REKLAMA

Koniec z azjatyckim chłamem. W Temu rewolucja

Jeszcze do nie tak niedawna obserwowaliśmy wielki hype na platformy internetowe sprzedające tanie chińskie podróbki. Jednak coraz częściej zamiast na cenę patrzymy na jakość produktu. Dlatego właściciele platformy Temu chcą postawić na jakość i ogłaszają: koniec z tanimi podróbkami. Do akcji włącza się też Allegro, które wprowadza u siebie nowe zasady mające chronić marki i wyeliminować podróbki, a także wzmocnić zaufanie do transakcji. Czy to oznacza koniec podróbkowego raju?

Koniec z azjatyckim chłamem. W Temu rewolucja
REKLAMA

Ładowarki, nożyki do golenia czy markowe kosmetyki. Ten, kto decyduje się na zakup tych i wielu innych przedmiotów na popularnych serwisach sprzedażowych musi często przejść drogę usłaną kamieniami. Pod warunkiem że chce kupić towar oryginalny lub jakościowy zamiennik. Michał Zieliński Dyrektor Zarządzający w Sembot.com uważa, że pokusa zaoszczędzenia kilkudziesięciu złotych jest duża. Jednak świadomość konsumentów wzrasta.

REKLAMA

Jasne, traktują internet jako miejsce, gdzie mogą zapolować na ciekawe promocje, ale zdecydowana większość chce otrzymać produkt taki jak w opisie. Nie chce badziewia, które po dwóch użyciach leci do kosza. Problem w tym, że skala oszustw w segmentach takich jak elektronika, moda czy kosmetyki jest ogromna - mówi Michał Zieliński.

I dodaje, że opisy takich towarów są piękne, a zdjęcia, a nawet opinie pod produktem nie pozostawiają wątpliwości, to jednak w paczkomacie odbieramy produkt nieoryginalny.

Zieliński zauważa też, że konsumenci często nawet przez kilka godzin poszukują w internecie tego jednego miejsca, gdzie zaoszczędzą choćby kilka złotych i nie natrafią na podróbkę. Tracą więc podwójnie – czas i pieniądze.

Według najnowszych danych przygotowanych przez EUIPO (Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej) za 2023 r., pod względem sprzedaży podróbek, Polsce przypadło niezbyt chwalebne trzecie miejsce w całej Unii Europejskiej. Tylko polscy producenci w wyniku sprzedaży podróbek stracili aż 728 mln euro, czyli ok. 3,17 mld zł. W gorszej sytuacji są w UE tylko firmy z Niemiec (3,791 mld euro) i Włoch (2,082 mld euro).

Całościowe dane dotyczące UE wskazują na roczne straty finansowe rzędu 16 mld euro rocznie i niemal 200 tys. miejsc pracy rocznie. Wzmożony obrót podróbkami kosztuje Polaków ponad 15 tys. miejsc pracy w sektorze odzieżowym oraz 2,5 tys. wakatów w sektorze kosmetycznym. Przypomnijmy, w badaniu brano pod uwagę tylko firmy, które pochodzą z krajów Unii. Niestety, nawet kilkanaście procent Polek i Polaków przyznaje się, że celowo zakupują towar, który nie jest oryginalny.

Allegro nie chce przyczyniać się do wzrostu sprzedaży podróbek

Częściowo problemem chce zająć się polskie Allegro. Od początku września osoby posiadające prywatne konto na Allegro nie mogą już tam sprzedawać markowych produktów. Serwis wprowadził nowe zasady, tłumacząc je walką z podróbkami i nieuczciwą konkurencją. Na liście objętej tzw. warunkami ochrony marek znalazło się kilkaset firm, m.in. Adidas, Apple, Calvin Klein, Gucci, H&M, Nike, Samsung, Versace czy Vichy.

Zaufanie i satysfakcja klientów są naszym priorytetem – czytamy na stronie Allegro.

Serwis podkreśla, że wartości te motywowały wprowadzenie Warunków Ochrony Marek, które mają wyeliminować podróbki z portalu, a także wzmocnić zaufanie do transakcji.

Warto jednak pamiętać, że markowe produkty sprzedają też sprzedawcy poprzez tzw. konta firmowe. Większość z nich jest uczciwa i dostajemy to, za co zapłaciliśmy i nierzadko w lepszej cenie niż u oficjalnych sprzedawców. Jednak klienci nadal muszą być czujni, bo można sobie wyobrazić, że na takich kontach będą pojawiać się fałszywki  – zaznacza Michał Zieliński z Sembota.

Według niego dlatego istnieje obawa, że platformy sprzedażowe takie jak Allegro pójdą jeszcze kilka kroków dalej i pozwolą na sprzedaż tylko i wyłącznie oficjalnym dystrybutorom. To wprost oznacza mniejszą konkurencję i zapewne wyższe ceny.

Prowadzący handel internetowy muszą się z tym liczyć i traktować duże platformy jako zaledwie jedną gałąź swojego biznesu. Własny sklep i mądrze prowadzona kampania reklamowa w internecie musi być jednak jego podstawą – ocenia ekspert Sembota.

Koniec z tanimi chińskimi podróbkami

Czasy, kiedy chińszczyzna była synonimem najgorszego produktu, już dawno minęły. Jednak nie da się ukryć, że większość śmieciowego towaru zalewającego polski i europejski rynek pochodzi właśnie z Kraju Środka. Część takich towarów sprzedawana jest oficjalnie przez takie platformy jak Temu i AliExpress. Jednak wrześniowe informacje od właścicieli tego pierwszego serwisu mogą świadczyć, że i w Azji przyszedł czas na odpowiedź, czy to naprawdę się opłaca.

Jak podają eksperci, zaczęło się od informacji, że przychody PDD Holdings, chińskiego giganta e-commerce i właściciela marki Temu oraz Pinduoduo wyniosły w drugim kwartale br. 97,06 mld juanów i wzrosły one r./r. o 86 proc. Jednak analitycy szacowali, że firma osiągnie poziom 100 mld juanów. Stąd spadki na giełdzie nawet o 30 proc., które miały miejsce pod koniec sierpnia. Colin Huang, założyciel PDD, stracił w wyniku tej przeceny około 15 mld dolarów i spadł z drugiego miejsca na liście najbogatszych Chińczyków na czwartą pozycję.

Firma szybko zapewniła, że wprowadza plan naprawczy. Jak przekonują władze spółki w specjalnym komunikacie, droga ma być jedna i PDD zmierza w kierunku rozwoju sprzedaży produktów wysokiej jakości. Firma ma też zainwestować w zaufanie i bezpieczeństwo platformy.

PDD Holdings zapowiedziało, że będzie koncentrować się na sprzedawcach, którzy oferują najwyższą jakość obsługi i eliminować z platformy tych z najniższymi notami. Jest to niejako całkowite zaprzeczenie dotychczasowej strategii.

Chińska platforma e-commerce do tej pory dotowała bowiem wielu chińskich sprzedawców poprzez wielomiliardowy program. Miała być to odpowiedź na prośby władz Kraju Środka, która w ten sposób chciała dławić rosnącą inflację. Jednak PDD Holdings na początku września ogłosiło, że platforma podejmie środki karne, w tym stałe zakazy, wobec osób sprzedających podróbki lub inne towary, które nie spełniają standardów jakości.

Ostatnia zmiana skierowana jest na tzw. produkty white-label – niezwykle tani asortyment o złej jakości – na których platforma polegała, aby szybko zdobyć udziały w rynku. To się udało, więc firma próbuje przetestować handel towarami z wyższej półki, licząc na lojalność dotychczasowych klientów. Może być to też pierwszy test, by taką samą strategię wprowadzić na rynek europejski – komentuje Agata Wantulok, CEO Netmove, agencji wspierającej firmy z branży e-commerce w marketingu i sprzedaży internetowej.

I dodaje, że zainteresowanie Temu wśród konsumentów jest bowiem ogromne. W Polsce to jedna z najpopularniejszych platform sprzedażowych.

Więcej wiadomości na temat zakupów online można przeczytać poniżej:

Decyzja Unii Europejskiej może wymusić zmiany w e-handlu chińskim towarem

Z danych Mediapanelu wynika, że tylko w sierpniu Temu odwiedziło 15,67 mln polskich użytkowników, spędzając tam średnio po 44 minuty i 9 sekund.

Nie może to dziwić, ponieważ wydatki reklamowe firmy PDD Holding są ogromne i tylko w lipcu 2024 suma środków przeznaczona na promocję online była czwarta najwyższa wśród wszystkich firm w Polsce. Dzięki temu dotarli do niemal 80 proc. Polek i Polaków.  Jednocześnie zajmując pierwsze miejsce pod kątem wygenerowanych interakcji z użytkownikami – tłumaczy na podstawie badania Gemius Adreal Agata Wantulok.

Jednak zmiany w portfolio sprzedażowym może wymusić również decyzja UE, która chce zakazać bezcłowego sprowadzania towarów z Azji, które są warte mniej niż 150 euro. Według obliczeń Komisji Europejskiej import chińskich towarów o wartości poniżej progu sięgnął w zeszłym roku 2,3 mld przedmiotów, podwajając się w ujęciu r./r.

Do tej pory Temu i inne globalne marketplace’y zmieniały krajobraz handlu poprzez udostępnienie zagranicznym producentom oraz eksporterom platformy do sprzedaży towarów bezpośrednio do nabywcy. Niskie ceny wynikają między innymi z wyeliminowania importerów z łańcucha dystrybucji. Nie są potrzebni, skoro konsument może zakupić produkt bezpośrednio od producenta z Chin i tak jak w przypadku unijnych konsumentów nie płacić cła – przynajmniej na razie – ile kwota zamówienia nie przekracza 150 Euro.

Ewentualne zmiany przepisów o cłach i podatkach zmuszają jednak Chińczyków do myślenia długofalowego.  Muszą uznać, że nasycili już Europę śmieciowymi towarami i czas zawalczyć o konsumenta bardziej wymagającego. Możliwe, że stoimy u progu wyrównywania szans, którego polski sprzedawca ze swoim potencjalnie dobrej jakości produktem nie może przespać – twierdzi Agata Wantulok.

W jej ocenie dzięki możliwościom handlu internetowego łatwiej można zaplanować rozszerzenie działalności o rynki zagraniczne, pokazanie wartości swoich towarów nowym nabywcom i w konsekwencji zdobycie klientów na całym świecie.

REKLAMA

CEO Netmove jest również zdania, że skoro zagraniczne firmy z branży e-commerce osiągają sukces dzięki strategicznym inwestycjom w marketing i jakość swoich produktów, to nasi rodzimi producenci powinni w równym stopniu realizować podobne działania, aby zachować swoją konkurencyjność.

Polska dysponuje bogatym zasobem doskonałych produktów, które mają potencjał, aby zabłysnąć na arenie międzynarodowej.  Wspieranie rodzimych producentów w skutecznej promocji i budowaniu silnej marki przyczyni się do wzrostu eksportu i wzmocnienia pozycji Polski na światowym rynku e-commerce. Tymczasem opieszałość w tych obszarach, to pewny przepis na zastój i marginalizację – podsumowuje Wantulok.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA