Ciężkie plecaki i nawał lekcji to nic. Politycy zgotowali uczniom piekło, teraz umywają ręce
Po dziewięć i więcej lekcji dziennie, na plecach tornister zdecydowanie cięższy niż to zakładają tabele Głównego Inspektora Sanitarnego – tak wygląda rok szkolny po półrocznej przerwie spowodowanej lockdownem. Ale eksperci alarmują, że to nic, bo dzieciaki nie wytrzymują obciążenia, coraz częściej sięgają po słodycze, alkohol i dopalacze. Stają się nadpobudliwe, agresywne, wpadają w depresję.
Lekcje od godz. 7.30 do 16. i dłużej, łącznie ponad 35 godzin lekcyjnych (nie wliczając do tego zajęć pozalekcyjnych, religii ani wychowania w życiu w rodzinie), a do tego uczniowski plecak ważący znacznie więcej niż zakładana przez służby sanitarne 10 proc., czy 15 proc. wagi ucznia. Tak wygląda obecny rok szkolny, zwłaszcza w starszych klasach podstawówek. Głośno nikt nie narzeka, bo po koszmarze, jakim uczniom, rodzicom i nauczycielom zafundował MEN w postaci nauki zdalnej, wielu rodziców jest skłonna więcej wybaczyć. Za długie lekcje i za ciężkie tornistry też.
MEN: problem za ciężkich tornistrów znany od lat
Za ciężki tornister i zbyt dużo zajęć w szkole to temat doskonale znany Ministerstwu Edukacji Narodowej. Temat, „który rokrocznie pojawia się w przestrzeni publicznej wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego”. Resort nie dość, że ma tego świadomość, to dodatkowo zdaje sobie sprawę, że „jego rozwiązanie musi obejmować swym zasięgiem różnorodne działania przy współpracy z innymi podmiotami”.
W celu przeciwdziałania zjawisku zbyt ciężkich plecaków podejmowane są różnorodne działania o charakterze legislacyjnym, organizacyjnym oraz edukacyjnym. Pomimo tych aktywności spotykamy się z niepokojem ze strony rodziców, uczniów, nauczycieli i dyrektorów szkół
– mówi nam Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.
Kiedy dopytujemy o konkretne działania, MEN przypomina, że:
I mimo że resort zdaje sobie sprawę z problemu, to jednak przekonuje, że „z badań Głównego Inspektora Sanitarnego wynika, że znacząca większość badanych przez GIS szkół wywiązuje się z obowiązku, który jest na nie nałożony w tym zakresie”.
Ponadto dyrektor szkoły jest zobowiązany do ustalenia tygodniowego rozkładu zajęć edukacyjnych z uwzględnieniem zasad ochrony zdrowia i higieny pracy. Musi być w nim jednocześnie zapewnione równomierne obciążenie zajęciami w poszczególnych dniach tygodnia oraz zróżnicowanie zajęć w każdym dniu
– przypomina rzeczniczka MEN.
Jak akcentuje MEN, sposób realizacji obowiązku szkolnego zależy także od organu prowadzącego szkołę, który finansuje działalność szkoły.
Lekcje trwają za długo, bo reforma edukacji była źle przygotowana
Związek Nauczycielstwa Polskiego ma na ten temat odmienne zdanie od paru lat: szkoły podstawowe są przepełnione po reformie edukacji Anny Zalewskiej.
Zresztą – przekonują nauczyciele – podobna sytuacja jest w liceach, do których w ramach tej samej reformy trafił podwójny rocznik. W przeludnionych szkołach trzeba teraz zorganizować zajęcia w reżimie sanitarnym, który przewiduje dezynfekcję klas i wietrzenie. Nie ma też wystarczającej liczby sal, boksów w szatniach, miejsc na stołówkach czy boisk.
Stąd zajęcia na drugą, a nawet trzecią zmianę w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Coraz trudniej ułożyć plan ze względu na zbyt małą liczbę sal lekcyjnych oraz brak nauczycieli
– mówi Bizblog.pl Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.
Tymczasem autorka reformy, na której od początku nauczyciele nie zostawiają suchej nitki, była szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej, a obecnie eurodeputowana Anna Zalewska, nie ma sobie nic do zarzucenia.
Założenia przeprowadzonej reformy sprawdzają się
– przekonuje Anna Zalewska.
Czyli zostanie po staremu. Nauczyciele będą odbijać piłeczkę z rządzącymi, a w środku będą przemęczone i przeciążone przez dorosłych dzieci.
Sprawa za dużej liczby zajęć lekcyjnych jest ściśle powiązana z wagą tornistra ucznia. Przecież to plan decyduje, co i ile pakuje do plecaka. Dlatego zdaniem wielu nauczycieli największym kłopotem obecnie są braki kadrowe.
W Krakowie brakuje podobno 30 proc. nauczycieli, a Warszawie nawet 50 proc.
– słyszymy od jednej z nauczycielek.
Coraz bardziej dotkliwy problem braku kadry nauczycielskiej, szczególnie w dużych miastach, zauważa też ZNP. Brakować ma przede wszystkim nauczycieli przedmiotów ścisłych, anglistów i nauczycieli wychowania przedszkolnego.
W tym roku więcej pedagogów podjęło decyzję o odejściu z pracy, przechodząc na emeryturę, świadczenie kompensacyjne czy po prostu rezygnując z pracy w szkole
– zauważa Magdalena Kaszulanis.
ZNP przekonuje, że nauczyciele rezygnują z pracy w szkole z powodu niskich zarobków oraz nieodpowiedniego przygotowania szkół do nauki i pracy w czasie pandemii. Nauczyciele, szczególnie ci starsi, mają dużo obaw związanych z bezpieczeństwem swoim i uczniów. Dlatego część z nich podjęła decyzję o rezygnacji z pracy.
Zarobki w oświacie nie zachęcają absolwentów szkół wyższych do pracy z dziećmi. Dzisiaj pensje nauczycieli zaczynają się od 2800 zł brutto. Jako państwo oferujemy nauczycielowi płacę minimalną –
wskazuje Magdalena Kaszulanis z ZNP.
Za ciężkie plecaki i za długie lekcje to wierzchołek góry lodowej
Nauczyciele alarmują, że sytuacja w szkołach staje się dramatyczna, a przeciążone tornistry i zajęcia od rana do wieczora to najmniejszy problem.
Do poradni psychologiczno-pedagogicznych trafia coraz więcej dzieci, które by stanąć na wysokości zdania by.wa że uczą się bez przerwy. Zarywają noce, bo pochłaniają ich zajęcia pozaszkolne, na które trzeba przecież chodzić, żeby zebrać więcej punktów na start do liceum czy technikum. W efekcie stres z coraz większym zmęczeniem wpływa na ich koncentracje i wyniki w nauce. Błędne koło się zamyka.
Pomagają sobie słodyczami, alkoholem i dopalaczami. Stają się nadpobudliwe, agresywne albo wpadają w depresję. A wystarczyłoby je odciążyć i dać im wolny czas na robienie tego, co lubią
– wskazują eksperci z z serwisu epedagokika.pl.