Od lat głównym instrumentem Brukseli w walce ze zmianami klimatu jest redukcja emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych, co coraz bardziej ciąży finansowo węglowej i też metanowej Polsce. Ale okazuje się, że o ile w sprawie paliw kopalnych Komisja Europejska wykazuje się godną podziwu konsekwencją, taki w innych obszarach najzwyczajniej w świecie po prostu odpuszcza. Tak jak ma to miejsce w przypadku emisji w transporcie. Najnowsze badanie nie pozostawia żadnych złudzeń.
Plan Brukseli jest dosyć prosty: do 2030 r. trzeba zredukować emisje gazów cieplarnianych (głównie dwutlenku węgla) o 55 proc. Tylko takie rozwiązanie, zdaniem KE, pozwoli nam osiągnąć w 2050 r. neutralność klimatyczną. Narodowe gospodarki ma do tego nakłaniać m.in. unijny system handlu emisjami EU ETS, który wywiera odpowiednią presję na cenę. Jeszcze trzy lata temu, we wrześniu 2020 r. wyemitowanie jednej tony CO2 kosztowało w granicach 26–27 euro.
Teraz? Jesteśmy na poziomie 80 euro. Okazuje się jednak, że nie wszędzie KE tak skrupulatnie walczy z emisjami gazów cieplarnianych i bywają obszary, w których tę walkę po prostu zawiesza. Z badania przeprowadzonego przez niemieckie ośrodki doradcze Wuppertal Institute i T3 Transportation wynika, że europejskie rządy systematycznie właśnie w ten sposób zmniejszają potencjał połączeń kolejowych, pozbawiając je przy okazji środków i jednocześnie przeznaczają je na rozbudowę sieci dróg.
To wybór polityczny. Widzimy dziś konsekwencje dla klimatu, ale także dla ludzi, którzy zostali pozostawieni bez alternatywnego rozwiązania dla samochodów - komentuje Lorelei Limousin, działaczka klimatyczna w Greenpeace.
Kolej nie ma finansowych szans z autostradami
Raport nie pozostawia cienia złudzeń: w latach 1995–2018 UE, Norwegia, Szwajcaria i Wielka Brytania wydały łącznie na rozbudowę swoich dróg aż 1,5 bln euro. Tymczasem na sieci kolejowe w tym samym czasie przeznaczono ledwie 0,93 bln euro. W kolejnych latach (2018–2021) tylko siedem krajów zainwestowało więcej w kolej niż w drogi: Austria, Belgia, Dania, Francja, Włochy, Luksemburg i Wielka Brytania. Pozostałe, w tym Polska, ciągle wydawały więcej na drogi niż na kolej.
Większość krajów europejskich faktycznie zachęca do korzystania z samochodów, inwestując duże kwoty pieniędzy publicznych w rozbudowę infrastruktury autostrad. To absolutnie musi się zmienić, jeśli mamy osiągnąć cele w zakresie łagodzenia zmiany klimatu w sektorze transportu - uważa dr Giulio Mattioli, badacz transportu na Politechnice w Dortmundzie.
Więcej o redukcji emisji CO2 przeczytasz na Spider’s Web:
Zgodnie z ustaleniami analityków, autostrady w ostatnich latach najbardziej powiększyły swój zasięg w Irlandii, Rumunii i w Polsce. Najmniej za to na Litwie, Łotwie i w Belgii. Ponadto raport dowodzi, że w 15 z 30 objętych badaniem krajów, długość autostrad wzrosła ponad dwukrotnie w ciągu 25 lat. Jednocześnie rządy europejskie od połowy lat 90. ubiegłego stulecia zamknęły w sumie ponad 2500 stacji kolejowych oraz 13 717 km regionalnych pasażerskich linii kolejowych. Bo też stan infrastruktury kolejowej ma być ważniejszy od cen biletów komunikacji publicznej.
Niemieckie bilety za 9 i 49 euro wywołały u wielu osób wrażenie, że ludzie przerzuciliby się na transport publiczny, gdyby był tańszy. Jednak dla zmiany rodzaju transportu o wiele ważniejsze są poziomy usług i sieci infrastruktury. Dlatego uważam, że powinniśmy mniej mówić o opłatach, a dużo więcej o infrastrukturze - przekonuje dr Giulio Mattioli.
Polska z najgorszym wynikiem w Europie
Niestety, okazuje się, że w tym pogłębiającym się rozdźwięku między wartością inwestycji drogowych a kolejowych, przoduje Polska. Nasz kraj w latach 1995–2021 wydał aż 68 mld euro na drogi i tylko 11 mld euro na połączenia kolejowe. Jednocześnie od 1995 r. polska sieć autostrad urosła prawie sześciokrotnie (o 596 proc.), a sieć kolejowa skurczyła się o 19 proc. (o 4660 km).
W liczbach bezwzględnych to najgorszy wynik spośród 30 europejskich krajów przeanalizowanych w raporcie - zwraca uwagę Marek Józefiak z Greenpeace Polska.
I inne kraje pod tym względem cały czas nam uciekają. Polskie władze wydały na inwestycje kolejowe 12 euro w przeliczeniu na mieszkańca, co stanowi zaledwie 13 proc. średniej unijnej.
Polska polityka transportowa potrzebuje zwrotu o 180 stopni, bo obecnie nadal pędzimy ku samochodzie. Pomimo deklaracji o stawianiu na kolej, rząd PiS planuje w najbliższych latach wydać ponad cztery razy więcej na inwestycje drogowe niż na inwestycje kolejowe. To przepis na dalsze uzależnianie mieszkańców naszego kraju od aut, wpychanie nas w drogą i szkodliwą pułapkę - twierdzi Marek Józefiak.