REKLAMA

Katastrofalne skutki podatku Orbana. Ryanair nie ma dla Węgrów żadnej litości

Podatek od ekstra zysków, jakie duże koncerny miały wyciągać dzięki wojnie, okazuje się w branży lotniczej totalną porażką. Ryanair nie dość, że zaczął masowo ciąć połączenia do stolicy Węgier, to jeszcze grozi, że samoloty przekieruje do innych krajów. A daniny płacić nie zamierza.

Katastrofalne skutki podatku Orbana. Ryanair nie ma dla Węgrów żadnej litości
REKLAMA

Windfall tax jest podatkiem od ponadnormatywnych zysków uzyskanych dzięki wojnie i inflacji, bo prywatne firmy powinny podzielić się pieniędzmi ze społeczeństwem. Pieniądze miałyby pójść m.in. na rozwój armii. W taki właśnie sposób rząd Victora Orbana tłumaczył pomysł wprowadzenia nowej daniny.

REKLAMA

Nie jest ona w świecie zachodnim zupełnie nieznana. Hiszpania i Francja opodatkowały w ten sposób branżę energetyczną, Czechy dorzuciły do tej listy jeszcze sektor bankowy. W Polsce o zamiarze wprowadzenia windfall tax wspominał premier Mateusz Morawiecki, mówiąc enigmatycznie o „mechanizmie podzielenia się zyskami z obywatelami”.

Węgry zrobiły to na swój sposób

Kosa fiskusa zamachnęła się wyjątkowo szeroko. Na liście znalazły się sieci handlowe, firmy ubezpieczeniowe i telekomunikacyjne oraz linie lotnicze. Przy tych ostatnich eksperci od razu zaczęli pukać się w głowę. Kondycja większości przewoźników jest w opłakanym stanie, branża jest mocno zadłużona, brakuje jej pracowników, a koszty działalności nieustannie rosną przez podwyżki cen paliwa lotniczego.

Administracja Orbana była jednak nieubłagana. Pisaliśmy w Bizblog.pl, że obarczenie linii lotniczych dodatkowymi opłatami może zlikwidować na Węgrzech tanie loty, bo cena biletów na poszczególne połączenia wzrośnie o około 45-70 zł. Tak pewnie by się stało, gdyby nie to, że premier Węgier zabronił przedsiębiorstwom przerzucania kosztów podatku na klientów.

Ryanair postanowił, że się nie podporządkuje

Irlandczycy uznali podatek za bezprawny i zdecydowali, że skoro rząd karze ich za zarabianie pieniędzy, to oni rzeczywiście przerzucą te dodatkowe koszta na klientów, podnosząc ceny biletów. Sęk w tym, że Orban tego właśnie chciał uniknąć. Węgierski urząd ochrony konsumenta uznał, że praktyki Ryanaira są niezgodne z prawem i nałożył na przewoźnika grzywnę w wysokości 300 mln forintów, czyli ponad 700 tys. dol.

Reakcja lowcostu była błyskawiczna. W proteście przeciwko polityce Orbana linia zdecydowała się na wykasowanie lotów do Budapesztu, Pod nóż poszło łącznie osiem tras, z czego jedna do Polski: Kraków, oprócz tego Bordeaux, Bournemouth, Kowno, Kolonia, Lappeenranta, Ryga i Turyn.

Na kolejnych siedmiu przewoźnik zredukował częstotliwość lotów. Także tutaj znalazł się polski akcent, bo ucierpieli pasażerowie latający do Warszawy. Ryanair ograniczył też podróże do Ammanu, Bristolu, Pizy, Pragi, Sofii i Tel-Avivu.

REKLAMA

Co lowcost ma zamiar zrobić w wolnymi zasobami kadrowo-sprzętowymi, które powstały w ten sposób? Szef Grupy Ryanair Michael O’Leary mówi, że po prostu skieruje samoloty i załogę do sąsiednich krajów, co pozwoli mu zwiększyć zasięg działania np. na Słowacji, w Chorwacji, Rumunii i Austrii.

Żeby było śmieszniej Irlandczycy żadnej kary płacić nie zamierzają, złożyli apelację i za chwilę może się okazać, że Orban nie będzie miał ekstra wpływów do budżetów, a w dodatku zabije rynek lotniczy. Poza Ryanairem Węgrzy ścigają bowiem swoją rodziną spółkę – Wizzair. Przewoźnik próbował obchodzić przepisy w sposób, który mniej rzuca się w oczy, ale również zostali przyłapani. Węgierski UOKiK ma do niego pretensje m.in. o naliczanie dodatkowych opłat za połączenia z infolinią.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA