REKLAMA

Wodór pomoże w polskiej dekarbonizacji. Tylko najpierw musi być zielony

Zdaniem ekspertów „Polska strategia wodorowa do roku 2030, z perspektywą do 2040 r.” ma szansę powodzenia pod warunkiem, że wytwarzany w naszym kraju wodór nie będzie pochodził z paliw kopalnych. Tak jak ma to miejsce teraz.

zielony-wodor-instalacja-Elblag
REKLAMA

W zamierzeniach KE technologie wodorowe, poprzez umożliwienie inteligentnej integracji sektorowej, stanowić będą jeden z filarów transformacji europejskiego rynku energii

– czytamy w projekcie strategii, która właśnie trafiła do konsultacji społecznych.
REKLAMA

Dalej jest o tym, że technologie wodorowe są priorytetem w osiągnięciu Zielonego Ładu w UE, ale też są kluczowym projektem dla polskiego Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Przedstawiona strategia przewiduje w sumie 40 działań na rzecz 6 wyznaczonych celów. Do nich należy: wdrożenie technologi wodorowych w energetyce, wykorzystanie wodoru jako paliwa alternatywnego w transporcie, wsparcie dekarbonizacji przemysłu, produkcja wodoru w nowych instalacjach, sprawny i bezpieczny przesył wodoru oraz stworzenie stabilnego otoczenia regulacyjnego. 

To dobrze sformułowane cele, ale ich realizacja na niewiele się zda,  jeżeli nasz wodór dalej będzie pochodził wyłącznie z paliw kopalnych

– przestrzega Marcin Lewenstein, dyrektor innowacji w EIT InnoEnergy.

Polska ma wodór, tylko że nie zielony

Polska ma obecnie plasować się na 5. pozycji w globalnym rankingu producentów wodoru. U nas roczna produkcja jest na poziomie ok. 1 mln ton wodoru. Tylko, że - co też zauważają autorzy polskiej strategii wodorowej - „jest on wytwarzany głównie przez rafinerie oraz zakłady chemiczne i wykorzystywany w procesach rafinacji i produkcji nawozów mineralnych oraz chemikaliów”. Wytwarza się go głównie z gazu ziemnego (reforming parowy) lub -  – w znacznie mniejszym zakresie - z węgla (procesy termicznego przekształcania węgla). Szacuje się, że właśnie stąd pochodzi nawet 76 proc. światowego wodoru, co związane jest z większą emisją CO2. 

Dla nikogo raczej nie jest tajemnicą, że powodzenie polskiej strategii wodorowej w głównej mierze zależy od tego, kiedy wreszcie zaczniemy sięgać po zielony wodór

– zwraca uwagę Marcin Lewenstein.

Jak tego dokonać? Najlepiej zazieleniając energię elektryczną dzięki odnawialnym źródłom energii. Marcin Lewenstein przekonuje, że patrząc z perspektywy kosztów z tym związanych w Polsce powinniśmy się w tym celu skoncentrować przede wszystkim na źródłach wiatrowych na lądzie, a w perspektywie także na morskich farmach wiatrowych. Źródłem zielonego wodoru mogą być też biogazownie wytwarzające biometan, ale też zgazowanie biomasy. „W przyszłości możliwa będzie również produkcja wodoru dzięki wykorzystaniu ciepła z reaktorów wysokotemperaturowych (HTR)” - czytamy z kolei w polskiej strategii wodorowej.

Zielony wodór na wyciągnięcie ręki?

Na razie liderem jeżeli chodzi o produkcję wodoru w Polsce (tego z paliw kopalnych) jest Grupa Azoty S.A., gdzie rocznie wytwarza się ok. 420 tys. ton surowca (42 proc. udziału w rynku). Na kolejnych pozycjach plasują się: Grupa Lotos (14 proc.), PKN Orlen (14 proc.), JSW S.A. (tutaj wodór wytwarzany jest z gazu koksowniczego) oraz inne podmioty (w sumie 23 proc.). „W tej chwili wodór konwencjonalny jest tańszy niż pozostałe jego rodzaje” - zauważają autorzy projektu polskiej strategii wodorowej. Ale to się może bardzo szybko zmienić. Głównie przez unijny system handlu uprawnieniami do emisji - EU ETS, gdzie przewiduje się - w związku z neutralnością klimatyczną i Zielonym Ładem - stopniowy wzrost kosztów emisji. 

Jest więc jasne, że wodór z paliw kopalnych zbytnio w procesie dekarbonizacji nie pomoże. Ale ten zielony już jak najbardziej. Zdaniem Marcina Lewensteina da możliwość zarządzania strumieniami energii w przyszłości w zależności od popytu. 

Sam wodór nie dekarbonizuje, jest pochodną innych zielonych źródeł energii. Ale z pewnością z tym rozwiązaniem w zanadrzu cały proces pożegnania węgla będzie znacznie łatwiejszy

– twierdzi.

Brukseli marzy się fotel światowego lidera

REKLAMA

UE chce kuć żelazo póki gorące. W opublikowanej w lipcu 2020 r. „Strategii w zakresie wodoru na rzecz Europy neutralnej dla klimatu” stwierdzono, że „czysty wodór” i jego łańcuch wartości będą kluczowe we wspierania zrównoważonego wzrostu gospodarczego i zatrudnienia, co będzie miało decydujące znaczenie w kontekście ożywienia po kryzysie COVID-19. Strategia zakłada, że do 2024 r. powstanie co najmniej 6 GW mocy elektrolizerów przy rocznej produkcji na poziomie co najmniej 1 mln ton wodoru z OZE. Z kolei do 2030 r. moce elektrolizerów mają już osiągnąć 40 GW, a roczna produkcja wodoru z odnawialnych źródeł powinna wtedy wynosić nie mniej niż 10 mln ton. Zgodnie z tą europejską strategią wodór ma być stosowany przede wszystkim w przemyśle i mobilności. 

Poszczególne kraje członkowskie UE nie zamierzają jednak czekać z założonymi rękami i same też określają swoje wodorowe cele na następne lata. Np. w Niemczech (stosowną strategię przyjęto w czerwcu 2020 r., ma ona w sumie kosztować 9 mld euro) zagwarantowano dopłaty do zakupu pojazdów wodorowych. Z kolei hiszpański plan zakłada 57 działań przez najbliższą dekadę oraz uruchomienie do 2030 r. elektrolizerów o mocy co najmniej 4 GW. W Portugalii zaś Narodowa Strategia Wodorowa (przyjęta w sierpniu 2020 r.) przewiduje przewiduje budowę wielkoskalowej elektrowni słonecznej przeznaczonej do produkcji wodoru na rzecz pokrycia krajowego i europejskiego popytu. A w Norwegii pojazdy wodorowe mają być zwolnione z podatku VAT do 2023 r.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA