REKLAMA

Będzie drogo i ciemno. Przyszły sezon grzewczy ma być tragiczny

Kolejny sezon grzewczy będzie wyjątkowo trudny. Nie tylko przez bardzo drogi opał. Okazuje się, że lepiej będzie jak zaczniemy się też przyzwyczajać do myśli, że od czasu do czasu trzeba będzie wyjąć świeczki z szafy, bo energii najzwyczajniej w świecie zacznie brakować i znowu zagości blackout. Tak przynajmniej przewiduje prezes Polskiej Grupy Górniczej.

OZE-paliwa-kopalne-cena-energii
REKLAMA

Za węgiel płacimy już dwa razy więcej niż rok temu, a ekogroszek zdrożał nawet jeszcze bardziej. Znalezienie takiego poniżej 2000 zł już graniczy z cudem.

REKLAMA

W tym przypadku cenę kilka miesięcy wcześniej zaczęli dopingować sami politycy, którzy położyli na stół nowe normy jakości paliw stałych. Ale górnicy się wściekli i rząd swoje propozycje po cichu schował. Co z nimi będzie dalej - ma się rozstrzygnąć do końca kwietnia.

Na razie jesteśmy świadkami powoli rosnącej ceny węgla, co spowodowane jest w pierwszej kolejności wprowadzeniem unijnego embarga na czarne złoto z Rosji. W odpowiedzi mamy umocnienie się na poziomie ponad 300 dol. za tonę węgla.

I chociaż do rekordu z 8 marca, kiedy w portach ARA za 1000 kg węgla trzeba było zapłacić blisko 460 dol., jest ciągle daleko, to analitycy przestrzegają przez zbytnim optymizmem. Steve Hulton, wiceprezes ds. węgla w Rystad Energy, wylicza że jeszcze w tym roku za tonę węgla trzeba będzie zapłacić nawet 500 dol. 

Sezon grzewczy, czyli ceny z kosmosu i blackout

Zbyt pozytywnych prognoz na następne miesiące nie ma również Tomasz Rogala, prezes Polskiej Grupy Górniczej, który w rozmowie z Trybuną Górniczą wspomina o możliwych brakach energii. Blackout ma być bardzo prawdopodobny. I ma na to tylko jedną radę: oszczędzanie.

Jego zdaniem w przypadku ograniczenia importu energii z Rosji - recepta jest tylko jedna: trzeba jej po prostu zużywać mniej niż do tej pory. I każdy może zacząć od siebie. 

Zasypanie rosyjskiej dziury nie będzie łatwe

PGG jeszcze przed rosyjską agresją na Ukrainie planowała zmniejszenie wydobycia nawet o połowę do 2035 r. Taki porządek energetyczny wprowadzała też umowa społeczna rządu z górnikami, która ma być legislacyjnym fundamentem polskiej transformacji energetycznej. Ale wywołana przez Putina wojna wszystko zmieniła.

Teraz i związkowcy i też przedstawiciele rządu coraz częściej i głośniej mówią o konieczności modyfikacji dotychczasowych ustaleń. Wychodzi tym samym na to, że wydobycie węgla trzeba zwiększać a nie wyhamowywać i być może też wydłużać żywot kopalni. 

Ale zasypanie dziury po rosyjskiej energii (na początek tylko węglu) nie będzie wcale łatwym zadaniem. Jeszcze w 2018 r. z tamtego kierunku sprowadziliśmy ok. 13,5 mln t węgla. W kolejnych latach było go coraz mniej, ale ciągle całkiem sporo.

W 2020 r. sprowadziliśmy z Rosji przeszło 9 mln t, a w 2021 r. - ok. 6 mln t. Tylko, że PGG może na już - bez dodatkowych nakładów inwestycyjnych - zwiększyć wydobycie w porywach o 1,5 mln t., nie więcej. Nie będzie więc innego wyjścia jak szukać nowych sprzedawców węgla za granicą.

REKLAMA

Właśnie w tym celu ostatnio minister klimatu i środowiska Anna Moskwa spotkała się z ambasadorem RP w Australii Lloydem Brodrickiem, w czasie którego wyraziła chęć podjęcia partnerskiej współpracy z Australią w zakresie pozyskiwania surowców energetycznych. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA