i wyłącznie na stopień wypełnianie magazynów, można byłoby przypuszczać, że jednak jest ciut gorzej. Teraz nasze magazyny są zajęte w ok. 62,5 proc. a rok temu to było nawet ponad 97 proc. Tyle tylko, że nasze magazyny w połowie kwietnia osiągnęły 50 proc. i od tamtej pory cały czas rosną. Pełną parą pracuje terminal LNG w Świnoujściu, który właśnie przyjął załadunek (90 tys. ton gazu) od katarskiego gazowca Al Hamla, a zaraz będzie też kolejna dostawca surowca z USA (24 czerwca do Świnoujścia ma dotrzeć gazowiec Flex Endeavour).
Dzięki tym jednostkom nie tylko zwiększamy możliwość pozyskania gazu, ale też zyskujemy dużą elastyczność w zakresie szybkiego reagowania na zmiany zapotrzebowania ze strony naszych odbiorców - przekonuje Daniel Obajtek, szef PKN ORLEN.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze gaz sprowadzany z Norwegii przez Baltic Pipe, który pełną przepustowość osiągnął 1 grudnia 2022 r. Dlatego też analityk gazowy z krakowskiej AGH Tomasz Włodek, przekonuje na Twitterze, że w takim tempie polskie magazyny bedą wypełnione po brzegi zaraz po wakacjach letnich. I wskazuje na jeszcze jedną przyczynę: stan zapotrzebowania na gaz.
W ostatnim czasie zapotrzebowanie na gaz ziemny odbiorców systemu dystrybucyjnego jest wyraźnie niższe od średniej z lat 2017–22 i kształtuje się na poziomie ok. 20 mln m3/dobę lub poniżej tej wartości - wylicza Tomasz Włodek.
URE w końcu zawróci ceny?
Pozostaje jeszcze kwestia ceny gazu. Ta dla gospodarstw domowych jest w 2023 r. zamrożona na poziomie 200,17 zł za 1 MWh surowca. Z kolei stawka dla przedsiębiorców spadła z 301,72 zł w maju do 293,43 zł w czerwcu. Tyle tylko, że na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures obecnie 1 MWh gazu kosztuje ok. 35–36 euro. Rok temu było znacznie drożej: 1 MWh kosztowała w granicach 81–82 euro. I mimo, że obecnie cena jest wyraźnie niższa a kontrakty długoterminowe, np. na lato 2024 r. są za ok. 50 euro, a na czwarty kwartał roku - na ok. 52 euro, to i tak jest znacznie drożej niż w Polsce. Wszak 35–36 euro przy obecnym kursie to jakieś 155–159 zł. Dlatego niektórzy eksperci przewidują, że Urząd Regulacji Energetyki (URE) będzie zmuszony - na wniosek producentów gazu - do zmiany taryf na niższe.