Wiceprezes biura Itaka stwierdził, że to klienci zdecydują, czy lotnisko w Radomiu ma rację bytu. Jeśli tak będzie, to niewesoło rysują się jego perspektywy (lotniska, nie wiceprezesa).
fot: wikipedia.org/wSensie.tv/CC BY-SA 4.0
Z lotniskami jest taki feler, że do właściwego funkcjonowania potrzebują dwóch rzeczy: linii lotniczych, które będą chciały z niego latać i pasażerów w liczbie wystarczającej do zapełnienia hali odlotów. Jedno z drugim jest zresztą ze sobą powiązane.
Dość brutalnie przypomniał o tym niedawno Piotr Henicz, wiceprezes biura Itaka i Polskiej Izby Turystyki, który w rozmowie z „Rynkiem Lotniczym” stwierdził, że ocena o wyprowadzce do Radomia nie jest taka prosta.
Wiecie, to trzeba na spokojnie usiąść i pomyśleć. Bo nie wiadomo, jak będzie wyglądać infrastruktura dookoła portu i czy podróż z centrum Warszawy nie zabierze połowy dnia. Co w kontekście, podobno, szybkich i wygodnych połączeń lotniczych jest dość istotne. Ale, ale, dodał na koniec Henicz.
„Na końcu i tak zdecydują klienci”.
A ci do migracji pod Warszawę do miasta położonego ponad 100 km od stolicy jakoś nie są przekonani.
Szczerze mówiąc, nie dziwi mnie to. Latanie ma nad innymi formami komunikacji tę jedną zasadniczą przewagę, że można dzięki nim przemieszczać się na duże odległości w stosunkowo krótkim czasie. Spojrzałem, jak wygląda to w przypadku Radomia.
Samochodem to z Warszawy około 1,5 h jazdy autem . Dokładamy przy tym spokojnie z 70-80 zł za benzynę. Dość sporo, by dostać się na lotnisko, którego jednym z atutów jest to, że latają tam tanie linie, prawda?
Taniej (przynajmniej w przypadku jednej osoby) będzie, jeżeli zdecydujemy się na dojazd autobusem. Do czasu potrzebnego na dojazd musimy jednak dołożyć co najmniej pół godziny. Na lotnisku, o ile nadajemy bagaż rejestrowany) wypadałoby się stawić przynajmniej na 1,5h przed odlotem. Policzmy, wylot o 12.00 oznacza, że z Warszawy należałoby wyjechać około 8.00 rano. No, dla bezpieczeństwa bliżej 7.00, bo musimy uwzględnić poranne korki.
Szybciej będzie, jeżeli zdecydujemy się na kolej
Ta jedzie w tej chwili ponad 2 h, ale prezes CPK Mikołaj Wild obiecuje, że w przyszłości śmigniemy na lotnisko w Radomiu w 75 minut. Potem już tylko taksówka i w kilkanaście następnych minut jesteśmy przed drzwiami wejściowymi.
Wiem, że wymienicie teraz Beauvais koło Paryża albo Oslo Sandefjord Torp. I będziecie mieli racje, bo wszystkie te porty będzie łączyło to, że trasa lotnisko-miasto docelowe zajmuje więcej czasu niż podróż na linii lotnisko-lotnisko.
Polscy pasażerowie mają jednak inne doświadczenia. Okęcie jest już praktycznie w centrum Warszawy, Modlin położony jest od niego o godzinę drogi. Do tego drugiego można byłoby też wygodnie dostać się pociągiem, ale plany pociągnięcia bocznicy pod sam port są skutecznie bojkotowane przez urzędników.
Między innymi dzięki temu obsługujący miliony turystów Modlin czeka w najbliższych latach powolna śmierć. Należące do państwa Przedsiębiorstwa Państwowe „Porty Lotnicze” postawiły na nim krzyżyk. Dlaczego? Oficjalną odpowiedź można streścić: nie, bo nie.
Teraz czeka nas uparta walka o przypomnienie pasażerom, że Radom nie jest miejscem kręcenia ujęć do filmów i seriali, tylko prawdziwym lotniskiem. Wiecie, takim z którego latają prawdziwe samoloty. Przez ostatnie miesiące funkcjonowania radomskiego portu można było przecież o tym zapomnieć.
A potem, po pierwszych sukcesach i planach zwiększenia przepustowości do docelowych 7-8 mln osób, trafimy na kolejny problem. Bo lotnisko w Radomiu, tak jak jego warszawski odpowiednik leży praktycznie w centrum miasta.
P.S. Odpowiedź na pytanie, czy chcecie latać z Radomia i tak już znam. Linia czarterowa Enter Air, która obsługuje m.in. Itakę zapytała o to w już w 2019 r. Na wakacje z Radomia chce latać 5 proc. klientów. Głównie tych, którzy mieszkają w okolicy.