Uważaj, żeby nie przekroczyć limitu zużycia prądu. Wystarczy chwila i nawet 1000 zł więcej na rachunku
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na sprzedaż energii pięciu sprzedawcom z urzędu oraz pięciu największym spółkom dystrybucyjnym. Jeśli zmieścimy się w ustalonym przez rząd limicie, to aż tak źle nie będzie. Jeśli jednak zużyjemy więcej prądu, to trzeba przygotować się na wyraźne podwyżki. W okolicach 80-90 zł miesięcznie.
Zgodnie z przewidywaniami spółki energetyczne zawnioskowały do Urzędu Regulacji Energetyki o jak największy wzrost taryf. Ale nominowany przez premiera prezes URE na takie harce nie mógł pozwolić w roku wyborczym i te cenowe apetyty nieco przykrócił.
Tegoroczne taryfy, kalkulowane tak jak zawsze w oparciu o kategorię kosztów uzasadnionych, będą stanowiły podstawę do obliczenia poziomu i wypłaty rekompensat należnych przedsiębiorstwom energetycznym - zapowiada Rafał Gawin, prezes URE.
Przypomnijmy, że już wcześniej ustalono, że w 2023 r. ceny energii dla odbiorców w gospodarstwach domowych będą zamrożone na poziomie taryf dla spółek obrotu ze stycznia 2022 r., czyli ok. 411 zł za 1 MWh (0,411 zł za 1 kWh) - do określonych limitów zużycia: 2000 kWh (gospodarstwa domowe), 2600 kWh (rodziny z osobą z niepełnosprawnością).
Limit 3000 kWh mają rolnicy i rodziny wielodzietne posiadające Kartę Dużej Rodziny. Klienci indywidualni po przekroczeniu wcześniej ustalonych limitów zużycia będą płacić 693 zł za 1 MWh (0,693 zł za 1 kWh), a inne podmioty, w tym reprezentanci sektora MŚP – 785 zł za 1 MWh (0,785 zł za 1 kWh). Stawki opłat dystrybucyjnych dla odbiorców w gospodarstwach domowych również zamrożono do tych limitów zużycia.
Ceny energii ponad limit o pond 1000 zł większe
Zdecydowanie najliczniejszą grupą wśród indywidualnych odbiorców jest ta ze stałą ceną energii w cyklu dobowym, czyli taryfowa Grupa G11 (87 proc. odbiorców, 13,5 mln Polaków). W tym przypadku średnie roczne zużycie energii elektrycznej wynosi 1,8 tys. kWh. I wychodzi na to, że jak ci odbiorcy zmieszczą się w swoich limitach, to wyższych rachunków za prąd aż tak bardzo nie odczują. No, chyba że jednak się nie zmieszczą.
Jeżeli odbiorca w gospodarstwie domowym zużyje w ciągu roku więcej energii niż wskazane limity zużycia - za każdą kilowatogodzinę dostarczoną ponad limit będą obowiązywały stawki opłat dystrybucyjnych zgodne z zatwierdzonymi przez Prezesa URE taryfami operatorów na 2023 rok - czytamy w komunikacie URE.
Ale ci, którzy nie zamierzają w następnych 12 miesiącach zaciskać energetycznego pasa - powinni przygotować się na większy wydatek. W skali roku to może być nawet więcej o ponad 1000 zł. Wtedy bowiem rachunki spuchną o ok. 60 proc. W przypadku Enei to będzie 60 proc. i 84,60 zł miesięcznie więcej (1015,20 zł w skali roku); dla Energi - 56,7 proc. i rachunki miesięczne wyższe o 88,30 zł (1059,60 zł); dla PGE Dystrybucja od 60,5 do 61 proc., co przełoży się na 90,80 zł co miesiąc więcej (1089,60 zł) i dla Tauronu Dystrybucja od 59 do 61 proc., czyli 83,10-85,40 więcej miesięcznie (997,20-1024,80 zł rocznie).
Wzrost taryf przez drogi gaz, węgiel i inflację
URE przekonuje, że przyczyną rosnących od wielu miesięcy cen energii elektrycznej jest niestabilna sytuacja na rynkach surowców, przede wszystkim gazu i węgla, która przekłada się na wysokie ceny prądu w obrocie hurtowym. Do tego dochodzi jeszcze m.in. wzrost taryfy operatora systemu przesyłowego, czyli Polskich Sieci Elektroenergetycznych oraz rosnąca inflacja. Jakby nasze rachunki wyglądały bez tego mechanizmu mrożącego ceny? URE wylicza, że najbardziej po kieszeniach dostać mogliby klienci Energi, którym rachunki wzrosłyby o ponad 177 proc., w przypadku Enei o więcej niż 158 proc.; PGE Dystrybucja - 158,1 proc.; Tauron Dystrybucja - 173,6 proc. Wtedy koszt 1 MWh wyniósłby ok. 1100 zł.
Mrożenie cen energii to tylko pudrowanie problemu?
Spółki energetyczne będą mogły wystąpić do zarządcy rozliczeń o rekompensatę. Te zaś mają być wypłacane z Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny. Właśnie w ten sposób elektrownie mają przekazywać swoje nadmiarowe zyski. Tym samym, jak wylicza Greenpeace Polska, ręczne sterowanie cenami energii ma nas kosztować w 2023 r. 26,8 mld zł. Ale to jeszcze nie wszystko. Dochodzą wszak koszty związane z zahamowanie wzrostu cen gazu, na co rząd przeznaczy w przyszłym roku 30 mld zł. W sumie więc to blisko 57 mld zł. Greenpeace Polska wie, jak te pieniądze można wydać znacznie lepiej.
Gdyby zainwestować te pieniądze w ocieplenie domów - ponad 2,2 miliona polskich rodzin (przeszło 40% domów jednorodzinnych w Polsce) - mogłoby uzyskać po 25 tysięcy złotych dotacji do ocieplenia domu. Alternatywnie, inwestując te pieniądze w termomodernizację budynków wielorodzinnych, można by ocieplić 160 tysięcy budynków wielorodzinnych, czyli 77 proc. budynków wielorodzinnych, które wymagają ocieplenia wg Głównego Urzędu Statystycznego. Dzięki takim inwestycjom można by obniżyć zapotrzebowanie na energię w blokach czy kamienicach o 54 proc. - wylicza Piotr Wójcik, analityk energetyczny Greenpeace Polska.
Eksperci klimatyczni przyznają, że ochrona najbardziej potrzebujących i wrażliwych polskich rodzin jest potrzebna, ale proponowane przez rząd rozwiązania, ich zdaniem, są krótkowzroczne, nastawione na rok wyborczy i nie rozwiązują problemu rosnących cen energii w perspektywie średnio- i długoterminowej.
Polski budżet nie udźwignie w przyszłości kosztów ciągłego mrożenia cen energii. Zadziała to w roku 2023, roku wyborczym. Ale już podobne wydatki w 2024 roku stoją pod wielkim znakiem zapytania. Dlatego potrzebna jest całościowa strategia transformacji sektora energetycznego, z wieloma elementami, która pozwoli na wyeliminowanie wspólnej przyczyny kryzysu cenowego, energetycznego i klimatycznego - a więc paliw kopalnych - nie ma cienia wątpliwości Piotr Wójcik.
Fundamentem takiej strategii ma być odblokowanie wiatraków na lądzie. Zasada 10H powinna być zastąpiona przez zasadę 500 metrów odstępu od zabudowań. Ale mimo kolejnych obietnic polityków tak po prawdzie nie wiadomo, kiedy to nastąpi i czy w ogóle.
Czytaj też: Jak załatwić sobie tańszy prąd?