Fala plajt nad Wisłą. Biznesy zwijają się jeden po drugim. Coraz więcej właścicieli mówi z żalem: gasimy światło
Polska gastronomia pewnie wyobrażała sobie, że po pandemii nie może ją spotkać nic gorszego. Ale przyszedł bezprecedensowy kryzys energetyczny i znowu trzeba pchać swój wózek mocno pod górkę. Tyle że niektórzy już nie dają rady. Przez koronawirusa nawet zdążyli zmienić swój model biznesowy, tyle że to w niczym za bardzo nie pomaga. Bo rekordowe rachunki za energię tak, czy siak, trzeba płacić. Dlatego jesteśmy świadkami kolejnej fali plajt. Bez błysku fleszy i fanfar. Część przedsiębiorców już po prostu nie daje rady i żegna się z gastronomicznym biznesem.
Pandemia była wstrząsem dla polskiej gastronomii. Wielu jeszcze próbowało reagować i na szybko wprowadzali np. opcję dowozu jedzenia do klienta, ale to na niewiele jednak pomogło. W sumie przychody całej branży spadły tylko w pierwszych miesiącach aż o 26 proc., a liczba miejscówek z jedzeniem skruszyła się o 11 proc. - to w sumie 8 tys. lokali na terenie całego kraju. Najwięcej ubyło barów: 2,4 tys. (ok. 13 proc.) i restauracji - 2,3 tys. (ok. 12 proc.). Zgodnie z raportem PMR Market Expres wartość rynku HoReCa (gastronomii hotelowej, restauracyjnej, cateringu) w Polsce zmalała w 2020 r. o 32,1 proc. w stosunku do 2019 r.
Niestety, ale wychodzi na to, że na dobre czasy polska gastronomia musi jeszcze cierpliwie poczekać. Bo tego, czego nie udało się wykończyć pandemii, stara się dobić kryzys energetyczny. I właśnie obserwujemy kolejną już falę plajt.
Ceny energii katem polskiej gastronomii
Ostatnio na Facebooku do swoich klientów z kiepską informacją zwrócił się właściciel katowickiej pizzerii Somi.
Termin płatności tej energetycznej faktury, opiewającej dokładnie na 15 931 zł i 44 gr, przypada już za chwilę, bo 15 grudnia. A to tylko opłata za prąd. Gdzie reszta?
Na rychłe gaszenie świateł zdecydował się też właściciel rzeszowskiej burgerowni Burger Store. W tym przypadku rachunki za prąd poszybowały z ok. 4000-5000 zł na 21 tys. zł.
Właściciel w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że tak po prawdzie od trzech lat nie zarabia, ale teraz musiał zacząć dokładać i powiedział głośne: dość! Pod koniec listopada rzeszowska burgerownia wróciła, jednak już nie stacjonarnie, tylko jako food truck.
Rachunki za prąd dla wielu gwoździem do trumny
Niestety, ale takich historii przybywa z dnia na dzień. Na zamknięcie jednego ze swoich lokali zdecydowała się też pierogarnia Pierożek w Gdyni. Po dziesięciu latach, wyłącznie z powodów ekonomicznych. Nie chodzi tylko o ceny prądu, ale też np. mąki, która zdrożała o 120 proc. i więcej.
Z kolei władze Wrocławia szacują, że tylko od sierpnia 2022 r. - przede wszystkim ze względu na drastyczne podwyżkę cen energii - zamknięto nawet kilkadziesiąt punktów gastronomicznych w mieście. To chociażby knajpa Atrakcja Restauracja, czy restauracja Królowa Knysza.
I jeszcze jeden, bardzo podobny przykład. Tym razem chodzi o zamknięty pod koniec listopada bar Krowarzywa w Toruniu.