Nie z podziwu. Z przerażenia. Rosyjskie linie lotnicze wyciągają właśnie asa z rękawa, bo mają maszyny własnej produkcji i nigdy wcześniej tak często nimi nie latały. SuperJet 100 nie cieszy się jednak dobrą sławą – był bohaterem kilku spektakularnych katastrof, jest mega awaryjny, a reszta świata dawno postawiła na nim krzyżyk.
Rosyjskie linie lotnicze nie bardzo mogą ruszyć się poza granice kraju samolotami wyprodukowanymi w Europie i USA. Leasingodawcy, którym Władimir Putin w biały dzień ukradł airbusy i boeingi, są gotowi walczyć na gołe klaty z Rosjanami, byleby tylko odzyskać swój sprzęt. A ten, według wyliczeń, może być wart w granicach 10 mld dol.
Przewoźnicy z Rosji nie są jednak w ciemię bici. Wiedzą, że wycieczki poza kraj skradzionymi maszynami różnie się kończą. Dlatego trzymają samoloty od zagranicznych producentów u siebie. Za granicę zamierzają latać natomiast jedynym cywilnym odrzutowcem, jaki udało im się wymyślić po upadku Żelaznej Kurtyny.
SuperJet100, lotniczy cud poradzieckiej myśli technicznej
Samolot jest produkowany przez koncern Rostec. Do tej pory cieszył się umiarkowaną popularnością, która ograniczała się głównie do Rosji. Dość powiedzieć, że w całym ubiegłym roku udało się sprzedać raptem 76 sztuk.
Nagle superjety stały się jednak ostatnią deską ratunku. Jeżeli wylądują na lotnisku w Erywaniu alko Kairze, nikt nie zadzwoni z prośbą o zatrzymanie ich na płycie. Linie lotnicze uznały, że to szansa na nowe otwarcie. Nieco skromne, bo wyłącznie do zaprzyjaźnionych państw, ale po przeszło miesiącu niemal całkowitej izolacji, nie mogą przecież wybrzydzać.
Od 9 kwietnia Rosja otwiera się łącznie na 52 kraje. Putin spuścił też ze smyczy państwowy Aerofłot i w końcu pozwolił mu wyruszyć za granicę. Ma to wyglądać tak: narodowy przewoźnik będzie dowoził czym tylko może pasażerów do Soczi. Czemu akurat tam? Bo to daleko na południe i z lotniskiem.
To ważne, bo Rosjanie będą się tam przesiadać w Superjet 100, który jest samolotem średniodystansowym. Dalej już hulaj dusza - można latać tam, gdzie prezydent pozwolił. Aerofłot otworzył połączenia z Egiptem, Izraelem, Armenią, Kazachstanem, Turcją i Uzbekistanem.
Jednak nie tylko państwowa linia zdecydowała się skorzystać na szerszą skalę z superjetów. Rynek Lotniczy już w marcu zauważył, że liczba połączeń realizowanych rosyjskimi samolotami wzrosła o 15 proc., czyli o 9203 loty tygodniowo. Potężne spadki zanotowały w tym czasie Airbusy 320 (-67 proc.), Airbusy 319 (-40 proc.) i Boeingi 737-800 (-37 proc.).
Europejscy przewoźnicy wybałuszyli ze zdumienia oczy
Sami mocno się na superjetach przejechali. Na początku 2020 r. okazało się, że zeszyt zamówień producenta świeci pustkami. Choć w użytku SuperJet 100 było od 2011 r., poza Rosją skusiło się na niego tylko kilku przewoźników – Mexican Interjet, irlandzki CityJet i belgijska linia Brussels Airlines.
Meksykanie uziemili rosyjskie samoloty w 2018 r. Wrócili do nich niespodziewanie w trakcie pandemii, bo zaczęli mieć problemy z wypłacalnością, więc leasingodawcy zaczęli zabierać im airbusy. Wcześniej SuperJet 100 był odsuwany od służby, bo w 2015 r. rozbił się w Mexico City, a potem nie dostał obiecanego symulatora do szkoleń dla pilotów.
Przed wybuchem pandemii przewoźnik próbował sprzedać rosyjskie samoloty. Na przełomie 2020 i 2021 r. Mexican InterJet ogłosił upadłość i wycofał się z rynku.
Niezbyt owocnie zakończyła się też współpraca z jedną europejską linią, która zdecydowała się na zakup superjetów.
CityJet pozbył się swoich sześciu samolotów w 2019 r.
Jak pisze branżowy serwis Aviation24.be powodem była zbyt duża podatność na awarie i słaba jakość serwisu. Podobne przesłanki kierowały Brussels Airlines. Belgowie pozbyli się samolotów w tym samym rok co CityJet.
Chluba rosyjskiej awiacji znikła więc z europejskiego nieba. Ta sytuacja się raczej nie zmieni, bo europejski urząd lotniczy EASA zawiesił certyfikację rosyjskich modeli. Regulator nie chce też przyjmować nowych wniosków dla części i symulatorów.
Rok 2019 r. był zresztą ogólnie feralny okres dla rosyjskiego producenta. W maju maszyna należąca do Aerofłotu tuż po starcie do Murmańska zawrócił na lotnisko Moskwa-Szeremietiewo. Samolot miał odbić się kilka razy od podłoża, a jego silniki stanęły w płomieniach.
Na nagraniu widać jak samolot staje w poprzek pasa startowego. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej podał potem, że katastrofę przeżyło 37 z 78 pasażerów. Co w języku nieskażonym rosyjską propagandą oznacza mniej więcej tyle, że 40 osób zginęło na miejscu.
Oburzenie wzbudziła potem publikacja nagrania, na którym widać, jak część osób ucieka z miejsca wypadku z torbami podróżnymi. Wygląda to tak, jakby część ewakuujących się siedząc w palącym się samolocie znalazła czas na otwieranie luków nad głowami, by zabrać swoje rzeczy. Blokując jednocześnie drogę wyjścia współpasażerom.
Tak się zresztą nieszczęśliwie składa, że SuperJet 100 był wręcz prześladowany przez spektakularne katastrofy. Jedną z nich skończył się nawet lot pokazowy w Indonezji w 2012 r. Winą został obarczony pilot.
Braku międzynarodowej kariery dzieła firmy Rostec nie determinowały jednak kolejne wypadki. Eksperci nie znaleźli w rosyjskim samolocie wad technicznych.
Przewoźników do szaleństwa doprowadzała awaryjność
Ale Rosjanie muszą teraz szanować to, co im zostało.
Może będzie ciasno, bo SuperJet 100 to samolot mieszczący niespełna 90 pasażerów przeznaczony, jak pisałem, do podróży na średnie dystanse.
Może będzie frustrująco, bo niekończące się awarie będą zapewne często przymusowo uziemiać podróżnych.
Ale za to Rosjanie w końcu będą mogli oswoić się z arcydziełem rosyjskiej myśli technicznej. Nawet jeśli silniki produkowane są przez rosyjsko-francuską firmę PowerJet, która stwierdziła niedawno, że dołącza do sankcji i… nie ma zamiaru ich więcej naprawiać.