REKLAMA

Ile tak naprawdę kosztuje Bezpieczny Kredyt 2 proc?

Prawie 6 proc. - to rzeczywista roczna stopa oprocentowania, czyli RRSO. Ale oferta każdego banku jest inna. Najtańsza oferta spośród czterech banków, które na razie oferują kredyt hipoteczny z rządową dopłatą, może być nawet o 1 pkt proc. tańsza niż ta najdroższa. A skoro różnice są tak duże, to znaczy nie tylko, że warto porównać oferty banków, ale również to, że na rządowym programie niektóre banki całkiem nieźle zarobią.

Ile tak naprawdę kosztuje Bezpieczny Kredyt 2 proc?
REKLAMA

Bezpieczny kredyt 2 proc. ruszył 3 lipca i na razie oferują go cztery banki: PKO BP, Pekao, Alior Bank i VeloBank — wszystkie to w pewnym sensie banki państwowe, nawet VeloBank, który obecnie zarządzany jest przecież przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny po tym, jak powstał na gruzach przymusowo zrestrukturyzowanego Getinu.

REKLAMA

I w żadnym z tych banków oczywiście nie zaciągniecie preferencyjnego kredytu z oprocentowaniem na poziomie 2 proc., co sugeruje nazwa rządowego programu.

Ile tak naprawdę kosztuje kredyt 2 proc.?

Rząd gwarantuje, że przez 10 lat będzie dopłacał do różnicy pomiędzy rynkowym oprocentowaniem tak, by klient miał cały czas stopę procentową na poziomie 2, ale od początku wiadomo, że do tego należy doliczyć jeszcze marżę banku, a te są wyższe w ofertach z pomocą rządu niż w standardowych ofertach kredytów hipotecznych. A i na tym sprawa się nie kończy, bo jest jeszcze prowizja za udzielenie kredytu, koszt ubezpieczenia nieruchomości, a nawet zupełnie nowe opłaty jak opłata prowizyjna dla BGK za udzielenie gwarancji — różna w różnych bankach (LOL).

No i efekt jest taki, że realne oprocentowanie Bezpiecznego kredytu 2 proc. to niemal 5 proc. i to w najtańszym banku, a w najdroższym nawet niemal 6 proc.

Dokładne oferty przeanalizowała „Rzeczpospolita” i podała RRSO dla każdej z tych czterech ofert i okazuje się, że najtańszy jest bank Pekao, gdzie RRSO wynosi 4,72 proc. To wynik dla przykładowego kredytu na 335,1 tys. zł zaciągnięty na 27 lat, bez wkładu własnego. W tym przypadku dopłaty rządowe w ciągu 10 lat wyniosą łącznie ok. 140,6 tys. zł — dlaczego to piszę, o tym później.

Na drugim miejscu jest oferta PKO BP — RRSO wynosi tam 4,96 proc. dla przykładowego kredytu na 290 tys. zł, zaciągniętego na 25 lat, i wkładem własnym na symbolicznym poziomie 3,7 proc. Ile dopłaci rząd? Tej liczby symulacja PKO BP nie pokazuje.

Na trzecim miejscu jest VeloBank z RRSO na poziomie 5,41 proc. (kredyt na 360 tys. zł, na 25 lat, wkład własny 10 proc.). Łączna kwota dopłat z państwowego BGK to 143,2 tys. zł.

Najdroższą ofertę ma Alior Bank — RRSO 5,73 proc. I to przy założeniu, że kwota kredytu to jedynie 69,2 proc. wartości mieszkania, kredyt jest na 346 tys. zł na 28 lat. Ile dorzuci BGK? Też nie podano.

Gdzie banki próbują zarobić?

To, co rzuca się jednak w oczy, to ogromna rozpiętość między tymi ofertami? Pomiędzy najtańszą a najdroższą jest aż 1 pkt proc. różnicy, a to bardzo dużo. Kto kiedykolwiek próbował negocjować z bankiem marżę przy swoim kredycie hipotecznym, ten wie — bój toczy się o każde 0,1 pkt proc.

Dlatego srogo można się zdziwić, że BGK pozwala bankom tak swobodnie kalkulować tę ofertę. Niektóre banki zarobią na rządowym programie trochę, inne — dużo.

Spójrzcie choćby na to, co same banki piszą na swoich stronach internetowych o marżach. Dla przykładu w PKO BP marża w standardowej ofercie wynosi 1,93 proc., a w Bezpiecznym kredycie 2 proc. - marża wynosi 2 proc. Różnica na niekorzyść klienta niewielka, ale już VeloBank w Bezpiecznym kredycie ma marże w wysokości 4 proc.

Albo prowizja z udzielenie kredytu: przy Bezpiecznym kredycie PKO BP jest na poziomie 1,7 proc., tymczasem w standardowej ofercie można zejść do 0 proc. Zresztą banki, które do rządowego programu jeszcze nie przystąpiły, w swoich standardowych ofertach zwykle nie pobierają żadnej prowizji. A taki Alior Bank to za udzielenie Bezpiecznego kredytu 2 proc. pobierze nawet do 5 proc. prowizji, choć zastrzega, że z każdym ustala ja indywidualnie.

A to przecież nie tylko z pieniędzy kredytobiorców, ale i podatników. Wspomniane wcześniej 140 tys. zł dopłaty rządowej dla jednego tylko Kowalskiego, żeby mógł sobie kupić mieszkanie, to całkiem sporo. I te 140 tys. zł może od państwa dostać każdy, kto nie ma jeszcze swojego mieszkania i nie skończył 45 lat, bez żadnego kryterium dochodowego. Ale za to ze zdolnością kredytową — jest więc to pomoc dla całkiem dobrze zarabiających.

REKLAMA

Tymczasem z ostatniego raportu Fundacji Habitat for Humanity Poland wynika, że ponad jedna czwarta Polaków uważa, że znajduje się w tzw. luce mieszkaniowej, co oznacza, że są za biedni, żeby kupić własne mieszkanie, choćby na kredyt, choćby i dofinansowywany przez państwo, a jednocześnie za bogaci, by skorzystać z pomocy państwa w formie mieszkań socjalnych czy komunalnych.

I co my robimy? Im ciągle nie pomagamy, wydajemy za to pieniądze na tych, których na kredyt w banku stać i na same banki, którym będziemy naganiać nowych klientów, żeby mogły zarabiać, albo zarabiać dużo - w zależności od banku.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-20T13:04:14+01:00
Aktualizacja: 2025-03-20T09:55:51+01:00
Aktualizacja: 2025-03-19T10:05:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-18T22:05:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-18T17:06:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-18T15:34:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-18T05:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-18T04:01:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T21:35:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T16:45:30+01:00
Aktualizacja: 2025-03-17T14:16:06+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA