Wojna na Ukrainie. Ceny pszenicy na świecie szaleją, ceny chleba w Polsce mogą wzrosnąć o 100 proc.
Atak Rosji na Ukrainie to nie tylko problemy z cenami ropy czy gazu. Ukraina jest czwartym co do wielkości największym eksporterem pszenicy, Rosja jest jej największym producentem na świecie. A międzynarodowe organizacje alarmują, że zapasy zapasy pszenicy u głównych eksporterów tego ziarna mogą być najniższe od dziewięciu lat.
Jeśli dojdzie do agresji Rosji na Ukrainę, ceny pieczywa w Polsce mogą wzrosnąć dwukrotnie
– mówiła w środę 23 lutego prezes Izby Zbożowo-Paszowej (IZP) Monika Piątkowska.
Zaledwie kilkanaście godzin później stało się.
Ceny pszenicy wystrzeliły i jeszcze przed południem w czwartek rosły już o 5,9 proc., osiągając cenę 926,12 USc/korzec. W ciągu ostatniego tygodnia cena wzrosła o prawie 19 proc.
Dla niezorientowanych, jaka jest "normalna" amplituda wahań w cenach surowców na giełdach wyjaśnienie: to ekstremalnie dużo. W czwartek na giełdzie w Chicago kontrakty na pszenicę, i na kukurydzę zresztą też, wzrosły o dopuszczalne przez giełdę w Chicago maksimum wynoszące 5 proc. i musiały zostać zablokowane na swoich limitach handlowych przez ponad godzinę.
To zresztą już wisiało w powietrzu, bo od początku tego roku do środy 23 lutego kontrakty terminowe na pszenicę wzrosły o ok. 10 proc.
Jak wskazuje w komunikacie prezes Izby Zbożowo-Paszowej, jeszcze przed atakiem Rosji większość polskich rolników wstrzymywała się ze sprzedażą ziarna, czekając na dalszy bieg wydarzeń na granicy ukraińsko-rosyjskiej. Drugim powodem było oczekiwanie na działania polskiego rządu w kwestii ewentualnych dopłat do nawozów.
Ceny chleba w górę. Może zabraknąć pszenicy
Powody są trzy.
Po pierwsze, Ukraina nazywana jest spichlerzem Europy nie bez powodu. Jest czwartym co do wielkości eksporterem pszenicy i pokrywa 12 proc. światowego zapotrzebowania na pszenicę. Jak eksport ten zostanie wstrzymany, nie bardzo jest jest go czym zastąpić.
Możliwości eksportowe innych krajów (USA, Argentyna, Australia) są ograniczone, dlatego ograniczenie eksportu ukraińskiej pszenicy może spowodować problemy w wielu krajach
- wskazuje prezes Piątkowska.
Z drugiej strony Rosja jest największym producentem pszenicy na świecie, w ubiegłym roku wyprodukowała 76 mln ton pszenicy. Głównymi odbiorcami rosyjskiego ziarna są niby Turcja i Egipt, ale Unia Europejska też jest od niej w wielkim stopniu zależna - ostatnio w coraz większym.
W ostatnim roku rosyjska pszenica miała udział w europejskim rynku na poziomie 20,9 proc., podczas gdy rok wcześniej - 14,6 proc.
Po trzecie, świat ma obecnie najmniejsze zapasy pszenicy w magazynach od lat. Prognozy Międzynarodowej Rady Zbożowej (IGC) mówią, że zapasy pszenicy u głównych eksporterów tego ziarna mogą być na poziomie jedynie 57 mln ton, a to 4 mln ton mniej niż sezon wcześniej i najmniej od 9 lat.
Czekamy na interwencję Komisji Europejskiej
Ostatnia perspektywa dotycząca jakichkolwiek działań w związku z potencjalnymi problemami nie tylko z pszenicą, ale i kukurydzą, która również drożeje, a także nawozami, których poważnym dostawcą jest Rosja, znana jest jeszcze sprzed nocnego ataku Rosji na Ukrainę.
Komisja Europejska 2 marca miała przedstawić zestaw działań, jakie mogą zostać podjęte, by zapobiec albo przynajmniej zmniejszyć kłopoty na europejskim rynku rolno-spożywczym.
Wzrost cen ziarna i kłopoty na ryku nawozów w oczywisty sposób przełożą się na podwyżki cen w sklepach i jeszcze bardziej utrudnia walkę z inflacją, która i tak dokucza Europie.
A warto wyjaśnić, że teoretycznie do 1 kwietnia obowiązuje nałożony przez Rosję zakaz eksportu saletry amonowej, która obok mocznika jest najczęściej stosowanym na świecie nawozem azotowy. Do tego do czerwca obowiązuje również chiński zakaz eksportu nawozów fosforowych. Z nawozami możemy mieć więc również poważny problem.
Nie wiadomo jeszcze, co planowała KE ogłosić 2 marca, ale wobec urzeczywistnienia się wojny i to pełnoskalowej, sięgającej nie tylko wschodniej części Ukrainy, być może interwencja w sprawie surowców rolnych nastąpi szybciej.