REKLAMA

PPK może być złotym interesem dla Polaków. Idzie podwójna podwyżka płacy minimalnej

Ostry wzrost płacy minimalnej, która zostanie podniesiona w 2023 r. nawet dwukrotnie, może sprawić, że PPK w końcu ruszą z kopyta, bo ogromna rzesza pracowników z własnej pensji będzie mogła odkładać w PPK grosze, korzystając jednocześnie z normalnych dopłat pracodawcy i państwa. Złoty interes, tylko trzeba dotrzeć do Polaków, żeby im to powiedzieć.

Emerytura z PPK. To może niedługo być złoty interes dla Polaków
REKLAMA

W przyszłym roku rząd będzie miał doskonałą szansę na zmycie odium OFE, które powoduje, że Polacy nie chcą oszczędzać na emeryturę i w końcu przełamać lody na linii Polacy – PPK. To jest okazja, którą powinno wykorzystać państwo, bo od lat borykamy się z tym, że Polacy czują się sparzeni OFE i nie mają już zaufania do oszczędzania na emeryturę w ramach jakichkolwiek państwowych programów.

REKLAMA

Pracownicze Plany Kapitałowe, mimo że mądrze skonstruowane i naprawdę korzystne dla pracowników, wcale nie robią wśród nich furory.

Mniej więcej po dwóch latach od ich wprowadzenia w 2019 r. politycy pogodzili się z tym, że PPK nie robią takiego szału, na jaki liczyli i ogłosili, że wzrost udziału Polaków w PPK to musi być maraton, nie sprint. 

Dziś poziom partycypacji pracowników w PPK wygląda tak:

  • w największych firmach zatrudniających powyżej 250 pracowników odsetek tych, którzy z PPK korzystają (czyli nie wypisali się z programu, bo każdy automatycznie jest do niego zapisywany) to 47,5 proc.
  • w firmach powyżej 50 pracowników - 23,4 proc.
  • w firmach powyżej 20 pracowników - 23,6 proc.
  • w pozostałych, czyli mikrofirmach czy w sektorze publicznym - 23,3 proc.

Słabo. Kiedy PPK były projektowane, rząd liczył, że z programu skorzysta 75 proc. pracowników.

Ale jest szansa, żeby trochę ten wskaźnik podgonić, nie czekając na powolne skapywanie kolejnych przekonanych, że PPK to dobry interes, przez lata albo i dekady.

Ta szansa pojawi się w przyszłym roku z powodu podwyżki płacy minimalnej - nawet dwukrotnej, bo w styczniu i w lipcu. Ten ewenement polegający na podniesieniu minimalnego wynagrodzenia aż dwa razy w ciągu roku to zasługa wysokiej inflacji.

Prawo bowiem mówi, że jeśli inflacja przekracza 5 proc., pensja minimalna ma zostać podniesiona dwukrotnie. W 2022 r. nie była mimo wysokiej inflacji, bo 5 proc. musi pojawić się nie tyle w danych GUS, ile w ustawie budżetowej, a tam jak byk stoi na ten rok 3,3 proc.

O ile wzrośnie płaca minimalna?

Najpierw dwa słowa o tym, o ile w przyszłym roku może wzrosnąć płaca minimalna. Negocjacje dopiero przed nami, ale na razie na stole jest propozycja rządu, który chciałby podnieść pensję minimalną z obecnych 3010 zł do 3350 zł od stycznia 2023 r. i 3500 zł od lipca.

Związkowcy chcą, by było to 3500 zł od stycznia i 3750 zł od lipca.

Jedno jest pewne - przyszły rok może oznaczać jeden z bardziej gwałtownych skoków, jeśli chodzi o podniesienie minimalnego wynagrodzenia.

Co to ma wspólnego z PPK?

Już wyjaśniam. Pracownik, który oszczędza w ramach PPK, co do zasady z własnej pensji odkłada 2 proc. wynagrodzenia. Jeśli chce, może składkę podnieść dobrowolnie do 4 proc.

Do jego części dorzuca się też pracodawca - 1,5-4 proc. wynagrodzenia. A na to wszystko do kupki dokłada jeszcze państwo w ramach jednorazowej wpłaty powitalnej w wysokości 250 zł i corocznej dopłaty w wysokości 240 zł.

Ale! Ustawa o PPK przewiduje, że jeśli pensja pracownika nie przekracza 120 proc. płacy minimalnej, jego składka może zostać zmniejszona z 2 proc. do zaledwie 0,5 proc. A jednocześnie wpłaty pracodawcy i państwa się wcale nie zmniejszą. To czysty zysk, bo pracownik płaci tyle, co nic, a na jego konto w PPK składają się przede wszystkim jego szef i państwo.

I teraz okazuje się, że skoro płaca minimalna w 2023 r. mocno wzrośnie, równie mocno wzrośnie próg zarobków, do którego można będzie korzystać z PPK, odkładając samodzielnie naprawdę niewiele z własnej pensji.

Dziś ten próg to 3612 zł. W przyszłym roku może wzrosnąć do 4020 zł, 4099 zł, 4200 zł, a nawet 4500 zł. Niezależne od tego, czy płaca wzrośnie tak, jak chce rząd, czy tak, jak chcą związkowcy, pracownicy zarabiający już ponad 4 tys. zł będą mogli korzystać z obniżonych wpłat - zwraca uwagę na łamach „Rzeczpospolitej” Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.

Jakie to korzyści? Sobolewski wylicza na przykładzie pracownika zarabiającego 4 tys. zł miesięcznie. Jeśli zdecyduje się na udział w PPK, ale uzna, że nie stać go na wysokie składki na dodatkową emeryturę i skorzysta z możliwości obniżenia składki z 2 do 0,5 proc., na PPK co miesiąc będzie odkładał jedynie 20 zł. Za to jego pracodawca będzie dorzucał 60 zł. Do tego jeszcze państwo co roku po 240 zł.

Pora podzielić uwagę PR-owców między putinflację a PPK

Argument „nie stać mnie na odkładanie na emeryturę, bo za mało zarabiam” raczej zostaje wytrącony z ręki. Pytanie, czy rząd wykorzysta tę sytuację.

REKLAMA

Żeby naprawdę rozpropagować PPK, należy skupić się na informowaniu pracowników najsłabiej zarabiających, że mogą obniżyć swoje składki do 0,5 proc. Należy pokazywać, ile ich to będzie kosztować, a ile zyskają. Wzrost limitów wynikający ze wzrostu płacy minimalnej to doskonała okazja, żeby wciągnąć do PPK ogromne rzesze dotąd nieprzekonanych. 

Pytanie tylko, czy rząd i PFR odpowiadający z PPK się zorientują, jaką szansę dostali i przeprowadzą solidną kampanię, czy w amoku innej kampanii PR-owej - wmawiającej ludziom, że wszystko wina Putina, nie znajdą czasu na dokończenie tego, co zaczęli. Ostatecznie, za 20-30 lat niskie emerytury to nie będzie wina Putina. Ale prawda, że pewnie też nie wina PiS-u, tylko tego, kto akurat będzie u władzy. Przynajmniej w społecznym odbiorze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA