REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes /
  3. Energetyka

Fala plajt nad Wisłą. Biznesy zwijają się jeden po drugim. Coraz więcej właścicieli mówi z żalem: gasimy światło

Polska gastronomia pewnie wyobrażała sobie, że po pandemii nie może ją spotkać nic gorszego. Ale przyszedł bezprecedensowy kryzys energetyczny i znowu trzeba pchać swój wózek mocno pod górkę. Tyle że niektórzy już nie dają rady. Przez koronawirusa nawet zdążyli zmienić swój model biznesowy, tyle że to w niczym za bardzo nie pomaga. Bo rekordowe rachunki za energię tak, czy siak, trzeba płacić. Dlatego jesteśmy świadkami kolejnej fali plajt. Bez błysku fleszy i fanfar. Część przedsiębiorców już po prostu nie daje rady i żegna się z gastronomicznym biznesem.

11.12.2022
16:22
ceny-energii-i-ciepla-gastronomia
REKLAMA

Pandemia była wstrząsem dla polskiej gastronomii. Wielu jeszcze próbowało reagować i na szybko wprowadzali np. opcję dowozu jedzenia do klienta, ale to na niewiele jednak pomogło. W sumie przychody całej branży spadły tylko w pierwszych miesiącach aż o 26 proc., a liczba miejscówek z jedzeniem skruszyła się o 11 proc. - to w sumie 8 tys. lokali na terenie całego kraju. Najwięcej ubyło barów: 2,4 tys. (ok. 13 proc.) i restauracji - 2,3 tys. (ok. 12 proc.). Zgodnie z raportem PMR Market Expres wartość rynku HoReCa (gastronomii hotelowej, restauracyjnej, cateringu) w Polsce zmalała w 2020 r. o 32,1 proc. w stosunku do 2019 r.

REKLAMA

Dla rynku HoReCa był to najtrudniejszy okres ostatnich dziesięcioleci - nie mają cienia wątpliwości analitycy z PMR Market.

Niestety, ale wychodzi na to, że na dobre czasy polska gastronomia musi jeszcze cierpliwie poczekać. Bo tego, czego nie udało się wykończyć pandemii, stara się dobić kryzys energetyczny. I właśnie obserwujemy kolejną już falę plajt.

Ceny energii katem polskiej gastronomii

Ostatnio na Facebooku do swoich klientów z kiepską informacją zwrócił się właściciel katowickiej pizzerii Somi. 

Nie jest tajemnicą, że ceny energii elektrycznej poszybowały w górę. Nas też nie ominęło. Tym razem otrzymaliśmy fakturę w wysokości 16 000 zł, czyli 8 razy więcej niż zwykle - poinformował na początku grudnia.

Termin płatności tej energetycznej faktury, opiewającej dokładnie na 15 931 zł i 44 gr, przypada już za chwilę, bo 15 grudnia. A to tylko opłata za prąd. Gdzie reszta?

Przykro nam to mówić, ale jesteśmy również dotknięci tą sytuacją, która zmusza nas przemyśleć i na chwile zamknąć drzwi Somi - czytamy na Facebooku.

Na rychłe gaszenie świateł zdecydował się też właściciel rzeszowskiej burgerowni Burger Store. W tym przypadku rachunki za prąd poszybowały z ok. 4000-5000 zł na 21 tys. zł. 

Gasimy światło i się z Wami żegnamy - oznajmili właściciele burgerowni, odwołując tym samym 9. urodziny.

Właściciel w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że tak po prawdzie od trzech lat nie zarabia, ale teraz musiał zacząć dokładać i powiedział głośne: dość! Pod koniec listopada rzeszowska burgerownia wróciła, jednak już nie stacjonarnie, tylko jako food truck.

Rachunki za prąd dla wielu gwoździem do trumny

Niestety, ale takich historii przybywa z dnia na dzień. Na zamknięcie jednego ze swoich lokali zdecydowała się też pierogarnia Pierożek w Gdyni. Po dziesięciu latach, wyłącznie z powodów ekonomicznych. Nie chodzi tylko o ceny prądu, ale też np. mąki, która zdrożała o 120 proc. i więcej. 

Takiego wzrostu cen nie wytrzymujemy, tym bardziej, że nie wiemy, co będzie jutro, nie wiemy, co będzie za miesiąc, nie wiemy, co będzie za dwa. Dla nas jest to gwóźdź do przysłowiowej trumny, dlatego musimy zamykać - tłumaczył Wojciech Dziedzic, właściciel pierogarni, na antenie TVN24.

Z kolei władze Wrocławia szacują, że tylko od sierpnia 2022 r. - przede wszystkim ze względu na drastyczne podwyżkę cen energii - zamknięto nawet kilkadziesiąt punktów gastronomicznych w mieście. To chociażby knajpa Atrakcja Restauracja, czy restauracja Królowa Knysza. 

Z przykrością powiadamiamy, że jesteśmy zmuszeni zamknąć Królową Knyszę. Drastyczny wzrost cen energii i produktów spożywczych spowodował, że nie jesteśmy w stanie się utrzymać. Jeśli w przyszłości wróci normalność to się jeszcze spotkamy - czytamy komunikat właścicieli Królowej Knyszy na Facebooku.

REKLAMA

I jeszcze jeden, bardzo podobny przykład. Tym razem chodzi o zamknięty pod koniec listopada bar Krowarzywa w Toruniu. 

Ledwo co wstaliśmy z pandemicznego kaca, a znów musieliśmy walczyć o przetrwanie w galopującej inflacji - tłumaczyli taką a nie inną decyzję właściciele.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA