Jacek Sasin i wielka kasa. Co tam wybory za 70 mln zł, tym razem chodzi o bajońskie sumy z Ameryki
Nie zamierzam w nieskończoność wypominać wicepremierowi Sasinowi poprzednich wpadek. Ale tak się składa w promowany przez szefa MAP model transformacji energetycznej nie wierzę. Tak jak w amerykańskie dolary, które ni stąd, ni zowąd mają nagle wspomóc polskie spółki energetyczne.

Polska Grupa Górnicza, choć Komisja Europejska nie wydawała jeszcze zgody na pomoc publiczną, dostała właśnie z budżetu państwa pierwszą 400 mln zł. I jak kasa państwa na to pozwoli, tak ma być co miesiąc.
Rząd podjął ryzykowną grę i nie mógł czekać dłużej na stanowisko Brukseli, bo w największej spółce węglowej w UE najzwyczajniej w świecie zaczęło brakować pieniędzy. A na wynagrodzenia 38-tysięcznej załogi trzeba ich naprawdę sporo. Pensje górników przez rok kosztują spółkę ok. 3,6 mld zł. Do tego jeszcze trzeba doliczyć ponad 600 mln zł za barbórkę i czternastą premię. A że prezes PGG Tomasz Rogala wcześniej ostrzegał, że gotówki starczy tylko do połowy lutego, trzeba było działać.
I tak właśnie 400 mln zł znalazło się na koncie węglowego koncernu. Teraz więc udało się uciec sprzed finansowej gilotyny. Ale co będzie w następnych miesiącach? PGG dalej pewnie będzie przynosiła straty, a budżet kraju - tym bardziej z zawieszonymi funduszami UE – w końcu nie jest z gumy. Okazuje się jednak, że nie ma się, czym martwić. Nowe źródło finansowania znalazł wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin. W Stanach Zjednoczonych.
Transformacja energetyczna za amerykańskie pieniądze
Pomysł pojawił się w trakcie wizyty wicepremiera Sasina w USA podczs podpisywania umów na budowę małych reaktorów modułowych SMR między KGHM a NuScale Power.
Okazało się, że amerykański biznes jest bardzo zainteresowany transformacją energetyczną w Polsce. I dlatego – twierdzi Sasin – spółki energetyczne będą mogły pozyskiwać finansowanie również ze strony podmiotów finansowych amerykańskich.
Ma się to wiązać z procedowanym za chwilę przez rząd projektem w sprawie wydzielenia aktywów węglowych z PGE, Tauronu i Enei i powołaniem do życia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE).
Ta miałaby się stać węglowym monopolistą, skupiającym w sumie ok. 70 bloków węglowych (ok. 23 GW), których udziały docelowo wykupi Skarb Państwa. Zdaniem agencji Fitch Ratings to pomoże poprawić zdolność kredytową spółek i da większe możliwości pozyskania finansowania.
Na dekarbonizację brakuje nam 200 mld euro
W tym planie jest jeden haczyk i dotyczy pieniędzy.
Tymczasem podpisana już przez prezydenta RP ustawa górnicza mówi o dotowaniu do 2031 r. górnictwa kwotą 28,8 mld zł.
Z wyliczeń Sasina wynika, że to i tak kropla w morzu potrzeb. Zwłaszcza że na Komisję Europejską przecież nie ma co teraz liczyć, Bruksela obecnie jest bardziej skora do odbierania pieniędzy Warszawie (kwestia praworządności, kara za Turów) niż ich dokładania. Na szczęście w odpowiednim czasie Polska napotkała zainteresowanie ze strony amerykańskiego biznesu. Ale to nie wszystko: wicepremier w trakcie wizyty w USA rozmawiał także z szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego Kristaliną Georgiewą.
Związki nie chcą NABE
Rzecz jasna to nie są żadne oficjalne ustalenia, a bardziej lista życzeń wicepremiera Sasina. Nie ma wątpliwości, że rząd musi szukać kasy. Dotowanie górnictwa przez następne 10 lat zostawi trwały ślad w budżecie państwa. Ale warto, żeby ekipa premiera Mateusza Morawieckiego pochyliła się przy tej okazji jeszcze nad jednym. Wychodzi bowiem na to, że projekt powołujący do życia NABE budzi coraz większe emocje.
Część związkowców boi się, że koniec końców w ten sposób majątek ich rodzimych firm przepadnie, a oni znajdą się na lodzie. Do tego, zdaniem niektórych ekspertów, ustanowienie NABE może koszta transformacji dodatkowo pomnożyć.