Kochamy marki własne w Polsce, ale nie tak bardzo, jak Zachód Europy. Macie pojęcie, że o ile w Polsce co czwarta złotówka wydawana jest na produkty marek własnych, jeśli chodzi o żywność czy chemię, to w bogatej Szwajcarii idzie na nie co drugi frank. Czyli co? Szwajcarzy to jeszcze większe biedaki niż my?

Według raportu „CPS GfK. Private Brands 2023“ marki własne w sieciach handlowych miały stanowić 25 proc. sprzedaży w 2025 r. Choć rok później spodziewano się, że ten poziom możemy osiągnąć już nawet w 2024 r. Dlaczego? Bo ten rynek bardzo ładnie rośnie. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jaką falę inflacji mamy za sobą. Inflacja już co prawda spuściła z tonu, ale drożyzna nie, bo spadek inflacji nie oznacza przecież spadku cen, ale wolniejszy ich dalszy wzrost.
Boom na marki własne
W każdym razie, Consumer Panel Services GfK z 2024 r. pokazywał, że tylko w ciągu 2023 r. rynek marek własnych urósł w Polsce aż o 19 proc., czyli niemal o jedną piątą. To oznaczało, że marki własne odpowiadały już za 22,6 proc. sprzedaży ogółem, czyli co piąta z hakiem wydawana złotówka szła na produkty marek własnych sieci handlowych.
25 proc. wydawało się do osiągnięcia jeszcze w 2024 r., ale jednak się nie udało. Badanie YouGov, o którym niedawno pisała „Rzeczpospolita”, pokazuje, że dobiliśmy do poziomu 23,2 proc., a w pierwszym półroczu 2025 r. do 24 proc., czyli już prawie co czwarta złotówka wydawana na produkty FMCG przeznaczana jest na produkty marek własnych.
Więcej o zakupach na Bizblog.pl:
I co z tego? Na pierwszy rzut oka laikowi może wydawać się, że to dużo. Jak ktoś nie jest laikiem i nawet śledzi, co się dzieje na tym rynku, też może uznać, że to sporo, bo przypomnę, że w kwietniu 2024 r. rząd PiS, a właściwe ministerstwo rolnictwa rozważało wprowadzenie przepisów, które miałyby wręcz ograniczyć udziału marek własnych w ofercie sklepów.
Na szczęście dla kieszeni Polaków pomysł ten zarzucono, a rynek dalej rośnie. Czyli co, Polaki-biedaki, że kupują coraz więcej niemarkowych produktów z sektora żywności i chemii?
Nie!
No chyba, że Szwajcarzy to jeszcze większe biedaki
Jak spojrzeć na dane dotyczące udziału marek własnych w innych krajach, to można się srogo zdziwić. Ja tu przez pół tekstu opowiadam, czy w Polsce to jest 22 czy 24 proc., a tymczasem okazuje się, że jesteśmy daleko w tyle w tym względzie za bardzo wieloma krajami Zachodniej Europy.
Według danych Private Label Manufacturers Association udział marek własnych w rynku w Szwajcarii wynosi aż 52 proc., co oznacza, że tam co drugi frank wydawany jest na produkty marek własnych.
W Hiszpanii udział marek własnych jest na poziomie 46 proc., w Holandii 45 proc., a wyniki powyżej 40 proc. mają też Wielka Brytania, Portugalia, Austria i Niemcy. My z tymi swoimi 24 proc. możemy się schować.
Co kupujemy markowe a co nie?
Przy okazji warto wyjaśnić, że nie wszystko marki własnej sprzedaje się w Polsce jak leci. Polacy najchętniej stawiają na marki własne przy takich produktach jak ręczniki kuchenne, chusteczki, papier toaletowy oraz najbardziej podstawowe produkty spożywcze jak kasza, ryż, owoce mrożone i chłodzone dania gotowe. Tam udział marek własnych sięga nawet 50-70 proc.
Z kolei w takich kategoriach jak cola, praliny, margaryna, perfumy, dezodoranty czy maszynki do golenia markom własnym bardzo trudno się przebić przez silne znane brandy i tam ich udział nie przekracza 10 proc.