Prognozy na nadchodzącą zimę. Wciąż może gorąco, to znaczy zimno
Ubiegłoroczna zima zgodnie z prognozami miała być dla Europy wyjątkowo trudna. Analitycy ISI EmergingMarketsGroup opublikowali w grudniu 2022 r. raport, w którym poruszyli m.in. temat kryzysu energetycznego w Europie. Teraz po ponad pół roku analitycy wracają do prognoz, aby sprawdzić, które z nich okazały się właściwe, a które nie.
Duński fizyk Niels Bohr miał rzekomo powiedzieć, że przygotowywanie prognoz jest trudne, zwłaszcza jeśli dotyczą przyszłości. Co więcej, jest tym trudniejsze, im bardziej niepewna jest sytuacja na świecie. Pandemia i następująca niemal bezpośrednio po niej rosyjska agresja na Ukrainę były dwoma czynnikami, które spowodowały, że wiele prognoz sprzed kilku lat, a nawet miesięcy trzeba było wyrzucić do kosza.
Nieoczekiwane wydarzenia wymuszają zmiany w prognozach
Analitycy ISI EmergingMarketsGroup w grudniu ubiegłego roku przygotowali raport Foresight 2023, w którym omawiali najważniejsze trendy w gospodarce, w szczególności te dotyczące rynków wschodzących. W lipcu wracają do swoich predykcji sprzed ponad pół roku, by przeanalizować, w jaki sposób zostały zweryfikowane przez mające w tym czasie miejsce wydarzenia.
O zapowiadanym na zimę 2022/2023 kryzysie energetycznym dla Europy pisał Andrzej Żurawski, ekonomista CEIC (ISI EmergingMarketsGroup). Jak sam teraz zaznacza, jest to najlepszy przykład na zobrazowanie, jak nieoczekiwane wydarzenia wymuszają zmiany przewidywań.
Przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie Rosja była największym dostawcą ropy naftowej, węgla i gazu ziemnego do Unii Europejskiej. Z jednej strony sankcje nakładane przez UE, z drugiej strony problemy stwarzane przez Federację Rosyjską, takie jak zakręcanie kurka z gazem czy tajemnicza eksplozja gazociągu NordStream, spowodowały zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Starego Kontynentu – zaznacza Andrzej Żurawski, ekonomista CEIC.
Z tego względu jesienią ubiegłego roku pojawiło się dużo prognoz ostrzegających przed trudną zimą. Obawy przed tym wygłaszali nie tylko publicyści, ale także oficjele, jak choćby szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która nawoływała do zdecydowanego, solidarnego ograniczenia konsumpcji gazu. Czytając te słowa w lipcu w Polsce, trudno mieć wątpliwości, że czarny scenariusz się nie spełnił. Europa przetrwała kryzysową zimę i właściwie bez problemu udało się uniknąć przerw w dostawach energii czy radykalnego wzrostu rachunków za prąd dla gospodarstw domowych.
Czynniki decydujące o konieczności zmian
Patrząc z dzisiejszej perspektywy na prognozy dotyczące kryzysu energetycznego w Europie sprzed ponad pół roku, ISI EmergingMarketsGroup wyróżnia kilka konkretnych czynników, które zadecydowały o konieczności naniesienia zmian. Są to:
- Bardzo dobre przygotowanie Unii Europejskiej: magazyny gazu ziemnego w większości krajów były wypełnione w 100 proc. już wczesną jesienią.
- Szybkie przestawienie się na dostawy z innych krajów: zadziałała zwłaszcza świetna komunikacja ze Stanami Zjednoczonymi, ale także rozpoczęcie intensywnej współpracy z innymi krajami, takimi jak Algieria czy Angola.
- Dywersyfikacja dostaw jeszcze sprzed wojny: przykładami są polskie inwestycje w gazoport w Świnoujściu czy rurociąg Baltic Pipe.
- Spadek konsumpcji: czy to z powodu cen, czy innych czynników, Europejczycy ograniczyli tej zimy zużycie gazu.
- Łut szczęścia: tegoroczna zima była wyjątkowo ciepła, zwłaszcza początek stycznia, gdy zazwyczaj zużycie gazu jest największe.
Warto zauważyć, że część z powyższych czynników miała charakter doraźny i nie ratuje Unii Europejskiej w długim okresie. Ryzyko przerw w dostawach kolejnej zimy jest mniejsze, ale wciąż istnieje. Dlatego jesienią prognozowaliśmy też, że zagrożenie dla dostaw surowców energetycznych, przyczyni się do przyspieszenia inwestycji w odnawialne źródła energii, które pozwolą na zmniejszenie uzależnienia od ropy i gazu – dodaje Andrzej Żurawski.
Jak dodaje, przez ostatnie kilka miesięcy faktycznie mogliśmy zaobserwować pewne przyspieszenie, należy jednak pamiętać, że jest to działanie rozpisane na lata, jak również o tym, że wciąż pozostaje tutaj wiele do zrobienia.