Podatek cukrowy nie sprawi, że staniemy się zdrowsi. Za to biedni będą jeszcze biedniejsi
Tym którzy zapomnieli o wejściu w życie podatku cukrowego od początku 2021 r., sklepowe plakietki z cenami błyskawicznie uświadomiły, że tanio już było. Ceny Pepsi czy Fanty poszły gwałtownie w górę. Rząd tłumaczy, że wszystko to dla naszego zdrowia. W tym czasie eksperci kręcą z powątpiewaniem głowami.
Pięćdziesiąt groszy dodatkowej opłaty, gdy zawartość cukrów w 100 ml napoju jest mniejsza lub równa 5 g (lub innych substancji słodzących) i pięć groszy za każdy gram powyżej – taką regulacją rząd przywitał producentów napojów słodzących od 1 stycznia. Efekty w części sklepów już widać, ceny Fanty, Pepsi czy Coli poszły w górę o 2 zł na butelce.
Dzięki nowej daninie premier Morawiecki chce przytulić dodatkowe 3 mld zł. Około 96 proc. tej kwoty trafi do narodowego Funduszu Zdrowia, reszta zasili budżet państwa. Z otrzymanych środków NFZ ma przeznaczyć ok. 100 mln zł na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej.
W teorii wszystko się więc zgadza. Podwyżki mają zniechęcić Polaków do popijania Coca-Coli do obiadu i wesprzeć walkę z otyłością. Eksperci są jednak sceptyczni.
Ceny nie odstraszą Polaków?
Zacznijmy od tego, że rząd nie przedstawił żadnych badan pokazujących korelację między nakładaniem podatków na zawartość cukru w produktach, a zmniejszeniem ich konsumpcji.
„Podatki cukrowe ograniczają konsumpcję napojów słodzonych, ale brak dowodów, że rzeczywiście przekłada się to na spadek otyłości. Przynajmniej jedno badanie pokazuje brak zmian, bo ludzie znajdują inne kaloryczne substytuty. Żartem można powiedzieć, że prędzej efekt dałoby wprowadzenie podatku od otyłości”
– tłumaczy Bizblog.pl Rafał Trzeciakowski, ekonomista FOR
Ba, dodaje ekonomista, podatek cukrowy uderzy w kieszenie najuboższych Polaków mocniej niż podatek VAT, bo biedniejsi nie tylko płacą go więcej w stosunku do swoich dochodów, ale również więcej w kwotach absolutnych. Dlatego, proponuje Trzeciakowski, wpływy z daniny można byłoby przeznaczyć na podniesienie kwoty wolnej od podatku.
W ten sposób ubożsi konsumenci otrzymaliby bodziec do wyboru napojów nieobciążonych dodatkowym podatkiem, a negatywny wpływ na ich sytuację materialną zostałby ograniczony
– dowodzi.
Sceptyczna wobec efektów podatku cukrowego pozostaje także dietetyczka Małgorzata Rusek, która na swoim blogu zauważyła, że analogiczne założenie w przypadku papierosów skończyło się totalną porażką.
W raporcie przygotowanym przez GUS do regularnego palenia przyznawali się głównie… bezdomni i osoby o „złej” sytuacji ekonomicznej (28 proc. mężczyzn i 19 proc. kobiet). Dla porównania bogatsza część społeczeństwa po fajki sięgała zdecydowanie rzadziej. Według deklaracji regularnie zaciąga się tylko 20 proc. mężczyzn i 13 proc. kobiet.
„Gdzie tu promocja prozdrowotnych wyborów? Jak konsument ma wybierać mądrze, skoro dostaje tak samo przesłodzony produkt tylko w wyższej cenie? Jak ma wybrać, kiedy przykładowo wędlina z dobrym składem i bez cukru nie istnieje?”
- pyta Rusek
Rząd załata dziury w budżecie
Nie bez przyczyny, jako główny argument przemawiający za wprowadzeniem nowego podatku wymieniana jest chęć poprawy stanu budżetu państwa. Zdaniem Rafała Trzeciakowskiego zapewnienia rządu o przeznaczeniu pieniędzy na cele zdrowotne nie są wiarygodne.
„Wystarczy przypomnieć historię związaną z Funduszem Solidarnościowym. Nowe podatki miały pójść na świadczenia dla niepełnosprawnych, teraz fundusz zajmuje się także finansowaniem obietnic wyborczych PiS, wypłacając tzw. trzynaste emerytury”
– przypomina
Podobnie sytuacja wyglądała z tzw. opłatą emisyjną zawartą w cenie paliw, która miała zasilić nowo utworzony Fundusz Niskoemisyjnego Transportu. Rząd doliczył do każdego litra benzyny około 10 groszy, ale zbulwersowanym kierowcom szybko wytłumaczył, że 15 proc. tej kwoty pójdzie na wsparcie dla elektrycznych samochodów, paliw alternatywnych i samorządów inwestujących w czysty transport publiczny.
Gdzie ów fundusz jest dzisiaj? Po nieco ponad dwóch latach, w lipcu 2020 r. Sejm zdecydował o jego zamknięciu i przelaniu środków na Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Posłów oczywiście zainteresowało, co stało się z 560 mln zł zgromadzonymi na koncie FNT. Okazało się, że urzędnicy pokryli koszty zarządzania. Reszta środków pozostała nietknięta.
I trudno dziwić się dzisiaj obawom, że z podatkiem cukrowym będzie podobnie i skończy on jako paliwo do napędzania kolejnych obietnic wyborczych rządzących. Tylko w tym przypadku, podobnie jak w innych krajach gdzie taki podatek wprowadzono, w nieproporcjonalnej skali pokryją go najbiedniejsi. Bo to ich diety są zazwyczaj mniej zdrowe.