REKLAMA

„Ulica rzuciła się na sztukę”. Inwestowanie w obrazy nie tylko dla bogaczy

Współcześni polscy kolekcjonerzy to ludzie, którzy dysponują ogromnymi środkami finansowymi, ale mamy też pokolenie młodych kolekcjonerów, o mniejszych zasobach - mówi artysta Piotr Czajkowski. Jeśli prześledzimy rankingi cen, cofając się o kilka lat, to gołym okiem zobaczymy, którzy artyści dobrze rokują - radzi autor cykli Roads i Metro.

„Ulica rzuciła się na sztukę”. Inwestowanie w obrazy nie tylko dla bogaczy
REKLAMA

Czy pamięta pan pierwsze większe pieniądze zarobione ze sprzedaży swoich prac?

REKLAMA

Piotr Czajkowski*: - Trudno odszukać w pamięci taki moment, bo pieniądze z pracy twórczej zawsze gdzieś przewijały się w moim życiu. Początki to pewnie jeszcze w czasach szkoły podstawowej czy licealnej. Chociaż muszę przyznać, że później zdarzały się sytuacje, kiedy spotykałem klienta, który np. kupował kilka prac i z tego powodu robiła się zauważalna kwota. Oczywiście, wtedy to miało zupełnie inny charakter. Natomiast zawsze chciałem żyć z tego, co manualnie wypracowuję, tworzę.

Dla studentów, których uczy pan na łódzkiej ASP kwestia finansowa jest ważna? Martwią się tym, czy uda im się utrzymać ze sztuki?

Jeśli o tym rozmawiamy, to poza tematem zajęć, ponieważ w programie pracowni nie ma wątków finansowych. Uczę przedmiotu z zakresu projektowania i to jest nasz główny rdzeń komunikacji. Natomiast muszę przyznać, że rzeczywiście studenci czasem o to pytają, radzą się.

Więcej o sztuce przeczytasz na Bizblog.pl:

Może zarabianie na sztuce powinno stać się przedmiotem na uczelniach artystycznych?

Być może należałoby powiedzieć: tak. Ale patrząc na inne uczelnie i kierunki: czy ktoś uczy studentów prawa albo medycyny jak zarabiać pieniądze? Modeli zarabiania we współczesnym świecie jest wiele, w związku z tym nie ma według mnie jednego wymarzonego modelu, który można im zaproponować. Jeżeli ktoś jest dociekliwy, cierpliwy i ma zestaw jeszcze innych cech, to sobie poradzi.  

 class="wp-image-2449603"
Zurich, obraz z cyklu Roads Piotra Czajkowskiego, akryl na płótnie

Jak więc stać się artystą, który osiąga finansowy sukces?

Abstrahując od artystów - każdy człowiek, który uprawia jakąś profesję (najlepiej – z entuzjazmem i chęcią), ma ambicje oraz pomysł na siebie, to według mnie zauważalny efekt finansowy wynika z zaangażowania. U mnie zarabianie pieniędzy nigdy nie było celem samym w sobie. Było następstwem tego, że robiłem coś, co się podobało, znajdowało odbiorców. Nie wiem czy do sztuki można podejść w wyrachowany sposób: chcę zarobić kasę, co tu zrobić?

Nie da się?

W takim podejściu nie ma miejsca na szczerość twórczą, to czysta kalkulacja. A tam, gdzie jest kalkulacja, to moim zdaniem nie ma dotykania prawdy, autonomii twórczej.

 class="wp-image-2449594"
Piotr Czajkowski

U pana tę szczerość najwyraźniej klienci doceniają, bo prace trafiają w różne zakątki Polski i świata.

Rzeczywiście, kierunków jest bardzo wiele, najbardziej odległe to Ameryka Północna i Południowa, ale i kraje azjatyckie oraz europejskie.

Kim są klienci?

Na pewno są to ludzie, którzy lubią sztukę i mają potrzebę obcowania z nią. Najczęściej odbiorcami mojej twórczości są osoby, które patrząc na moje obrazy czują rodzaj fascynacji tym, że odkryli coś nowego. Kierują nimi różne powody, także inwestycyjne, jeśli śledzą rynek sztuki i widzą progres cenowy artysty, i to jak rośnie wartość prac, to ich motywacja zakupowa staje się silniejsza.

Polscy inwestorzy coraz chętniej stawiają na sztukę. Rośnie zainteresowanie, ale i wartość rynku dzieł sztuki. Z czego to wynika?

Powodów jest kilka, pierwszy to na pewno wymiar ekonomiczny. W ostatnich latach mówiło się - może niezbyt ładnie – że „ulica rzuciła się na sztukę”. W pandemii ogromne ilości pieniędzy z banków zostały przetransferowane na różne możliwości inwestycyjne. Kiedy w okamgnieniu rozeszły się mieszkania, nie było już co kupować, wielu kierowało swoje kroki w stronę sztuki. Jest to kategoria publicznie dostępna, wizualnie atrakcyjna, żeby nie powiedzieć... towarzysko nobliwa i modna, podnosząca wręcz pewien status społeczny.

Pod tym względem zaczynamy gonić Europę Zachodnią?

Jeśli popatrzeć na klasyków sztuki współczesnej polskich i niemieckich artystów, to okaże się, że jesteśmy wciąż niedoszacowani. Dzieli nas cenowa przepaść. Tradycja kolekcjonerska jest u nas dość młoda, mało jest przypadków, kiedy to już drugie lub trzecie pokolenie dziedziczy kolekcję i ją rozbudowuje. Oczywiście chodzi też o możliwości finansowe. Ponad 30 lat temu wolny rynek otworzył nam możliwości, ale mieliśmy krótszy rozbieg, żeby móc konkurować z rynkami europejskimi, a zwłaszcza zachodnimi.

 class="wp-image-2449606"
Cousteau, akryl na płótnie, Piotr Czajkowski

Kim jest współczesny polski kolekcjoner?

Profile są bardzo różne. Są to ludzie, którzy dysponują ogromnymi środkami finansowymi, ale mamy też pokolenie młodych kolekcjonerów, o mniejszych zasobach. Najczęściej to ludzie, którzy prowadzą własne biznesy, a do kolekcjonowania dzieł sztuki motywują ich powody inwestycyjne.  Chcą pomnażać swoje pieniądze. A jeśli jeszcze można robić to w sposób przyjemny, a nierzadko łącząc to z edukacją – jak rodzina Staraków, która – udostępnia swoją kolekcję - to... dlaczego nie?

Dzisiaj to dobra lokata kapitału? Doradziłby pan przyjacielowi, żeby zainwestował w obrazy?

Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że należy dywersyfikować swój portfel, sztuka jest jednym z obszarów, który to umożliwia. Oczywiście, trzeba mieć trochę pojęcia w temacie, jak zresztą ze wszystkim, w co chce się inwestować.

Czym się kierować?

Należy się edukować, wyciągać wnioski, czytać, chodzić na wystawy i odwiedzać muzea. Kiedyś zapytałem rasowego kolekcjonera - jak znalazł swój kolekcjonerski klucz? Odpowiedział mi, że zapytał pewną kobietę w swoim otoczeniu, która miała o ogromne doświadczenie i wiedzę w budowaniu kolekcji. Podpowiedziała mu: „Proszę sobie kupić zeszyt i pojechać do Muzeum Narodowego w Warszawie, w Krakowie, w Gdańsku, w Poznaniu. I jeśli pewne nazwiska powtórzą się, to znaczy, że warto wokół nich stworzyć trzon kolekcji”. A później trzeba szukać powodów do tego, żeby mieć kolejne nazwiska w swoim zbiorach.

 class="wp-image-2449609"
Rodin

Bez wiedzy ani rusz?

Wystarczy popatrzeć sobie na rynek aukcyjny, który ukazuje pewne trendy. Jeśli sobie prześledzimy - a to wszystko jest dzisiaj dostępne - rankingi cen, cofając się o kilka lat, to gołym okiem zobaczymy, którzy artyści dobrze rokują.

Ale należy pamiętać także to, że nic nie trwa wiecznie i oczywiście, pewne nazwiska też potrafią spaść z półki. Trzeba wykazać się pewną czujnością i pokorą.

Warto inwestować w młodą sztukę?

Tu jest już trochę hazardu, bo właściwie nie ma zbudowanej historii. Możemy się kierować pewną intuicją, która nam podpowie, że to jest artysta, w którego warto z jakiegoś powodu inwestować. Młoda sztuka to atrakcyjny temat, ze względu na ceny, próg dostępności jest niższy niż w przypadku klasyków. Powiem zdanie, które mocno zapadło mi w pamięć, bo ma w sobie wiele prawdy: “Wartość sztuki leży poza nią samą”. Tak naprawdę to wcale nie treść dzieła stanowi o jego rynkowej wycenie, o jego wartości. A szereg różnych czynników, leżących tak naprawdę poza fizycznością, na którą możemy patrzeć. Chodzi o różne konteksty towarzyskie i lokalizacyjne. W czyich rękach jest dzieło? W jakich galeriach jest wystawiane? Tu zaczyna się spirala.

Jakim budżetem musi dysponować ten, kto chciałby zainwestować w pana prace?

Kwoty są różne, w zależności od charakteru pracy i od cyklu, bo obecnie tworzę dwa: Metro i Roads. Są prace na papierze, a dokładniej - prace rysunkowe, które można nabyć już za kilka tysięcy. Natomiast obrazy to koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych.

A górne stawki?

Obraz z cyklu Roads, w domu aukcyjnym Polswiss w 2020 r. został sprzedany za kwotę 68 tys. zł. Są też aukcje charytatywne, które rządzą się swoimi prawami, mogę się pochwalić, że w 2021 r. na charytatywnej licytacji zorganizowanej przez OmenaArt Foundation jeden z obrazów z limitowanej serii Palace Royal Metro (powstały z okazji dziesięciolecia cyklu Metro), został sprzedany za 300 tys. zł.

Niemała kwota.

Oczywiście całość została przekazana na cele fundacji.

Ile prac sprzedał pan do tej pory?

Myślę, że są to setki obrazów i rysunków. Niestety, rozpoczynając przygodę z cyklem „Metro” w 2012 roku, nie miałem tej świadomości, żeby numerować prace, prowadzić pewną inwentaryzację.

Na początku miałem duży problem z rozstawaniem się ze swoimi obrazami. Miałem jednak to szczęście, że spotykałem na swojej drodze wielu mądrych ludzi, powtarzali mi, że z pracami trzeba umieć się rozstawać. W międzyczasie uznałem, że muszę też tworzyć własną kolekcję, bo nie może być tak, że artysta nie ma żadnych swoich prac. Zrozumiałem to chyba najmocniej wtedy, kiedy miałem propozycję dwóch wystaw i musiałem odmówić, bo nie miałem co pokazać, a nie chciałem bazować tylko na obrazach wypożyczonych od kolekcjonerów. Dziś mam kilkanaście swoich prac, które absolutnie są wyłączone ze sprzedaży.

 class="wp-image-2449621"
Franklin, obraz z cyklu Metro, Piotr Czajkowski

Czy cykl Metro, w którym przejawia się symbolika drogi, podróży ma swoją datę ważności? Wyobraża sobie pan punkt końcowy tej podróży?

Można zadać pytanie: czy i kiedy będący w podróży człowiek tę podróż kończy? Na razie nie widzę końca, cieszę się tym, że mam cały czas mnóstwo powodów, żeby pracować nad tym cyklem. Mam więcej pomysłów niż możliwości realizacji. I ciągle czuję w tym wszystkim świeżość. Równolegle pracuję nad cyklem Roads. To jest cykl oparty o system komunikacji drogowej, gdzie autentyczne zestawienia miast i odległości wykorzystałem jako bazę nowej formuły malarskiej. Zmienia się formuła, ale tak naprawdę cały czas, tak jak w przypadku cyklu Metro, to jest metafora podróży i czasu. Symbolika zatrzymania, przesiadki, podróży, spotkania. Człowieka, który jest w drodze, w podróży, nawet jeśli nie nazywa tego podróżą sensu stricte.

* Piotr Czajkowski, rocznik 1973 r., jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, gdzie od 1999 roku pracuje jako wykładowca. W roku 2020 uzyskał tytuł doktora habilitowanego. Przedmiotem rozprawy habilitacyjnej był cykl obrazów i rysunków METRO.  

REKLAMA

W roku 2021 na Warszawskich Targach Sztuki artysta zaprezentował obraz BASEL, który otwiera nowy cykl pt. Roads.  Koncepcja osadzona jest na założeniach estetycznych cyklu Metro nad którym autor pracuje od 2012 roku. Anektując istniejące w przestrzeni publicznej obiekty, tablice informacji drogowej w sposób autonomiczny konfrontuje je z wypracowaną przez siebie malarską i rysunkową estetyką powołując nową plastyczną jakość. Zmianie ulega głównie forma malarska. Niezmienna zostaje koncepcja czasu i drogi.

Prace Czajkowskiego znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Francji, Niemczech, Belgii, Holandii, Hiszpanii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Japonii i USA.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA