REKLAMA

Komisja Europejska na razie daje zielone światło atomowi w Polsce. Zgoda nie jest jednak na zawsze

Do uruchomienia pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej jest jeszcze bardzo daleka droga, a wybór ostatecznego wykonawcy może budzić wątpliwości. Na razie Bruksela ich nie podziela, co jednak wcale nie znaczy, że to się nie może jeszcze zmienić.

SMR-transformacja-energetyczna-PEP2040
REKLAMA

Elektrownia jądrowa w Polsce ma powstać do 2040 roku – zakłada Polityka Energetyczna Polski. A co kopalniami węgla? Miało być tak: w 2028 r. likwidacja kopalni Bolesław Śmiały, a w 2029 r. - kopalni Sośnica. W 2034 r. swój żywot miały zakończyć połączone kopalnie z Rudy Śląskiej: Halemba i Bielszowice. I tak aż do 2049 r., kiedy kłódka miała zawisnąć na ostatniej z kopalń PGG.

REKLAMA

Początek prac wyznaczono na 2026 r. a ich koniec – na 2033 r. I chociaż eksperci wskazują, że ten ostatni termin będzie trudno dochować, to ruszył już proces realnej modyfikacji polskiego miksu energetycznego w perspektywie kilkunastu lat. Hamulec ręczny może jeszcze zaciągnąć Komisja Europejska, ale okazuje się, że przynajmniej na razie nie ma takiego niebezpieczeństwa.

Polski atom ze znakiem zapytania

Rozmowy z Brukselą w sprawie polskiego atomu potwierdza również Ministerstwo Klimatu i Środowiska, ale szczegółów nie zdradza. Podobnie zachowują się też przedstawiciele KE, którzy na razie swoje komunikaty ograniczyli do bardzo ogólnikowej wersji. 

Tak po prawdzie jeden ze znaków zapytania dotyczy wyboru głównego wykonawcy. Przypomnijmy, że o polski atom rywalizowali Amerykanie, Francuzi i Koreańczycy. Mówiło się nawet o tym, że rząd w Warszawie być może ostatecznie nie wybierze jednego, a dwóch partnerów. Ale koniec końców, zgodnie z przewidywaniami, pierwszą polską elektrownię atomową mają nam wybudować Amerykanie. Tylko nie do końca jest pewne, czy dokonany w ten sposób wybór był zgodny z prawem. Rząd jest o tym przekonany, ale eksperci nie do końca.

Polska elektrownia jądrowa może się potknąć nie tylko o przetarg

Jak twierdzi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” prof. Artur Nowak-Far ze Szkoły Głównej Handlowej, to jednak, że już teraz Bruksela nie zgłasza swoich ewentualnych wątpliwości na głos, wcale nie znaczy, że tak nie będzie w niedalekiej przyszłości. 

Mogą pojawić się przesłanki naruszenia prawa o zamówieniach publicznych w zakresie robót budowlanych

– sugeruje ekspert.

Czyli Bruksela może kręcić nosem na to, w jaki sposób wybraliśmy głównego wykonawcę pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. Bo też nie do końca wiadomo, czym przy tym wyborze kierował się polski rząd. Ceną? Mocą? A może czymś innym? Ustalić to pewnie będzie chciała też KE. Ale okazuje się, że to nie procedura przetargowa lub jej brak mogą wyhamować budowę polskiego atomu. Chodzi o ustalenia dotyczące bezpieczeństwa jądrowego. Zgodnie z prawem projekty budowy poszczególnych elektrowni atomowych muszą być zgłoszone KE, zgodnie z traktatem o Europejskiej Wspólnocie Energii Atomowej. 

REKLAMA

Jak na razie Bruksela takiej informacji nie otrzymała od Warszawy. Ale spółka Polskie Elektrownie Jądrowe zapewnia, że stosowny dialog z unijnymi urzędnikami w tej sprawie prowadzi od dwóch lat.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA