Kupiłeś pompę ciepła? No to masz astronomiczny problem. Współczujemy
Pompa ciepła może się okazać jedną z najgorszych inwestycji, na jakie wpadli Polacy w tym roku. Miało być inaczej, bo rząd zachęcał do ich instalowania, obiecując dopłaty, a ekolodzy zachwalali, że pompy są eko i nie trują środowiska. Na koniec ich właściciele mogą jednak zostać z długami i wielkim finansowym kacem.
Pompami ciepła zajmiemy się nieco dalej. Zacznę od tego, że w czwartek premier Morawiecki ramię w ramię z Jarosławem Kaczyńskim potwierdzili, że rząd zamierza zamrozić ceny energii elektrycznej na poziomie z 2022 r. Przeciętny konsument nie musi się obawiać nie tylko tak kosmicznych podwyżek, jakie dostają firmy, ale nawet tych zapowiadanych w Wiadomościach skromnych, bo raptem kilkudziesięcioprocentowych.
Jest oczywiście w tym wszystkim haczyk, o którym media rozpisywały się już od dawna. Tani prąd będzie tylko dla oszczędnych. To znaczy gospodarstwo domowe będzie mogło zużyć do 2 tys. kWh rocznie. Za każdą kilowatogodzinę więcej trzeba będzie płacić krocie. Dokładne stawki poznamy, gdy Urząd Regulacji Energetyki zatwierdzi taryfy dla dostawców na przyszły rok.
2000 kWh? Polacy sprawdzili, ile zużywają prądu i szlag ich trafił
Skąd wzięła się liczba 2 tys.? Rząd twierdzi, że wziął na tapet średnie zużycie. I pojawił się pierwszy problem, bo według GUS-u w miastach prądu zużywamy mniej (1750 kWh), a na wsi więcej (prawie 2,5 tys. kWh). Rolnicy się wściekli, ale nie tylko oni. Polacy zajrzeli bowiem do swoich rachunków, żeby sprawdzić, czy łapią się na limity i okazuje się, że nie zawsze.
Ja mam 4-osobową rodzinę z typową ilością sprzętu AGD, RTV i komputerów, nie ogrzewam się prądem i zużywam 6000 kWh – podlicza jeden z użytkowników Twittera.
Wkurzają się też posiadacze samochodów elektrycznych. Grzesiek Karczmarz w Autoblog.pl liczy, że nawet robiąc 10 tys. km rocznie, trzeba sobie do rachunku dopisać 1500-2000 kWh. Czyli przy bardzo umiarkowanym, żeby nie powiedzieć, skąpym korzystaniu z elektryka można spokojnie wyczerpać przydział, jaki rząd przewidział na całe gospodarstwo domowe.
No ale trudno. Samochód można zostawić pod domem. Tak samo jak można sobie odpuścić nałogowe oglądanie seriali na Netfliksie, mycie naczyń w zmywarce, a nawet spędzanie czasu przy zapalonym świetle. Z jednego, szczególnie w zimie, będzie trudno zrezygnować – z ogrzewania. A tak się składa, że osoby, które zdecydowały się wykorzystywać prąd do utrzymywania sympatycznej temperatury w domu są teraz podwójnie poszkodowane.
Pompy ciepła na antypropsie
W ostatnich kilkunastu miesiącach pompy ciepła biły rekordy sprzedaży. W tym roku ich łączna sprzedaż może sięgnąć 180 tys. sztuk, a do końca pierwszego półrocza w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków zarejestrowało je przeszło 200 tys. gospodarstw. Chętni narzekali, że na terminy instalacji trzeba czekać miesiącami.
Trudno się temu dziwić, bo o pompach mówiło się wszędzie. Po internecie latały wyliczenia, które kusiły, że w porównaniu z kotłami na pellet można zaoszczędzić rocznie koło 1,5 tys. zł, a węglowe wychodzą w eksploatacji o ponad tysiąc złotych drożej. Kto by nie skorzystał?
Do wymiany zachęcał również rząd. Ceny pomp ciepła wahają się od 30 tys. do 60 tys. zł , ale państwo dorzucało chętnym pieniążki z programów Moje Ciepło i Czyste Powietrze.
Jestem wdzięczny za to, jak ekologiczna Polska się staje, a co za tym idzie ekonomiczna – nie mógł się nachwalić premier Morawiecki.
Od tych słów minęło raptem kilka miesięcy, a szef rządu mówiąc o mrożeniu cen prądu, słowem nie zająknął się o sytuacji posiadaczy pomp ciepła. Polacy, którzy zainwestowali dziesiątki tysięcy złotych w instalacje, szykują się już na kolejne koszty i klną, że nie pozostali przy węglu, bo na ten ostatni mogliby przecież wciąż 3 tys. zł dodatku.
Niech rząd zajrzy do CEEB i ulży tym, którzy kupili pompy ciepła
Możliwe, że niezbyt przemyślana decyzja rządu jest jeszcze do odkręcenia. Bo głupio tak rzucać hasła o moralnych powinnościach, zachęcając Polaków do zainwestowanie pokaźnej kasy w nowoczesne źródła ciepła, a potem dotować tysiącami tych, którzy tego nie zrobili. Coś tu jest nie tak.
I teraz pomyślmy. Rząd daje dodatki węglowe posiadaczom pieców węglowych na podstawie deklaracji zapisywanych w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Gdzie leży problem, by urzędnicy zajrzeli tam jeszcze raz, by uwzględnić ulgi na prąd dla osób, które grzeją się pompami ciepła?
Inna sprawa, że obecny kryzys zapewne mocno podkopie popularność pomp ciepła. Spodziewane niedobory prądu spowodowały, że nad zasadnością promowania tego źródła ciepła toczy się już dyskusja w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Bo pompy, choć ekologiczne, pożerają mnóstwo energii elektrycznej, a na to Europa nie do końca może sobie pozwolić.