Ci, co dali wam 800+, teraz chcą zabierać pieniądze, ale nie wszystkim, a tylko niektórym. Ale to nadal śmieszne, bo kilka lat temu twierdzili, że świadczenia 500+ na pierwsze dziecko jednak nie można ograniczać, a teraz dokładnie odwrotnie - to niepotrzebne wspieranie bogatych. Bartosz Marczuk odpowiedzialny w PiS za politykę prorodzinną apeluje, by zabrać 800+ 30 proc. dzieci z najbogatszych rodzin.
Zupełna likwidacja programu Rodzina 500+, a dziś już 800+, nie wchodzi w grę. Ale regularnie do debaty publicznej wracają postulaty, a czasem nawet podejrzenia, że obecny rząd jednak ograniczy to świadczenie wypłacane obecnie wszystkim Polakom na każde dziecko.
Tym bardziej że Polska musi szukać oszczędności ze względu na procedurę nadmiernego deficytu. W tym kontekście ważne jest, że Komisja Europejska właśnie przyjęła plan Polski, jak deficyt w najbliższych latach redukować, czyli przyjęła Średniookresowy plan budżetowo-strukturalny. I według rmf24.pl jedyne, co w zakresie 800+ się w nim znalazło, to fakt, że w przyszłym roku nie będzie kolejnej waloryzacji.
Koalicyjny rząd boi się Polakom cokolwiek zabierać. Ale za to nie boja się tego ci, którzy u władzy dziś nie są, bo po prostu nie mogą jej z tego powodu stracić. I oto Bartosz Marczuk, obecnie ekspert Instytutu Sobieskiego, ale wcześniej m.in. wiceminister rodziny odpowiedzialny za wdrożenie 500+ apeluje, żeby w programie dokonać istotnych cięć.
A właściwie, żeby cofnąć to, co PiS sam wprowadzał, czyli przywrócić kryterium dochodowe na pierwsze dziecko. Ale to dopiero początek, bo propozycji zmian jest więcej.
Odciąć 30 proc. najbogatszych dzieci
Najpierw należy się wyjaśnienie. Tak, to PiS najpierw wymyślił, by na pierwsze dziecko obowiązywało kryterium dochodowe i kilka lat później PiS rozszerzył program na każde dziecko bez żadnego kryterium. Ale o ile Bartosz Marczuk zajmował się wdrożeniem 500+ na pierwszym etapie, bo w resorcie był od 2015 r., o ile w rządzie już go nie było, kiedy w 2019 r. rząd zniósł kryterium na pierwsze dziecko, od 2018 r. był już w Polskim Funduszu Rozwoju.
Ale jednak internet niczego nie zapomina, właśnie teraz internauci wypominają byłemu wiceministrowi, że on również udowadniał, że kryterium dochodowe dla 500+ jest bezsensu, bo sprawdzanie, kto ile zarabia i komu świadczenie się należy, będzie kosztować tyle, ile uda się na tym zaoszczędzić.
Tymczasem w ostatnich dniach na łamach „Rzeczpospolitej” Marczuk pisze jasno - odcięcie świadczenia na pierwsze dziecko dla najzamożniejszych było dobre, bo stanowiło zachętę do posiadania drugiego dziecka, gdzie kryterium już nie ma i pomaga tym słabszym ekonomicznie.
Dlatego dziś apeluje, by do tego kryterium wrócić. To jego postulat numer jeden, który pozwoliłby zaoszczędzić ok. 20 mld zł. O ile lata temu to kryterium ustawione było na poziomie 800 zł netto na osobę w rodzinie, o tyle dziś można by mówić o 1500 zł, co według Marczuka spowodowałoby, że świadczenia 800+ nie dostanie ok. 30 proc. dzieci z tych najbogatszych rodzin.
Więcej o 500+ i 800+ przeczytacie w tych tekstach:
Więcej na trzecie dziecko i bon mieszkaniowy
Ale to dopiero początek. Bo te zaoszczędzone 20 mld zł nie powinny uciec, ale pozostać do wykorzystania również dla rodzin - i to jest postulat numer dwa.
Numer trzy mówi o tym, kto mógłby skorzystać. Otóż tym, którzy mają więcej dzieci, płaćmy więcej niż 800 zł. Progresja w programie mogłaby wyglądać tak, że świadczenie na trzecie dziecko wzrosłoby do 1200 zł, a na czwarte i kolejne do 1500 zł - proponuje Marczuk.
Koszt? Tylko 5 mld zł z tych, które zaoszczędziliśmy w punkcie numer 1. Zostaje jeszcze 15 mld zł do zagospodarowania.
I te 15 mld zł wydajmy na mieszkania - mówi Marczuk. A dokładniej na bony mieszkaniowe dla rodzin - na wkład własny czy na budowę albo remont. Pomysł jest taki:
- 40 tys. zł dla pary za zawarcie małżeństwa albo urodzenie pierwszego dziecka;
- 60 tys. zł za urodzenie drugiego dziecka;
- 100 tys. zł za trzecie i kolejne.
Koszt? 18 mld zł, czyli zabraknie 3 mld zł. W sumie niewiele w porównaniu do tego, że Kredyt #naStart miał kosztować 20 mld zł.
Yyy, zaraz, dokładnie 21,5 mld zł, ale w ciągu 10 lat. Zdaje się, że Bartosz Marczuk mówi o 3 mld zł rocznie, czyli 30 mld zł w ciągu dekady.
No i tym samym z niegłupio wyglądających propozycji zrobiła nam się bajka o słodkim Bambim.