Nerwówka i wyczekiwanie. Polityka rządu wobec polskiego górnictwa to przepis na katastrofę
W polskim górnictwie tak fatalna sytuacja nie panowała od lat. I nie chodzi tylko o cenę węgla i jego dostęp, na kilka tygodni przed startem kolejnego sezonu grzewczego. Przecież górnicy podpisali z rządem umowę społeczną, która miała być fundamentem naszej transformacji energetycznej. Ale teraz wychodzi na jaw, że o ewentualnej modyfikacji dokumentu obie strony mówią zupełnie innymi językami. Rząd najwyraźniej nie dostrzega powagi sytuacji i chce związkowców górniczych rozgrywać jak wszystkich innych. To przepis na katastrofę.
Mimo apeli rządu, żeby nie ulegać zakupowej panice i zapewnień, że zimą w Polsce węgla nikomu nie zabraknie - szał zakupowy nie zwolnił nawet na chwilę. A to tworzyło i ciągle tworzy wyjątkowo skuteczną presję cenową. W efekcie na Allegro pojawia się coraz więcej ofert dotyczących sprzedaży węgla, w okolicach 3500 zł za tonę. Ekogroszek nawet przebił już granicę 4000 zł. I nie do końca wiadomo, jak sobie rząd z tym poradzi.
Owiana tajemnicą jest również przyszłość dodatku węglowego lub energetycznego. Na domiar złego coraz gorsza jest komunikacja między rządem a górnikami. Ci ostatni coraz częściej zarzucają władzy mijanie się z prawdą. Rafał Jedwabny, szef Sierpnia 80 w Polskiej Grupie Górniczej (PGG), uważa, że to już najwyższy czas, żeby zmienić pierwotne zapisy umowy społecznej. Rząd na razie nie robi w tym kierunku żadnych ruchów.
Umowa społeczna, czyli rząd mówi innym językiem niż górnicy
Mogło się wydawać, że po tym, jak premier Mateusz Morawiecki udał się do Katowic na spotkanie z górniczymi związkowcami - coś uda się ustalić. I przyszłość umowy społecznej, która zakłada wygaszanie kopalni do 2049 r. - będzie w końcu znana. Niestety, tak się nie stało. Zamiast tego jest coraz większa góra wzajemnych pretensji.
Górnicy na te słowa zareagowali nerwowo, bo sobie nie przypominają żadnych tego typu ustaleń.
Górnicy chcieli zobaczyć, czy rząd ma jakikolwiek plan i się srodze zawiedli. Usłyszeli jedynie, że powinny w najbliższych dwóch latach zwiększać jednak wydobycie, a dopiero po tym czasie można byłoby wrócić do realizowania umowy społecznej. Nie było żadnych deklaracji dotyczących niezbędnych nakładów inwestycyjnych w polskie górnictwo.
Lepszy wróbel w garści niż brak planu od rządu
Związkowcy mieli zobaczyć na własne oczy, że tak naprawdę rząd nie ma żadnego planu. Nie ma wyliczeń ani różnych scenariuszy, ze względu na taką, a nie inną sytuację geopolityczną. Górnicy boją się, że przez to będzie trzeba też oddawać całą pomoc publiczną. Wszak przyjęta ustawa górnicza zakłada takie wsparcie do 2031 r. - w sumie mowa jest o 28,8 mld zł. Nie wiadomo też, co dalej z tworzeniem Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE).
Związkowcy uważają, że umowę społeczną trzeba modyfikować jak najszybciej. Zwłaszcza zapisy dotyczące harmonogramu zamykania kopalni.
Ale od szefa rządu żadnego tego typu propozycje ostatnio w Katowicach nie padły. Dlatego związkowcy postanowili skoncentrować się na tym, co już jest wypracowane, czyli na umowie społecznej. Zgodnie z zasadą, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu.