Dziki tłum w Biedronkach. Polacy wkurzeni, a to dopiero przygrywka przed tym, co nas czeka
Dla sieci handlowych zaczął się najgorętszy okres w roku. Sprzedaż przed świętami Bożego Narodzenia bije rekordy, w tym roku nie będzie inaczej. W szale zakupowym Polacy nie przywiązują uwagi do cen. Z punktu widzenia inflacji, to nie zbyt dobra informacja. Ale zła jest jeszcze z jednego powodu.
Święta poza prezentami, karpiem i choinką kojarzą się przeciętnemu Polakowi jeszcze z jednym stałym elementem – potężnymi kolejkami w sklepach. Nie chce zapeszać, ale mam wrażenie, że w tym roku będzie to nawet większy problem niż zazwyczaj. Dlaczego? Bo lider polskiego rynku – Biedronka – cierpi na niedobór rąk do pracy, a niewydolność stawianych masowo kas samoobsługowych stała się już legendarna. Tak, to mogą być naprawdę ciężkie święta dla Polaków.
Biedronka nie jest jedyna. Problemy z kolejkami do kas pojawią się pewnie we wszystkich dużych sieciach sklepów, nie tylko spożywczych. Dlaczego więc skupiam się głównie na największej sieci w Polsce? Już tłumaczę, bo powodów jest kilka.
Przede wszystkim można zaryzykować tezę, że w te święta największe oblężenie będą przeżywać dyskonty spożywcze. Robienie zakupów za pomocą kurierów stało się już w Polsce powszechne, dziwnym trafem nasi rodacy przekonali się do zamawiania ubrań i elektroniki, ale jedzenie wciąż wolą kupić samodzielnie.
I właśnie dlatego – choć w sklepach odzieżowych tłumy będą pewnie niemałe – to pewnie więcej osób postawi na oszczędność czasu i nerwów, ograniczając się do kilku kliknięć na ekranie smartfona.
Z zakupami na wigilię będzie inaczej
Tego akurat jestem pewny jak tego, że dwa razy dwa równa się cztery. Patrząc z przerażeniem na rosnącą inflację, Polacy mogą sobie odpuścić część świątecznych prezentów, ale stół musi się uginać od jedzenia. Taka tradycja i nawet postępująca drożyzna tego nie zmieni.
Zmienić mogą się za to preferencje konsumentów w trakcie robienia zakupów. Już to obserwujemy. Niedawno pisaliśmy w Bizblog.pl, że dyrekcja Biedronki zauważyła ciekawą tendencję – klienci rezygnują z „pragmatycznych” promocji w rodzaju kup dwa opakowania, trzecie dostaniesz gratis. Powód? Po prostu nie stać ich na takie szaleństwa. Konsument przychodzi po jeden wybrany towar, wkłada go do koszyka, płaci i wychodzi.
Efekt nowej praktyki jest taki, że jednorazowe zakupy wystarczają na coraz krócej. Trzeba więc częściej pojawiać się w sklepie, co generuje dodatkowy tłok. Inflacja sprawia, że klienci jak nigdy będą patrzeć na średnie wartości koszyków zakupowych. Tak się składa, że nad Wisłą najtańszymi dyskontami są Auchan, Lidl i Biedronka.
Sklepy należące do Jeronimo Martins mają jednak nad konkurencją jedną ważną przewagę – są już niemal wszędzie.
Liczba Biedronek w Polsce dobija 3,3 tys.
Gdyby kolejne w kolejności Lidl i Netto połączyły siły, wciąż byłoby ich dwukrotnie mniej! Właśnie dlatego mam wrażenie, że Biedronki czeka w tym roku wyjątkowy szturm. Co gorsza, niewiele wskazuje, by największy dyskont w Polsce był na to przygotowany.
Związek zawodowy Solidarność w Jeronimo Martins alarmował niedawno, że sieć zmaga się z dużymi niedoborami kadrowymi. Biedronka zapowiada nowe rekrutacje, ale dopiero w 2023 r. W tym momencie i tak jest już zresztą zbyt późno. Trzeba będzie łatać tym, co się ma.
Zaraz, zaraz, powiecie.
Przecież Biedronka ma w zanadrzu kasy samoobsługowe
Tak, ma. Sieć od 2019 r. prowadzi ambitną akcję instalacji kas w nowych i starych placówkach. I to jest kolejny problem. Nie spotkałem jeszcze osoby, która miałaby na ich temat do powiedzenia coś dobrego.
Wręcz przeciwnie – klienci narzekają, że maszyny non stop się wieszają.
Ten tekst brzmi mi w uszach tak często, że daje słowo, za chwilę pomyślę, że to nowy świąteczny szlagier. Następca „Last Christmas”. A im bliżej świąt, tym będzie jeszcze gorzej. Szkoda tylko, że mechanicznemu głosowi wydobywającemu się z trzewi kas samoobsługowych bliżej do syntezatora mowy Ivona niż do George Michaela.
Jak zauważył na Bezprawniku Kuba Kralka, Biedronka nie zdecydowała się na oddelegowanie pracowników do pomocy przy kasach automatycznych.
Zazwyczaj odbywa się to w następujący sposób
- Kasa się zacina i wydaje komunikat głosowy
- Zdezorientowany i zawstydzony klient rozgląda się bezradnie po sklepie
- Kolejka do kas samoobsługowych rośnie w błyskawicznym tempie
- Kasjer widzi problem, ale jest zajęty kasjerowaniem
- Po kilkunastu powtórzeniach komunikatu, jeden z pracowników odrywa się od obsługi klientów, podchodzi do maszyny i ją odblokowuje
- Jeżeli kas jest więcej niż dwie, sytuacja powtarza się minutę później od nowa
Do tego dochodzą awarie. Nie robię w Biedronkach regularnych inspekcji. W tej, która odwiedzam najczęściej wyłączenie z użytku 2-3 z 4 kas automatycznych w godzinach szczytu nie jest niczym dziwnym. Być może mam pecha, ale z tego co widzę i słyszę problemy z awariami są w sklepach tej sieci na porządku dziennym.
Umówmy się, że mimo tych wszystkich niedogodności wielu z nas i tak w końcu w Biedronce wyląduje. Mam wtedy tylko jedną prośbę – bądźcie wyrozumiali dla pracowników. To nie ich wina, że na zmianie jest zbyt mało kasjerów. Nie mają też, mimo szczerych chęci, kompetencji do napraw kas samoobsługowych.
Biedronka po prostu mocno stara się dorównać w poziomie uciążliwości dla klienta Ryanairowi. Trochę jak w trendzie, który ostatnio robi furorę na TikToku:
I tyle. Nikt nie obiecywał przecież, że w dobie kryzysu Polacy będą rozpieszczani.