Rząd wszystko postawił na głowie. Zmiany w programie Mieszkanie bez wkładu własnego rozpalają wyobraźnię Polaków
PiS idzie na rekord. Zapowiada nowelizację programu Mieszkanie bez wkładu własnego, choć nie wszedł on jeszcze w życie. Jeszcze lepsze jest to, że nowelizacja będzie polegała na tym, że gwarancje kredytowe zostaną rozszerzone o grupę, która wkład własny ma, więc ich nie potrzebuje.
Zgubiliście się? Wyjaśnię. rząd już wie, że program Mieszkanie bez wkładu własnego przy wysokich stopach procentowych to niewypał, nikt z tego hucznie zapowiadanego programu nie skorzysta, więc pod pozorem rozszerzenia uprawnień ustawa zostaje okrojona do programu: rodzisz dzieci, państwo spłaci za ciebie część kredytu. A nawet dopłaci ci, żebyś mógł kupić sobie drugie, a pierwszego wcale nie sprzedawać.
Polska staje się rajem dla amatorów mieszkań. Liczba mnoga jest tu w pełni uzasadniona, bo zaraz po tym, jak zdementowano informacje o tym, że Ministerstwo Rozwoju pracuje nad podatkiem od pustostanów, który miałby skłonić ludzi, by nie trzymali pustych mieszkań, mając więcej niż jedno, Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii ogłosił, że państwo będzie wręcz wpierać zakup drugiego mieszkania.
A to wszystko w ramach programu Mieszkanie bez wkładu własnego, który jeszcze nawet nie wystartował, ustawa po półrocznym vacatio legis ma wejść w życie dopiero 26 maja, ale minister już ogłosił, że konieczna będzie jej nowelizacja.
Masz dwa mieszkania? Pierwszego nie sprzedawaj, zachowaj dla dzieci
Ale zanim o pozostałych zmianach, zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy dopłatach do drugiego mieszkania. Otóż program ma wspierać młodych w zakupie mieszkania, jeśli mają zdolność kredytową, ale nie mają oszczędności na wkład własny. Pomóc ma zarówno rodzinom jak i singlom. Tylko że o ile w przypadku singla państwowa gwarancja wkładu własnego ma dotyczyć jedynie zakupu pierwszego mieszkania, o tyle w przypadku rodziny może również drugiego.
Dalej nic w tym złego – rodzina się powiększa, potrzebuje większego lokum. Tyle że minister mówi wprost, że jak owa rodzina kupi z pomocą państwa to drugie, to pierwszego wcale sprzedawać nie musi.
Przecież to kuriozum, że kiedy na rynku brakuje mieszkań, przez Polskę przetacza się dyskusja o tym, że należy być może nałożyć podatek katastralny na właścicieli drugiego i kolejnego mieszkania, rząd robi coś dokładnie przeciwnego, pomagając w zakupie drugiej nieruchomości.
Ale to nie koniec absurdów. Pierwotnie program Mieszkanie bez wkładu własnego miał on polegać na tym, by gwarantować wkład własny do 20 proc. wartości nieruchomości (ale nie więcej niż 100 tys. zł). Warunek był też taki, że kredytobiorca nie mógł samodzielnie wnosić więcej niż 10 proc. wkładu własnego. I teraz ministerstwo rozwoju chce ten warunek znieść. A właściwie rozszerzyć program tak, by mogli z niego skorzystać również ci, którzy mają całe 20 proc. własnej gotówki. A więc program Mieszkanie bez wkładu własnego będzie kierowany również do tych, którzy wkład własny mają.
Nie wiem, jak was, ale mnie to rozbawiło okrutnie. Ale tak zupełnie serio, można mieć też po prostu 17 proc. własnych środków na zakup mieszkania, a wtedy państwo za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego zagwarantuje brakujące 3 proc.
Będziecie płodzić dzieci, rząd będzie wam spłacał kredyty mieszkaniowe
Ale to tak właściwie drobiazg. Bo rozszerzenie warunków programu tak naprawdę oznacza dwie rzeczy: ministerstwo zorientowało się, że przy dzisiejszych stopach procentowych Polaków bez wkładu własnego i tak nie będzie stać na zaciągnięcie kredytu hipotecznego. Bo jak kogoś stać na raty wyższe o 70 proc. wobec ubiegłego roku, kiedy program został w PiS wymyślony, byłoby go stać też na zgromadzenie wkładu własnego wymaganego przez KNF. Szumnie zapowiadany program stałby się fiaskiem.
Po drugie, oprócz gwarancji wkładu własnego program ma jeszcze drugą nogę, czyli tzw. spłaty rodzinne. Polegają one na tym, że w nagrodę za urodzenie się w rodzinie drugiego dziecka, państwo spłaca kredytobiorcy 20 tys. zł kredytu, w przypadku trzeciego i kolejnego – nawet 60 tys. zł. I ten element pozostaje bez zmian.
Efekt? Z programu, który miał wspierać zakup mieszkania bez wkładu zrobił nam się zwykły program dopłaty do kredytów za rodzenie dzieci.
A najsmutniejsze jest to, że politycy nadal nie rozumieją rynku mieszkaniowego. Waldemar Buda podkreślał bowiem, że zagwarantowanie wkładu własnego ma otworzyć drogę do zastąpienia najmu spłacaniem własnego mieszkania.
Dalej więc wmawiamy Polakom, że lepiej zadłużyć się na lata na mieszkanie na własność, a najem to zło konieczne. Jasne – wtedy państwo zrzuca z siebie odpowiedzialność rozwijania tańszego, niekomercyjnego długoterminowego najmu, którym stoją rynki mieszkaniowe w zachodniej Europie.
Dla porządku dodam, że nowelizacja ma wprowadzić jeszcze kilka sensownych zmian. Spłaty rodzinne od 2023 r. mają dotyczyć również kredytów o stałym oprocentowaniu z wkładem własnym do 25 proc. nieruchomości. Dlaczego dotąd były one wykluczone, choć teraz wszyscy grzmią, że ci nieodpowiedzialni Polacy nie chcieli się zadłużać na stałą stopę tylko wybierali hazard? Nie wiadomo.
Podniesione zostaną również limity cenowe, bo aktualne dyskwalifikowałyby większość mieszkań. Na rynku pierwotnym limit ceny metra kwadratowego zostanie podniesiony z 1,3 do 1,4 średniej ceny mkw., a na rynku wtórnym z 1,2 do 1,3.