Ambitny plan Brukseli diabli wzięli? Coraz więcej krajów w UE ma problem z cenami energii
To już! Właśnie przyszedł czas, żeby zacząć płacić słony rachunek za walkę o klimat, żebyśmy się wszyscy za szybko nie usmażyli i nie potopili. Płacimy za to dosłownie, w rachunkach za energię i to dramatycznie dużo. Bloomberg napisał, że Europa stoi w obliczu szoku energetycznego, a ceny energii już teraz spychają firmy na skraj bankructwa. No i politycy nie wiedzą, jak nam to wszystko wytłumaczyć.
Ceny prądu i gazu szaleją i to w całej Europie, nie tylko my borykamy się z coraz wyższymi rachunkami, w Niemczech tylko w tym roku hurtowe ceny energii elektrycznej wzrosły o ponad 60 proc.
Z jednej strony zima była sroga i zapasy gazu w Europie się skurczyły, a teraz trudno je uzupełnić, bo Azja sama gromadzi ładunki skroplonego gazu ziemnego, a Rosja przesyła go do Europy mniej. W efekcie europejskie ceny gazu osiągają rekordy.
Z drugiej strony ostre wejście w dekarbonizację, do której prze Unia Europejska, sprawia, że firmy płacą rekordowe ceny za pozwolenia na emisję CO2, by móc nadal produkować energię z paliw kopalnych. A przypomnę, że w zeszłym miesiącu UE ogłosiła, że chciałaby celować w obniżenie emisji CO2 o co najmniej 55 proc. do 2030 r. w porównaniu z poziomem emisji z 1990 r.
Te dwa czynniki powodują, że ceny energii rosną w Europie tak mocno, że firmy, szczególnie z branży hotelarskiej i gastronomicznej, którym lockdowny dały najbardziej popalić, dostają kolejny cios. Według Bloomberga wysokie rachunki za prąd mogą wielu firmom zadać ten ostateczny. A już na pewno zmuszą przedsiębiorców do poniesienia cen, innego wyjścia nie ma.
A pewnie będzie jeszcze gorzej, bo walka o klimat kosztuje. No i pojawia się problem, bo zwykłych ludzi bardziej obchodzi to, że rachunek niemiłosiernie rośnie tu i teraz niż to, że za 30 czy 50 lat planeta będzie miała problem, a oni usmażą się we własnym mieszkaniu, albo w nim utopią z powodu coraz częstszych anomalii pogodowych.
Rachunki za prąd to obecnie temat polityczny
Najtrudniej politycy mają w Hiszpanii. Po pierwsze dlatego, że rząd jest socjalistyczny, a do wyborów szedł z hasłami obniżenia kosztów energii na ustach. Po drugie to Hiszpanie na razie najbardziej odczuli podwyżki cen. Energia jest tam rekordowo droga, megawatogodzina kosztuje już ponad 100 euro, a to ponad dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie 2019 r. Efekt? Politycy zostali zmuszeni do obniżenia podatków energetycznych.
Wielka Brytania właśnie już po raz drugi w tym roku pozwala firmom energetycznym na podniesienie cen, ale jednocześnie zadaje sobie pytanie, ile będzie kraj kosztowało osiągnięcie zerowej emisji netto i czy to możliwe? W dodatku podobnie jak w Polsce w Wielkiej Brytanii nie wiadomo, jak niby to osiągnąć, a przekonywanie 600 tys. ludzi rocznie do wyrzucenia kotłów gazowych i zastąpienia ich drogimi pompami ciepła też jakoś Brytyjczykom nie idzie.
Nawet bogaci i wydawałoby się świadomi Szwajcarzy w tym roku odrzucili ustawę klimatyczną, która miała podnieść podatki w transporcie drogowym i lotniczym, by ograniczać tam emisję.
Niby trzeba przeprowadzić dekarbonizację, ale za kulisami…
No i ambitny plan Europy zaczyna się powoli walić, bo za kulisami wiele krajów próbuje go spowolnić albo rozwodnić albo wyraża zaniepokojenie. I to nie tylko takie Węgry, ale też Holandia, a nawet i Francja.
Opór społeczeństw wobec transformacji energetycznej będzie coraz większy wraz z rosnącymi rachunkami za prąd. A politycy będą mieli niezły orzech do zgryzienia, bo drożyzna ma tę moc, że lekką ręką odsuwa ich od władzy.
A tu za niecałe 100 dni zjazd światowych przywódców w Szkocji, na którym trzeba będzie wytyczyć drogę do osiągnięcie neutralności energetycznej. To przecież będzie droga do wyższych rachunków, nie tylko za prąd, za wszystko. I to jest nieuniknione. Tylko jak to ludziom wytłumaczyć?