REKLAMA
  1. bizblog
  2. Pieniądze

Widzieliście, jak zjechał polski dług publiczny? Kapcie wam spadną, bo nie tego się spodziewaliście po PiS

Dług publiczny w Polsce spadł w trzecim kwartale w relacji do PKB. Nominalnie wprawdzie zwiększył się w ciągu trzech miesięcy od lipca do września o 25,8 mld zł, ale nasz produkt krajowy brutto, czyli to wszystko, co nasza gospodarka wytworzyła, zwiększył się w tym czasie o 115,2 mld zł, czyli ponad czterokrotnie więcej. Stąd relacja długu do PKB się zmniejszyła. Dokładnie z 51,5 proc. do 50,3 proc. Na pewno nie ma w tym nic złego, ale też nie jest to jakaś niesamowicie pozytywna informacja. Zaliczam ją raczej do ciekawostek o bardzo umiarkowanym znaczeniu.

15.12.2022
6:03
Widzieliście, jak zjechał polski dług publiczny? Kapcie wam spadną, bo nie tego się spodziewaliście po PiS
REKLAMA

Przy okazji jednak w danych publikowanych przez Ministerstwo Finansów można zauważyć, że dług publiczny w relacji do PKB spadł właśnie poniżej poziomu z końca 2015 roku. Dla miłośników polskiej polityki, którzy bardzo lubią podporządkowywać wszystko, co dzieje się w gospodarce i nie tylko polityce właśnie (czyli wszystko, co się dzieje jest przez jakichś polityków albo dzięki innym politykom) koniec 2015 roku jest absolutnie kluczowy, bo akurat wtedy przestała rządzić koalicja PO-PSL, a zaczął rządzić PiS.

REKLAMA

Z danych wynika więc, że wbrew popularnym narracjom PiS jednak Polski nie zadłużył, bo w czasie ich rządów wskaźnik długu do PKB minimalnie, ale jednak spadł i pod tym względem jest to wynik wyraźnie lepszy, niż ten z lat 2008-2015, kiedy to z kolei rządziła dzisiejsza opozycja, promująca dziś narracje o tym, jak PiS nas zadłuża ponad miarę.

Dług spada, bo wzrost gospodarczy napędza wysoka inflacja

Swoją drogą wtedy dokładnie takie same historyjki opowiadał PiS o PO, co powoduje, że przynajmniej dla mnie cały temat związany z długiem publicznym ma wyraźny walor komiczny. Muszę też przyznać, że w pogoni za tym właśnie komizmem postanowiłem opublikować tweeta z powyższymi, politycznymi obserwacjami, licząc na to, że się rozniesie i wywoła różne zabawne reakcje.

Zamysł udał się świetnie, sporo ludzi na przykład argumentowało, że tak naprawdę dług publiczny w Polsce jest większy, bo jego część została wyprowadzona poza budżet. Oczywiście z tym wyprowadzaniem to prawda, ale jednak te 50,3 proc. PKB obejmuje całość – i to, co niewyprowadzone, i to, co wyprowadzone.

Gdyby liczyć tylko to, co według polskiej definicji wchodzi do państwowego długu publicznego, to wskaźnik ten wyniósłby 40,2 proc. PKB. Na powyższym wykresie zamieszczonym w tweecie to linia fioletowa, oznaczona skrótem PDP. Natomiast szara linia pokazująca 50,3 proc. to EDP, czyli „dług sektora instytucji rządowych i samorządowych”, zawierający w sobie absolutnie wszystko, co władza pod najróżniejszymi postaciami pożyczyła. EDP to skrót od Excessive Deficit Procedure, czyli unijnej procedury nadmiernego deficytu, a dane o tak policzonym zadłużeniu rząd musi regularnie przesyłać do Brukseli.

Były też argumenty trafne. Na przykład o tym, że dług do PKB spada, ponieważ PKB rośnie bardzo szybko, a ten wzrost napędza inflacją. Zgadza się, generalnie wysoka inflacja jest idealna do redukowania zadłużenia, chociaż PKB nam rośnie także realnie, czyli pomijając inflację. Z drugiej strony wysoka inflacja zwiększa dochody budżetowe z podatków, a więc także zmniejsza potrzebę jeszcze szybszego zadłużania się.

Zapewne sprawdzą się też prognozy mówiące o tym, że w 2023 r. relacja długu do PKB znowu wzrośnie, bo mamy spowolnienie gospodarcze

Realny wzrost gospodarczy spowalnia a wraz z nim – mimo wciąż wysokiej inflacji – bazy podatkowe. Ponadto rosną koszty obsługi długu publicznego, gdyż Ministerstwo Finansów musi stale zamieniać stare nisko-oprocentowane obligacje skarbowe na nowe – dużo droższe – pisze w swoim komentarzu bank Pekao SA.

I prognozuje, że na koniec 2023 r. dług do PKB będzie na poziomie 51 proc.

Nie ma znaczenia, kto rządzi. Dług publiczny nam nie zagrozi

Najciekawsze jednak moim zdaniem w tym wszystkim jest to, że chyba nikt nie dostrzega tego, że dług publiczny w Polsce w ogóle nie jest żadnym problemem. Na wykresie poniżej widać bardzo wyraźnie, że tak właściwie od 2003 roku on się prawie nie zmienia.

 class="wp-image-1991539"

Oscyluje sobie w przedziale od 45 do 55 proc. PKB. Niżej był tylko przez chwilę w 2007, a wyżej tylko w 2011 i 2013 roku w czasie recesji w strefie euro i w 2020 roku w czasie recesji wywołanej pandemią. Możliwe, że po 2013 r. rósłby bardziej, gdyby nie wykastrowano systemu OFE i nie umorzono wtedy ponad 130 mld zł długu.

Przez całe ostatnie 20 lat, a także wcześniej, kiedy dług publiczny był jeszcze mniejszy, nie wydarzyło się nic, co faktycznie zagroziłoby polskim finansom publicznym i naszej wypłacalności, niezależnie od tego, kto rządzi. Przeciwstawianie sobie sytuacji fiskalnej za czasów PO i za czasów PiS nie ma żadnego sensu, ponieważ w gruncie rzeczy to jest wciąż bardzo podobna sytuacja fiskalna, a większość zmian to pochodna wydarzeń globalnych, za granicą, na które żaden polski rząd nigdy nie miał wpływu.

Czasami światowa gospodarka się zatrzęsie, wtedy nasze PKB rośnie wolniej, a dług rośnie szybciej. A potem wszystko wraca do wcześniejszej normy, tak było już kilka razy i dane publikowane teraz też to potwierdzają. Ostatni wzrost długu miał związek z pandemią, a teraz sytuacja wróciła do wieloletniej normy. To w sumie dość krzepiąca obserwacja, bo pokazuje, że nasza gospodarka jest wytrzymała i naprawdę trudno ją wykoleić na dłużej niż kilka miesięcy. I tu też można powiedzieć: niezależnie od tego, kto rządzi. A mimo to ludzie, straszeni skrajnie populistycznymi pomysłami typu „licznik długu” wciąż się tym długiem przejmują i wywołuje on ogromne emocje.

Politycy z obydwu stron wciąż generują i powielają historyjki o tym, że ktoś nas doprowadzi do ruiny (oczywiście zawsze „oni” to zrobią), zbankrutujemy albo przyszłe pokolenia coś będą musiały spłacać, chociaż długu publicznego nie spłacają obywatele. Wydaje się to oczywiste, bo nikt z nas nie spłacał nigdy długów państwa zaciąganych w 2004, 2010, czy 2016 roku.

Spłaca się je regularnie kasą z nowych pożyczek, które sprzedaje się bez problemu, bo rynek finansowy na świecie w latach osiemdziesiątych XX wieku rozrósł się i rozwinął tak bardzo, że wchłania ogromne ilości bezpiecznych papierów wartościowych, a za takie uważa się obligacje państwowe. Są one wręcz nieustannie na tych rynkach pożądane. Sytuacje, w których nie da się ich sprzedać (tak jak to się zdarzyło jeden raz w październiku) są wyjątkowe i krótkotrwałe.

Nie bójmy się długu publicznego

To wszystko oczywiście nie oznacza, że mamy do dyspozycji gospodarcze perpetuum mobile, które nigdy się nie zepsuje, a nawet najgłupsze decyzje dotyczące gospodarki nigdy nie będą mieć złych konsekwencji. Zawsze warto będzie być rozsądnym, umiarkowanym i uważnym w zarządzaniu, a także w zadłużaniu się.

Kryzysy gospodarcze zawsze będą się zdarzać, a to jak długo będą trwać, jak będą głębokie i jak długotrwałe będą ich negatywne skutki, zależeć będzie zawsze od wielu spraw, w tym od polityki rządu. Dzisiaj też polska gospodarka ma całą masę problemów, a na niektóre z nich nie ma nawet wpływu.

REKLAMA

Generalnie jest się czym przejmować i jest się czym martwić. Ale z pewnością do zbioru tych tematów nie należy polski dług publiczny. To akurat jest takie zagadnienie z którym w czasach III RP jeszcze nigdy tak naprawdę nie mieliśmy żadnego problemu i nic nie wskazuje na to, abyśmy mieli z nim problem w przewidywalnej przyszłości. Nie ma więc potrzeby, żeby się go bać.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA