Miało nie być zniesienia limitu składek ZUS, a będzie. Umowy zlecenia zostaną ozusowane, choć już wydawało się, że rządzący zrezygnowali z tego pomysłu. Podwyżka akcyzy będzie trzy razy większa, niż zapowiadał rząd. Co jeszcze wymyślą politycy, by wybrnąć z budżetowego impasu? Podpowiadamy: miało też nie być podatku katastralnego. Teraz też już go można wprowadzić.

Tak mi się przypomniało, jak przed wakacjami Jarosław Kaczyński zapewniał, że Prawo i Sprawiedliwość nie wprowadzi podatku od wartości nieruchomości, bo doprowadziłoby do wywłaszczenia Polaków.
Jego zdaniem ludzie zaczęliby się wyprzedawać z nieruchomości, a zostałyby one przejęte przez pewną grupę społeczną, a także być może przez elementy zewnętrzne.
Zrównoważony budżet. Podatki stop, podnosimy składki
Przyglądam się jednak doniesieniom z kończącego się właśnie tygodnia i wygląda mi na to, że rząd jest gotów zrobić wszystko, żeby spiąć budżet. Tak jakoś się porobiło, że miał być historyczny, bez deficytu i zrównoważony, a po wyborach nagle się rozlazł jak przemoczona szmata.
Zaczęło się we wtorek. Za sprawą publikacji „Dziennika Gazety Prawnej” gruchnęła wieść, że od stycznia od umów zleceń trzeba będzie zapłacić pełne składki ZUS, a nie jak teraz tylko do wysokości płacy minimalnej.
Zmiany dotyczą w sumie 1,1 mln Polaków. I nie przypadną im do gustu. Przy umowie na 3 tys. zł wypłata dla pracownika wynosi obecnie 2 550 zł. Po zwiększeniu składki byłaby o 300 zł niższa. Pracodawcy musieliby do takiej umowy doliczyć na ZUS 500 zł. Za to do budżetu państwa wpłynęłoby dodatkowe 2,5-3 mld zł.
Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, wskazuje, że składki są drugim najważniejszym źródłem dochodów państwa, zaraz po podatkach. W 2018 roku do budżetu wpłynęło z podatków 464 mld zł, czyli 21,9 proc. PKB, a ze składek 299 mld zł, czyli 14,1 proc. PKB.
Zniesienie limitu składek ZUS da 5 mld zł
Do 3 mld zł z szusowania umów zleceń trzeba doliczyć kolejne miliardy, które wpłynęłyby do kasy państwa po zlikwidowaniu limitu 30-krotności składek na ubezpieczenie społeczne. Projekt ustawy zakładającej zniesienie zwolnienia z ZUS-u już od początku 2020 r. trafił do Sejmu w środę. Ponieważ złożony został przez grupę posłów, a nie rząd, ścieżka legislacyjna jest skrócona, bo nie trzeba w takim wypadku przeprowadzać konsultacji społecznych.
Jeśli projekt zostałby przyjęty, to 350-370 tys. Polaków i oczywiście firmy, które ich zatrudniają, zapłacą więcej na ZUS, a do kasy państwa trafi 5 mld zł rocznie więcej. Sytuacja polityczna w tym przypadku jest złożona, bo przeciwko zniesieniu limitu ZUS są „gowinowcy”, zastrzeżenia mają też prezydent i związkowcy z „Solidarności”),
Likwidację 30-krotności składek ZUS zapisano jednak w i Wieloletnim Planie Finansowym Państwa, i w projekcie budżetu na 2020 r. Można więc spodziewać się, że rząd będzie zdeterminowany, by te zmiany przeforsować i to jak najszybciej.
Likwidacja OFE, pożyczka z FRD. Sypią się miliardy
W minionym tygodniu rząd przyjął też projekt ustawy likwidującej otwarte fundusze emerytalne. Dzięki temu do budżetu wpłynie kilkanaście miliardów złotych z 15-proc. opłaty za przeniesienie środków z OFE do IKE. Najpierw politycy zaplanowali, że w 2020 r. będzie to 8,6 mld zł, a w 2021 r. 8,4 mld zł, ale koniec końców w przyszłym roku rząd planuje pozyskać z tego tytułu 12,5 mld zł, a resztę w 2021 r.
Mieszając w systemie emerytalnym, chce też pozyskać środki na wypłatę trzynastej emerytury, którą obiecał seniorom przed październikowymi wyborami do Sejmu. Politycy wymyślili, że miliardy na ten cel „pożyczą” (w cudzysłowie, bo nikt tych pieniędzy nigdy nie zwróci tam z powrotem) z Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli pieniędzy okładanych na wypadek pogorszenia sytuacji demograficznej i braku środków na wypłatę bieżących świadczeń.
Ale to nie wszystko, bo żeby wypłacić dodatkowe świadczenia dla seniorów, rząd chce zmienić ustawę o Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych (FWON), który funkcjonuje od stycznia 2019 r., a został stworzony po protestach opiekunów osób niepełnosprawnych. Po nowelizacji FWON zmieni nazwę na Fundusz Solidarnościowy i to on zadłuży się w FDR na 9 mld zł.
Podwyżka akcyzy. Zapowiadali trzy procent, jest dziesięć
W czwartek rząd przyjął projekt ustawy, która podnosi akcyzę na papierosy i alkohol o – uwaga – 10 proc.! Ponad trzy razy więcej niż PiS planował – a przynajmniej informował o tym – przed wyborami w październiku. W wyniku zmian w górę pójdzie też podatek na e-papierosy i płyny do nich.
W ocenie skutków regulacji zapisano, że dzięki zmianie budżet zyska ok. 1,7 mld zł rocznie.
Podatek katastralny to polityczne samobójstwo
Od razu zastrzegam: nie wierzę, by politycy w najbliższym czasie szarpnęli się na wprowadzenie katastru. Wcześniej podniosą VAT do 30 proc. niż nakażą płacić Polakom 0,3 proc. od wartości nieruchomości.
Taki haracz byłby politycznym harakiri, choć oczywiście nie można wykluczyć, że gdy skończą się pieniądze na 500+, ktoś w końcu się na to skusi.
Gdyby stawka podatku katastralnego została ustalona na 1-proc. wartości nieruchomości, to właściciel 50-metrowego mieszkania w dużym mieście musiałby zapłacić 3-5 tys. zł rocznie. Dla porównania podatek od nieruchomości wynosi obecnie od 300-500 zł za dwanaście miesięcy.
Po wprowadzeniu podatku katastralnego rzeka pieniędzy płynąca do budżetu byłaby szeroka jak Nil po wylaniu, a żyzna tak, żeby wystarczyło nawet na 1000+ dla każdego dziecka.
Ale gniew ludzi byłby straszny jak powódź stulecia.