Byłam rozczarowana zawodem nauczycielki i podjęłam decyzję o wyjeździe, bo pomyślałam: „gorzej być nie może” - mówi Pola Olkowicz. Od lipca razem z narzeczonym Krystianem Moszczyńskim pracuje i mieszka na łódce na Zanzibarze. - To praca marzeń. W ciągu miesiąca jesteśmy razem w stanie zarobić mniej więcej tyle, ile jako nauczycielka zarabiałam ze wszystkimi dodatkami przez kwartał – przyznaje.
Ona: pasjonująca się żeglarstwem nauczycielka pracująca w podstawówce w podwarszawskim Ożarowie Mazowieckim. On: zapalony żeglarz, absolwent Akademii Morskiej w Gdyni, próbował swoich sił w spedycjach morskich, nieruchomościach, a przez ostatnie lata budował jachty i organizował żeglarskie rejsy po Chorwacji i Grecji.
W lipcu zostawili dom pod Warszawą i zaczęli życie na łódce na Zanzibarze.
Pola Olkowicz: Dla mnie to była zmiana o 180 stopni. Zamieniłam pracę w hałasie i szybkie tempo na mieszkanie na katamaranie i podejścia „pole-pole”, czyli spokojnie-spokojnie.
Krystian Moszczyński: Na Zanzibarze jest tylko kilka katamaranów. Mamy szczęście pływać w nieodkrytych regionach, w których yachting praktycznie nie występuje.
Dom na wodzie
O tym, żeby założyć własny żeglarski biznes i mieszkać na statku para myślała od dawna. Planowali organizować rejsy, ale najpierw musieli pozyskać inwestora. Wyszło nieco inaczej, los rzucił ich na Zanzibar. Tam pracę zaproponował im Polak, który jest właścicielem jachtu na tanzańskiej wyspie. Szukał załogi, która poprowadzi turystyczne rejsy.
Nie wahali się długo.
Byłam rozczarowana zawodem nauczycielki. Podjęłam decyzję o wyjeździe, bo pomyślałam: „gorzej być nie może”. Uważam, że nauczyciele pracujący w trudnych warunkach: niskich pensji, stresu, wielkiej odpowiedzialności i kryzysu psychicznego wśród dzieci, to bohaterowie – podkreśla Pola.
Dziś żyje bez nerwów i frustracji. Na katamaranie Lagoon 46, który zabiera pasażerów w turystyczne rejsy, Krystian jest skipperem, a Pola odpowiada za rezerwacje na jachcie.
Zanzibar kojarzył nam się rajsko – wspomina Pola. – Owszem, wyspa ma też swoje ciemne strony, ale pod kątem turystycznym to prawdziwy raj. Choć w wielu hotelach panuje standard europejski, zdarza nam się pływać po miejscach, gdzie na przykład wejście do wioski ciągle wymaga zgody wodza. Ta nieodkryta część Afryki jest niesamowita i najbardziej nas interesuje.
Wyższe zarobki, mniejsze koszty życia
Za całodniowy rejs z wyżywieniem, prywatnym kucharzem i atrakcjami goście płacą ok. 2700 dolarów. Katamaran zabiera do 10 osób. Wśród pasażerów są turyści z: Europy (w tym Polacy), Stanów Zjednoczonych, Azji i Australii, ale i Tanzańczycy.
Zarobki?
W ciągu miesiąca jesteśmy z Krystianem razem w stanie zarobić mniej więcej tyle, ile jako nauczycielka zarabiałam ze wszystkimi dodatkami przez kwartał – mówi Pola. - Do tego koszty życia mamy znacznie mniejsze, bo nie płacimy za czynsz, za mieszkanie.
Rejsy organizują zwykle w godzinach między 10 a 19. W wolnym czasie wypływają z mariny i cumują przy urokliwych wysepkach. Zwiedzają okolice, uprawiają kitesurfing, albo grają w golfa.
W Polsce trudniej nam się wstawało, niełatwe były niedziele, kiedy mieliśmy przed sobą perspektywę całego tygodnia pracy. Tutaj tak naprawdę nie czujemy, że jesteśmy w pracy, bo cały dzień spędzamy na oceanie i na słońcu – opowiada Pola.
Wśród atutów pracy para wymienia kontakt z gośćmi.
Pola: Codziennie na czarterach spotykamy inspirujących ludzi. Nasze rejsy, nie ukrywam, do tanich nie należą. W większości przypadków stać na nie osoby, które doszły do wszystkiego swoją ciężką pracą, mają inspirujące historie. Ta praca mi się nie nudzi i tak naprawdę nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, żebym czuła się nią zmęczona.
Kiedy zamieszkali na łódce na Zanzibarze, jednym z wyzwań okazało się robienie zakupów.
Wprawdzie w turystycznych miejscach są małe sklepiki, gdzie można kupić wszystko, ale znajdują się z dala od nas – tłumaczy Krystian. – Dlatego w jednym sklepie kupujemy mleko, w innym są same owoce, żeby dostać proszek do prania, musimy iść do kolejnego. Zakupy to większa wyprawa, nie da się załatwić wszystkiego w dwie godziny. Na targu codziennie trzeba zapytać o cenę, bo cen nigdzie nie ma, sprzedawcy za każdym razem dyktują inne, w zależności od koloru skóry. Dopiero kiedy handlarze zauważyli, że jesteśmy stałymi bywalcami, zaczęli nam dawać przyzwoite ceny. Tym bardziej, że staramy się mówić w obowiązującym na wyspie języku suahili. Wyspa słynie ze świadczenia usług turystycznych, więc mieszkańcy muszą na turystach zarabiać, absolutnie nas to nie dziwi - dodaje.
Pola: Przez pierwsze tygodnie na wyspie, tak naprawdę nie byliśmy w stanie ocenić, czy zapłaciliśmy dobrą cenę. Pierwsza kostka masła, w przeliczeniu na złotówki, kosztowała nas 40 zł, słoik Nutelli – 30 zł. Ale świeży kokos można kupić już za 1,70 zł. Tanie jak barszcz są owoce morza.
Hakuna matata, czyli życie na Zanzibarze
Dużym zaskoczeniem były dla nich warunki, w jakich żyją mieszkańcy Zanzibaru.
Na pocztówkach z Zanzibaru widzimy rajskie miejsca, które są stricte turystyczne, czyste. Natomiast na przeważającej części wyspy panuje ubóstwo, dzieci pozostawiane są same sobie. Nikogo nie dziwi widok 3-latka niosącego ciężkie rzeczy wzdłuż ruchliwej ulicy. Spaceruje sam, a od wioski dzieli go kilka kilometrów – mówi Pola.
Krystian: Ciągle trudno nam przywyknąć do lekceważącego podejścia do bezpieczeństwa i tego, co dzieje się na drogach. Ostatnio widzieliśmy mężczyznę, który na jednym skuterze wiózł piątkę małych dzieci. Człowiek nie dowierza, jak ktoś mógł wpaść na taki pomysł.
Para podkreśla, że pomimo trudnych warunków życia mieszkańcy Zanzibaru nie narzekają. Mieszkańcy wyspy są wiecznie uśmiechnięci.
Więcej wiadomości na temat podróży można przeczytać poniżej:
Patrząc z tej perspektywy, w Europie naprawdę mamy wszystko. Jest czysto, jeśli ktoś nie ma pracy, to najczęściej wynika to z jego nastawiania, a nie braku możliwości. Tu ludzie naprawdę mają na co narzekać, serce nam pęka, kiedy patrzymy, w jakich trudnych warunkach żyją – tłumaczy Pola.
I dodaje: Właśnie siedzimy na łódce, patrzymy na ludzi, którzy skończyli pracę na targowisku i przyszli pograć w piłkę, poskakać do wody, pokąpać się w oceanie. To jest magiczne. Mieszkańcy Zanzibaru naprawdę cieszą się chwilą, popularne jest powiedzenie „hakuna matata”, co w języku suahili, znaczy „brak problemów, zmartwień”. O cokolwiek się zapytasz, słyszysz „nie ma problemu”, „hakuna matata”.
Takie podejście ma też swoją drugą stronę.
Musisz na wszystko brać poprawkę. W tym tygodniu do warsztatu oddałem krzesła, bo trzeba wymienić obicia. Miały być gotowe następnego dnia rano. Czekam już czwarty dzień i słyszę, że jeszcze się nimi nie zajęli. Tutaj trzeba uzbroić się w cierpliwość – tłumaczy Krystian.
Para nie ukrywa, że praca na statku na Zanzibarze jest ich pracą marzeń.
Jeżeli zdrowie i inne okoliczności pozwolą, najbliższe lata chcemy spędzić tutaj. Od kiedy poznałam Krystiana, mówił, że chce mieszkać na łódce. Myślałam: „tak się nie da, trzeba chodzić do pracy, mieć stały kąt. Na łódce można mieszkać tylko na urlopie”. Jeszcze kilka lat temu miałam inny plan na życie: rodzina i praca od 8 do 16 od poniedziałku do piątku. Na szczęście przekonałam się, że ucieczka od standardowego życia i eksplorowanie świata z innej perspektywy, jest możliwa.