REKLAMA

Węgiel z Australii, gaz z Norwegii, a ropa z Gdańska. Tak Polska zrywa z uzależnieniem od Putina

Wielu polityków namawia do embarga na rosyjski węgiel, ropę i gaz. To jednak nie jest wcale łatwe zadanie. Chętnych na biznesowe omijanie Moskwy w ten sposób nie brakuje. Ale to wcale nie znaczy, że rosyjska energia może nas już w ogóle nie obchodzić. Do tego ciągle jednak daleka droga.

import-wegla-do-Polski
REKLAMA

Mateusz Morawiecki był jednym z pierwszych polityków, który głośno zaczął namawiać UE do wprowadzenia embarga na rosyjską energię. Szybko to podchwycili inni. No bo jak to tak? Rosjanom zabraniamy jeść kanapki z McDonalda i oglądać filmy na Netfliksie, za to ciągle od nich hurtowo kupujemy węgiel, ropę i gaz.

REKLAMA

Stąd przedstawiony ostatnio przez Komisję Europejską plan REPowerEU, który zawiera różne ścieżki prowadzące do niezależności energetycznej. Europejskie Biuro Ochrony Środowiska (EEB) wskazuje, że proponowane rozwiązania są krótkotrwałe, a potrzeba strategii na wiele lat.

Patrizia Heidegger, dyrektor ds. polityki globalnej i zrównoważonego rozwoju w EEB, dodaje że niezależność i wystarczalność energetyczna to nie tylko najlepszy sposób na zaprzestanie finansowania reżimu Putina, ale także najlepsze narzędzie ochrony konsumentów przed niestabilnością cen i zapobiegania ubóstwu energetycznemu.

Energia z Rosji: węgiel ma mało siarki i jest tani

Tyle teoria, a jak jest w praktyce? W jaki sposób Polska mogłaby się pozbyć węgla z Rosji? Uzależnienie jest spore, dane są nieubłagane. Z wyliczeń think tanku Forum Energi wynika, że w okresie od 2000 do 2020 r. udział rosyjskiego węgla w polskim imporcie wzrósł blisko 12-krotnie: z 0,8 mln t do 9,4 mln t).

Jak podaje Eurostat w 2021 r. Polska sprowadziła z Rosji ok. 8,3 mln t węgla. I chociaż już ponad dwa lata temu wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin zapewniał, że spółki Skarbu Państwa nie będą więcej importować węgla z Rosji, to jednak jest on ciągle wykorzystywany, głównie w ciepłownictwie. Bo spełnia limity dotyczące emisji siarki i jest po prostu tańszy.

Alternatywa? Można mało zasiarczony węgiel sprowadzać np. z Kolumbii, albo z Kazachstanu, chociaż wtedy na światło dzienne szybko wyszłyby pewnie kłopoty tranzytu przez Rosję. Mowa jest też o Australii. 

W grze jest również odsunięcie w czasie redukcji krajowej produkcji węgla. Polska Grupa Górnicza pierwotnie miała do 2025 r. zredukować swoje wydobycie o 50 proc. Ale obecnie nie jest to takie pewne.

Baltic Pipe zmieni układankę gazową

A jak jest z gazem ziemnym? Jak podaje Eurostat Rosja jest dla UE głównym dostawcą tego surowca. W 2020 r. odpowiadała za 43,9 proc. całego unijnego importu. Druga, z wynikiem 19,9 proc., była Norwegia. Iwona Dominiak, rzecznik Gaz-Systemu, zapewnia że dzięki podjętym działaniom już niebawem nasz rynek nie będzie zależny infrastrukturalnie i kontraktowo od monopolu jednego dostawcy gazu ze Wschodu. Głównie dzięki rurociągowi Baltic Pipe, który pozwoli transportować gaz z norweskich złoży. Gazociąg ma ruszyć w październiku 2022 r., ale pełną przepustowość (10 mld m3) ma osiągnąć na początku 2023 r. 

Polska niezależność gazową od Rosji buduje też terminalem LNG w Świnoujściu. Jego powiększenie już pozwoliło na zwiększenie zdolności przeładunkowych z 5 do 6,2 mld m3 gazu ziemnego rocznie. Ale kolejne prace, których zakończenia zaplanowano na koniec 2023 r., mają możliwości importowe w tym miejscu zwiększyć dodatkowo do 8,3 mld m3. W tym roku mamy też uruchomić gazociągi łączące nas z Litwą i Słowacją.

Ropa naftowa? Iran czeka na szansę

Z uzależnieniem od rosyjskiej ropy wcale nie jest lepiej. 65 proc. importowanej ropy do Polski pochodzi z Rosji. Na dalszych pozycjach jest Arabia Saudyjska, Stany Zjednoczone, Norwegia, Kazachstan i Nigeria. Naszą główną szansą na zerwanie z rosyjskim uzależnieniem ma być gdański Naftoport.

Inne sposoby dywersyfikacji dostaw ropy, to zwiększenie importu z Norwegii, zwiększenie dostaw z USA i Kazachstanu, ale też dogadanie się z Iranem w sprawie programu jądrowego. Zwiększenie eksportu z tamtego kierunku zastąpiłoby w prawie 60 proc. dostawy rosyjskiej ropy do krajów unijnych.

Naftowa hipokryzja po kanadyjsku

O uruchomieniu dostaw gazu ziemnego i ropy do Europy coraz poważniej myśli też Kanada. Premier Kraju Klonowego Liścia Justin Trudeau mógłby w ten sposób dołożyć swoją cegiełkę do międzynarodowej izolacji Putina, przy okazji reperując finanse własnego kraju. 

Instytut Macdonalda-Lauriera sugeruje, że tym samym Kanadyjczycy sprzeciwiający się budowie gazociągu Coastal Gaslink - pomagają, podżegają i przyzwalają na takie a nie inne zachowanie Putina. Jeśli pozostawimy transformację energetyczną autokratycznym reżimom, to ośmielimy je i pozwolimy im wywierać wpływ, który nie jest zdrowy dla całego świata - ostrzega też Rocco Rossi, prezes i dyrektor generalny Ontario Chamber of Commerce. 

REKLAMA

Ale czy deklaracje Kanady są w pełni szczere? Ostatnie doniesienia każą w to wątpić. Organizacja ekologiczna Stand.earth ujawniła, że kanadyjskie instytucje finansowe są zaangażowane w rosyjskie firmy naftowe i gazowe. Tacy potentaci jak Royal Bank of Canada, Bank of Montreal, czy Sun Life Financial i Manulife w sumie zainwestowały ponad 110 mln dol. w rosyjską energię. I do tej pory nic z tym nie zrobiły. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA