Pracodawcy wysysają z nas krew. Podnoszą ceny i koszą krociowe zyski kosztem pracowników
Nie dajcie się nabrać, że to wy, żądając podwyżki od szefa, nakręcacie inflację. To wasi szefowie ją nakręcają, korzystając z okazji i podnosząc marże do niebotycznych poziomów, żeby zdążyć się jeszcze nachapać, zanim przyjdzie recesja. To przedsiębiorcy wysysają krew z konsumentów, podnosząc ceny do granic absurdu i podbijając inflację.
Zarobki Polaków już od dawna nie odzwierciedlają imponującego wzrostu wydajności firm – napisał niedawno Leon Podkaminer, doradca prezesa NBP.
Inaczej mówiąc – powinniście zarabiać więcej. Tymczasem wielu szefów udaje, że robi wam łaskę, podnosząc pensję. A często nawet wprowadzają pracowników w błąd. A może sami siebie oszukują, bo tak im wygodniej myśleć o świecie?
W każdym razie jest dowód na to, że Polacy zarabiają za mało, a ich zarobki rosną zbyt wolno i to w postaci twardych danych, czyli tzw. Szybkiego Monitoringu NBP. Wynika z niego, że więcej firm badanych przez NBP uważa, że wzrost płac jest większy od wzrostu wydajności pracy niż firm, które uważają, że płace rosną wolniej niż wydajność. Tymczasem rację ma właśnie ta mniejszość, bo dane pokazują, że to wydajność rośnie szybciej niż płace.
Wracam raz jeszcze do wniosku z tych danych: Polacy spokojnie mogliby dostawać większe pensje.
Na jakie podwyżki pensji możecie liczyć
Przyjrzyjmy się jeszcze dokładniej temu, co pokazał właśnie Szybki Monitoring. Rośnie odsetek firm, które przewidują, że przeciętna płaca w kolejnym kwartale wzrośnie. W pierwszym kwartale 2022 r. (bo tego okresu dotyczy badanie NBP) zakładało tak 48,5 proc. przedsiębiorstw, podczas gdy kwartał wcześniej – 45 proc. Co ciekawe owe 48,5 proc. to rekordowy wynik w historii tego badania.
Zresztą rośnie również odsetek firm, które przewidują, że przeciętna płaca będzie rosła w perspektywie kolejnego roku, a nie tylko kwartału. W dodatku, kiedy pytać przedsiębiorców, o ile wzrośnie średnia płaca w ciągu kolejnych 12 miesięcy, mówią, że o 8,7 proc., czyli jeszcze szybciej niż twierdzili kwartał temu, kiedy wskazywali na 7,7 proc.
A jak wysokie podwyżki wynagrodzeń planują przedsiębiorcy? Średnia to 7 proc., ale to i tak dużo, bo długookresowa średnia to 5,3 proc.
A więc presja płacowa jest coraz większa, ale ciekawe, że – jak wynika z Szybkiego Monitoringu – przedsiębiorców wcale to tak bardzo nie martwi. Niezależnie, co mówią wam w bezpośrednich rozmowach, w badaniu NBP powiedzieli, że mimo rekordowych nacisków pracowników na wzrost wynagrodzeń to jest to jeden z mniej istotnych problemów towarzyszących wysokiej inflacji.
To też może oznaczać, że mylą się ekonomiści, którzy od miesięcy straszą, że grozi nam spirala płacowo-cenowa, która w teorii polega na tym, że jak rośnie inflacja, to pracownicy idą do szefa po podwyżkę, bo ich siła nabywcza spada, a jak ją dostaną, to wydają te pieniądze w sklepach, jeszcze bardziej podbijając inflację.
I jeszcze jedno – przedsiębiorcy na tę presję na podwyżki nie narzekają, choć ich przewidywania co do przyszłości są słabe, a właściwie są na jednym z niższych historycznie poziomów – podaje NBP.
A więc są pesymistami, uważają, że biznes zaraz będzie im się kręcił słabiej, ale wcale się nie martwią, że jednocześnie będą musieli płacić pracownikom więcej? Skąd ten paradoks?
Pracodawcy się bogacą, pracownicy biednieją
Tu wróćmy do tej wydajności pracy Polaków i do tego, na co zwraca uwagę Leon Podkaminer. Otóż według niego nasze płace, owszem, podążają za wzrostem cen, ale dość ślamazarnie i wcale ich nie wyprzedzają. Efekt jest taki, że nasza siła nabywcza spada, stając się coraz biedniejsi.
A w tym samym czasie, nasi szefowie, czyli przedsiębiorcy, stają się coraz bogatsi, bo zyski sektora przedsiębiorstw (tych niefinansowych, więc banków tym razem w to nie mieszajmy) rosną wręcz niebotycznie.
Podkaminer udowadnia, że po kryzysowym z powodu COVID-19 pierwszym kwartale 2020 r. zyski firm wystrzeliły w latach 2021 i 2022. A w pierwszym kwartale 2021 r. były one nawet większe niż zyski z pierwszego kwartału 2020 r. i pierwszego kwartału 2019 r. łącznie! A więc przedsiębiorcy nieźle sobie tę pandemię odbijają. Jak?
To jest najciekawsze, bo wcale nie tym, że sprzedają dużo więcej, bo wygłodniali po pandemii konsumenci rzucili się na ich produkty, ale sprzedają dużo drożej. W pierwszym kwartale 2021 r. przychody firm ogółem (a to głównie przychody ze sprzedaży) wzrosły realnie o 7,5 proc., a jednocześnie ich zyski w tym czasie wzrosły w tym czasie realnie aż o 147 proc.!
Rok później, w pierwszym kwartale 2022 r. zrobiło się już mniej spektakularnie, ale nadal widać tę samą tendencję – przychody wzrosły o 9,1 proc. w stosunku do tego samego okresu w 2021 r., a zyski o 14 proc.
Rentowność firm jest więc obecnie rekordowa, a jak podkreśla doradca NBP, zyski firm rosną kosztem wynagrodzeń pracowników. Nikt więc nie robi wam łaski, jeśli dobrotliwie da wam podwyżkę. W skali globalnej, te podwyżki są wręcz za małe.
I to nie wina waszych podwyżek, że inflacja rośnie. Nie ma żadnej spirali płacowo-cenowej, jest za to spirala cen i zysków i to ona jest odpowiedzialna z inflację. Firmy czują, że mogą bezkarnie podnosić nam ceny do granic możliwości, więc to robią. Jak przyjdzie recesja, nie będą już zarabiać tak dużo, bo popyt konsumentów sflaczeje, trzeba się więc nachapać jak najwięcej, żeby mieć poduszkę na ciężkie czasy. Szkoda, że przez tę zachłanność ich pracownicy zbiednieją.