Branża gastronomiczna bardzo chciałaby w wakacje wstać wreszcie z kolan. Ale raz, że wielu przedsiębiorców nie może się pozbierać jeszcze z serii pandemicznych lockdownów, a dwa że inflacja potęguje koszty działalności. Na tyle, że przed niektórymi restauratorami znowu walka o być albo nie być. I wielu z nich ma ją w najbliższych miesiącach jednak przegrać.
Branża gastronomiczna stara się jak potrafi dostosować się do niełatwej rzeczywistości, w której walka o klienta stała się zdecydowanie bardziej wyrafinowana. Jak już kiedyś pisaliśmy, tylko w 2021 r. niemal 4 tys. sklepów spożywczych oraz 2,5 tys. lokali gastronomicznych dodało do podstawowej działalności w KRS kod oznaczający sprzedaż przez internet. A pomimo tego typu zabiegów kondycja finansowa branży jest katastrofalna. Zgodnie z analizą Dun & Bradstreet w marcu 2022 r. aż 78 proc. firm znajdowało się w złej lub bardzo złej kondycji finansowej. Z pozostałych 22 proc. zaledwie 3,7 proc. może określić swoją kondycję jako bardzo dobrą.
Niestety, bardzo możliwe, że najbliższe miesiące niczego w tym względzie nie poprawią. A może być jeszcze gorzej. Optymistycznych prognoz dla zwłaszcza pojedynczych restauracji, nie należących do żadnych sieci, nie ma Sylwester Cacek, prezes Sfinks Polska, ochrzczonego w latach prosperity „polskim McDonaldem”. Jego zdaniem powodów do zmartwień jest co najmniej kilka.
Branża gastronomiczna ciągle na zakręcie
Prezes Sfinksa przewiduje, że tylko w tym roku działalność może zakończyć nawet 8 tys. restauracji w Polsce. Twierdzi, że częściowo będą powstawały w te zwolnione miejsca nowe, głównie sieciowe placówki.
Inni będą za to musieli się jeszcze uporać z demonami przeszłości. Okazuje się bowiem, że wielu restauratorów musi jeszcze rozliczyć wcześniejsze subwencje PFR. Niewykluczone, że niektórym z nich przyjdzie zwracać pewne sumy. Tymczasem nie brakuje bieżących kłopotów. Drożeją surowce, coraz większa jest presja płacowa pracowników, energia osiąga rekordowe ceny , rośnie oprocentowanie kredytów, a pozyskiwanie nowych klientów cały czas jest jednak ograniczone.
Franczyza łatwiejsza niż nowy biznes
Ten restauracyjny eksodus może stać się dobrą okazją dla celujących we franczyzę. Sylwester Cacek uważa, że to może być dla nich dobry czas. Bo na rynku będzie coraz więcej pustych lokali i mało używanego sprzęty do odkupienia. Tym samym otwarcie gastronomicznego biznesu może oznaczać nieco mniejsze inwestycje. Dlatego teraz wyjątkowo może opłacać się franczyza.
Sam sprzęt nie musi być nowy, jest mnóstwo sprzętu mało zużytego w stosunkowo niskich cenach
– zakłada Cacek.
Z danych GfK wynika, że w ciągu ostatnich dwóch lat liczba czynnych lokali gastronomicznych w Polsce zmniejszyła się z 76 500 do 63 350, a wartość rynku usług gastronomicznych zmalała o 22 proc, z ponad 37 mld zł w 2019 r. do 28,5 mld zł w 2021 r. Raport STAVA wskazuje z kolei, że ostro wyhamował sektor dowozów jedzenia do klienta. Jeszcze w 2020 r. wart był 9,98 mld zł, a w 2021 r. – już 8,79 mld zł. Zdaniem analityków w 2022 r. niewiele się w tym względzie zmieni i ten sektor dalej będzie tracił na wartości, do poziomu 7,73 mld zł. Odbicie ma nastąpić dopiero w 2025 r.