Prezydent USA przekłada swoją wrześniową wizytę w Danii "na inny termin". To reakcja na słowa premiera skandynawskiego kraju, który jednoznacznie stwierdził, że Grenlandia nie jest na sprzedaż. Wcześniej Trump pół żartem pół serio oznajmił, że nie ma czego się obawiać, bo on na lodowej wyspie kolejnej Trump Tower nie zamierza budować.
Fot. Flickr/Gage Skidmore (CC BY-SA 2.0)
Metoda prezydenta USA Donalda Trumpa polegająca na wrzucaniu co jakiś czas w social media dwóch, trzech zdań i obserwowanie, jak potem wokół nich toczą się światowe dyskusje - sprawdza się niezawodnie. Ale nie ma co się na to zżymać. Lepiej pogodzić się z taką retoryką Trumpa, który za chwilę rozpocznie bój o reelekcję.
Bizblog.pl poleca:
Za pomysłem, żeby kupić Grenlandię, mogą stać też inne powody. Wśród najważniejszych jest podważenie dominacji Chin nad metalami przemysłowymi na świecie oraz pomoc w zablokowaniu odnowionych ambicji militarnych Rosji.
Chociaż cytowanym przez wszystkie media Duńczykom od kilku dni nie schodzi promienny uśmiech z twarzy, to jednak informacja o tym, że Donald Trump jest zainteresowany zakupem Grenlandii, zelektryzowała międzynarodową społeczność. Prezydent USA miał nawet zlecić swoim doradcom sprawdzenie, czy taka transakcja byłaby w ogóle możliwa, a jak tak, to jaki byłby jej koszt.
Według brytyjskiego "Guardiana" za tym mocno kontrowersyjnym pomysłem mogą stać niezaspokojone ambicję Donalda Trumpa. Obecny prezydent USA na różne sposoby próbuje na stałe — i najlepiej złotym głoskami — zapisać się na kartach historii. Dlatego Trump miał tego pozazdrościć innemu prezydentowi USA Thomasowi Jeffersonowi, który w 1803 r. odkupił Luizjanę od Francji oraz Andrew Johnsonowi, który z kolei kupił Alaskę od Rosji w 1867 r.
Trump Tower nie stanie wśród grenlandzkich lodowców
Tuż przed wylotem na szczyt grupy G7 we Francji prezydent USA powiedział, że koncepcja zakupu Grenlandii “pod względem strategicznym jest interesująca". Dodał, że "jest to zasadniczo duża transakcja na rynku nieruchomości”. Zwrócił jednocześnie uwagę, że roczne utrzymanie Grenlandii kosztuje Danię ok. 700 mln dolarów, co może stać się kartą przetargową już podczas konkretnych rozmów.
Potem Trump, w swoim stylu, kolejnym ćwierknięciem na Twitterze chciał wszystkich uspokoić i oznajmił pół żartem pół serio, że nikt nie musi się martwić — kolejnej Trump Tower nie zbuduje na Grenlandii. “Obiecuję, że nie zrobię tego Grenlandii” - stwierdził prezydent USA, który chyba bardziej chciał tym jednym postem nakłonić do dalszej światowej dyskusji o jego handlowych planach związanych z Grenlandią.
Według "Financial Timesa" oferta Trumpa mogłaby opiewać na ok. 1,1 mld dolarów. Okazja do dobicia targu miała nadarzyć się bardzo szybko, bo prezydent USA miał odwiedzić Danię już we wrześniu.
Trump odwołuje wrześniową wizytę w Danii
Mette Frederiksen, premier Danii, odniósł się do toczonej od kilku dni dyskusji na temat zainteresowania USA zakupem Grenlandii i nazwał ją "absurdalną". Na reakcję Trumpa nie trzeba było długo czekać.
Służby Białego Domu powiadomiły już oficjalnie, że ustalenia dotyczące zaproszenia od królowej Małgorzaty muszą ulec modyfikacji. Tym samym do wizyty Trumpa na początku września nie dojdzie.
Grenlandia pokazała Trumpa w pełnej krasie
Donaldowi Trumpowi chyba wciąż bliżej do grającego ostro biznesmena niż polityka, który, dążąc do założonych celów, nie może poruszać się jak słoń w składzie porcelany. Z drugiej strony ogłaszanie planów biznesowych, zanim skonsultuje się je z potencjalnym kontrahentem, wydaje się bardzo nieprofesjonalne.
Obecny prezydent USA wydaje się po prostu kierować zasadą, że przede wszystkim ma być głośno. Dlatego, zanim policzono ewentualną wartość Grenlandii, informacja o zainteresowaniu taką transakcją Trumpa obiegła światowe media, w czym sam prezydent USA też pomagał.
Obecna administracja prezydenta USA nie stawia na kuluarowe rozmowy i ustalanie wszelkich kontrowersyjnych szczegółów w zaciszach gabinetów i przede wszystkim poza dziennikarskim kamerami i mikrofonami. Wolą za to robić duży szum, bo przecież "America first!", a walka o reelekcję tuż tuż. Ale efektu z tego, poza puszeniem się bez opamiętania, nie ma żadnego. Kwestia ewentualnej transakcji związanej z Grenlandią tylko to potwierdza. Podobnie wszak jest w sprawie Korei Północnej, czy Iranu.
Tu i tu Trump za dużo nie zwojował, o ile w ogóle cokolwiek. Były jak zwykle szumne zapowiedzi i zawzięta mina. Ale międzynarodowa społeczność wydaje się na te wizerunkowe sztuczki być coraz bardziej odporna. Nie pozostaje nic innego więc, jak tylko przekładać kolejne wizyty.
Ale to już było
Chociaż wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Grenlandii mogą wprawiać w osłupienie, to pamiętajmy, że to nie byłyby debiutanckie zakusy Amerykanów wobec największej wyspy na świecie.
Pierwsze w historii postępowanie w sprawie zakupy lodowej wyspy Departament Stanu USA wszczął już 1867 r. Pół wieku później Stany Zjednoczone przejęły duńskie Indie Zachodnie, które potem stały się Wyspami Dziewiczymi.
W 1946 r. ówczesny prezydent USA Harry Truman sądził, że jemu z Grenlandią pójdzie znacznie lepiej. Na stole położył okrągłe 100 mln dolarów, ale Dania nie była zainteresowana i odrzuciła tę ofertę.