Czy KNF zdziałał cuda? Wygląda na to, że propozycja rozwiązania problemu kredytów frankowych złożona niedawno przez Komisję to jest to! Banki w końcu przestały zaklinać rzeczywistość i zaczęły rozmawiać z KNF o szczegółach planu zawierania masowych ugód z frankowiczami. Jeśli ugód jednak nie będzie, obawiam się, że jeszcze więcej kredytobiorców pójdzie do sądu, bo wizja radykalnej redukcji zadłużenia zaostrzyła ich apetyty.
Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego przyznał na antenie radia TOK FM, że banki zaczęły zgłaszać się już do Komisji, że rozpocząć konsultacje i dopracować propozycję zawierania masowych ugód z frankowiczami. Z jednym z banków takie warsztatowe konsultacje już się nawet odbyły i jak podkreślał przewodniczący KNF, bank ten „jak się wydaje, poważnie rozważa przedstawienie takiego rozwiązania”.
Przypomnijmy, że KNF proponuje, by banki zaoferowały kredytobiorcom walutowym przekształcenie kredytów w taki sposób, jakby od początku były kredytami złotowymi. Jak niedawno pisaliśmy w Bizblogu, w najkorzystniejszym wariancie przy standardowym kredycie na 300 tys. zł dzięki ugodzie proponowanej przez KNF zadłużenie frankowicza mogłoby spaść z 407 238 zł do 156 759 zł, a rata z 2023 zł do 822 zł
Wygląda na to, że tym razem to nie jest już czcza gadka, ale realny scenariusz zamknięcia tej opery mydlanej. A wizja tak dużej redukcji długu zaostrzyła apetyty wielu frankowiczom.
10 proc. kredytów w sądach. Na razie…
Pamiętajmy, że jeszcze nie wszyscy kredytobiorcy zaczęli liczyć, ile mogliby zyskać, gdyby ich kredyt jednak był złotowy. Mimo że fala pozwów wezbrała jesienią zeszłego roku, nie wszyscy jeszcze zmotywowali się, by sprawdzić, jakie sami mają szanse na wygraną w sądzie i ile jest do ugrania. Na razie ok 7-10 proc. frankowiczów zdecydowało się skierować sprawy do sądu.
Jednak kiedy temat frankowy znów wypłynął i ugoda, która da wiele korzyści kredytobiorcom, rozpaliła ich wyobraźnię, wielu może się już nie pogodzić, że jednak ich zadłużenie nie zostanie radykalnie zredukowane. Kto daje i zabiera ten…
Ja jestem jednym z nich. Mam kredyt we frankach, co już kiedyś publicznie powiedziałam dla jasności, skoro piszę często o tym temacie. Kiedy go zaciągałam, nie przypuszczałam, że frank może podwoić swoją wartość, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że zawsze istnieje ryzyko walutowe i uważam, że to, że się zmaterializowało, to tylko moje ryzyko.
Często zresztą podkreślam, że wina leży po obu stronach. Winne są nie tylko banki, ale i kredytobiorcy, jeśli nie czytali tego, co podpisują albo nie pytali, jeśli czegoś nie rozumieli. Oczywiście zupełnie czym innym jest, jeśli zostali wprowadzeni przez „doradcę” w banku w błąd.
I bardzo mnie ucieszyło, że przewodniczący KNF, przedstawiając swoją propozycję rozwiązania problemu, podkreślił, że „abuzywność poszczególnych klauzul umownych zawartych w umowach o walutowe kredyty hipoteczne bywa wykorzystywana instrumentalnie w dążeniu do uniknięcia skutków umowy, które stały się dotkliwe dla klientów raczej w związku ze zmianami na rynku walutowym niż wskutek cech abuzywności”.
Dokładnie tak, wyrok TSUE i abuzywność wielu zapisów w umowach kredytowych to dla wielu kredytobiorców tylko pretekst, żeby z kredytów frankowych się wywinąć. Ale czy to źle? Banki popełniły błąd i teraz za to płacą. Każdy musi połknąć swoją gorzką pigułkę.
Bank na pewno by się nie zawahał na moim miejscu
Ja do sądu ze swoją umową kredytową się nie wybierałam. Z braku czasu i ochoty włóczenia się po sądach. Nie czuję się też jakoś specjalnie pokrzywdzona. Ale…
Od kiedy KNF wyszedł ze swoim planem masowych ugód, a banki nie mówią „nie” i zaczyna to wyglądać coraz poważniej, zaczęłam przyzwyczajać się do myśli, jak dużo mogłabym na takiej ugodzie zyskać. Właściwie prywatnie myślę sobie, że w 2021 r. cała sprawa powinna się rozegrać i zaraz będę czekać na telefon z mojego banku z lukratywną propozycją.
A jeśli nikt nie zadzwoni? Jeśli banki jednak uznają, że pomysł KNF wcale nie jest dobry i zdecydują się zaryzykować, stawiając na ścieżkę sądową? Pojawi się rozczarowanie. Duże, bo zdążyłam się już przyzwyczaić do myśli, ile zyskam. A wtedy będę już o krok bliżej, by jednak znaleźć sobie odpowiedniego prawnika, który poprowadzi moją sprawę, mimo że wcale tego nie planowałam.
Dlaczego, skoro wcale nie czuje się pokrzywdzona? Bo mogę. I jestem przekonana, że bank na moim miejscu nie miałby najmniejszych skrupułów.
I tak sobie myślę, że pomysł KNF na przekształcanie kredytów walutowych na złotowe, jeśli ostatecznie nie dojdzie do skutku, zrobi bankom wiele złego, bo z pewnością nie tylko mój apetyt po tej propozycji ugód wzrósł. Ludzi, którzy nie planowali iść do sądu, a jednak się zdecydują, jest z pewnością więcej. Chyba nie ma już powrotu z tej ścieżki. 2021 r. będzie tym, w którym frankowe „never ending story” jednak się zakończy. Albo przynajmniej obierze ostateczny kierunek.