REKLAMA

Suchą stopą przez koronakryzys? Federacja Przedsiębiorców Polskich ma na to receptę

Słowo „kryzys” albo „koronakryzys” odmienia się dzisiaj przez wszystkie przypadki. Mówią o nim ekonomiści, politycy i naukowcy. Często kończy się na samych utyskiwaniach, jak nam pandemia zniszczyła i dalej niszczy gospodarkę. Wziąłem dzisiaj udział w konferencji Federacji Przedsiębiorców Polskich, która wyłamuje się z tego schematu. Chyba pierwszy raz usłyszałem realną receptę, jak ten kryzys zażegnać i przejść przez niego w miarę suchą stopą.

Suchą stopą przez koronakryzys? Federacja Przedsiębiorców Polskich ma na to receptę
REKLAMA

Po pierwsze: uszczelnić CIT i karać cwaniaków

REKLAMA

Biorący udział w debacie FPP Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha zauważył, że dla wielu zagranicznych firm Polska nadal jawi się jak kolonia Zachodu: kraj taniej siły roboczej, z którego fiskusem można sobie – mówiąc kolokwialnie – „pogrywać w kulki”.

Widać to najlepiej, gdy spojrzymy na podatek dochodowy płacony przez zagraniczne firmy w Polsce, czyli na CIT. W pewnym sensie to taki papierek lakmusowy uczciwości firm i ich wyraz solidarności z państwem. Nic więc dziwnego, że FPP poświęciła mu sporo miejsca w dzisiejszej debacie.

Powód? Wiele zagranicznych firm działających w Polsce albo nie płaci CIT w ogóle, transferując zarobione pieniądze za granicę lub do rajów podatkowych, albo stosując agresywną optymalizację podatkową i płacąc fiskusowi jałmużnę nieporównywalną z realnymi udziałami w rynku czy zyskami.

Tutaj w grę może wchodzić owiana złą sławą „kreatywna księgowość”. Jednym z jej dobrze znanych jest „jechanie na stracie” finansowej przez lata, żeby dochód do opodatkowania był możliwie jak najniższy. A najlepiej – żeby go nie było w ogóle.

Szczególnie kuriozalna sytuacja panuje w dwóch branżach: handlowej i tytoniowej. W tej pierwszej, według raportu Polskiego Towarzystwa Gospodarczego, o którym już na Bizblog.pl pisałem, właściciele sieci sklepów Biedronka dosłownie miażdżą konkurencję, która do płacenia CIT jakoś się nie kwapi.

Tylko w ubiegłym roku Jeronimo Martins Polska S.A. zapłaciło 624 mln zł tego podatku. Z kolei branżę tytoniową utrzymuje chyba tylko Philip Morris Polska, który co roku płaci fiskusowi największy CIT ze wszystkich firm w tej branży.

Nieprzerwanie od lat płaci też większy CIT niż cała jego konkurencja razem wzięta. I nie mówimy o drobnej różnicy, ale o podatkowej przepaści: w latach 2012-2019 zapłaciła u nas grubo ponad 1,1 mld zł podatku CIT. A jej konkurencja o porównywalnych udziałach w rynku – zapłaciła w tym czasie łącznie zaledwie 268 mln zł.

 class="wp-image-1355323"
 class="wp-image-1355326"

Dlatego FPP przekonuje, że uszczelnianie poboru podatku CIT to kluczowa sprawa dla gospodarki post-COVID. Dzięki pieniądzom odzyskanym przez fiskusa z CIT-u podatki pośrednie, takie jak akcyza, za które ostatecznie i tak płaci konsument (czyli nieśmiertelne „Pan płaci” i „Pani płaci”), nie musiałyby wzrastać. Bo i tak w Excelu fiskus wyszedłby na „zero”:

Podatek CIT – jako danina bezpośrednia i wskazująca na odpowiedzialność oraz patriotyzm gospodarczy przedsiębiorstw – powinien być realnie uszczelniany. Firmy zagraniczne prowadzące działalność w Polsce powinny odprowadzać CIT w Polsce. To istotne dla budżetu wpływy, które mogłyby być porównywalne do całej odprowadzanej akcyzy

– przekonuje Marek Kowalski przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), prezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE).

Po drugie: zostawić pieniądze w kieszeniach Polaków

Nietrudno chyba odgadnąć, że firmy migające się od obowiązku płacenia CIT wolałyby przerzucić ich obowiązek podatkowy na kogoś innego. „Kimś innym” jest tu oczywiście konsument. Mogą to zrobić w prosty sposób: proponując podwyżkę innej daniny, czyli akcyzy. Bo ten podatek firmy przerzucają już na konsumenta bardzo chętnie.

Ponownie widać to w branży tytoniowej, która publicznie i jako jedna z nielicznych otwarcie chce podwyżki akcyzy, o czym pisałem na Bizblog.pl tutaj. Ale ta propozycja ma jeden kruczek: wyższa akcyza miałaby dotyczyć tylko jednej i niszowej kategorii produktów: podgrzewaczy tytoniu. Większość firm tytoniowych takich podgrzewaczy u siebie nie ma. A podgrzewacze stopniowo „wykradają” im palaczy, którzy wcześniej kupowali ich papierosy.

Dlatego niewygodnej konkurencji trzeba się jakoś pozbyć. Jak? Podnosząc akcyzę na podgrzewacze o 150 proc, do równowartości 50-60 proc. akcyzy na papierosy. Taki postulat forsuje choćby firma British American Tobacco Polska Trading, która sama produkuje e-papierosy objęte wyraźnie niższą akcyzą niż podgrzewacze, co widać na tym wykresie:

 class="wp-image-1355329"

Dla wielu firm z branży tytoniowej domaganie się podwyżki akcyzy na podgrzewacze tytoniu byłoby wygodną formą wykupienia własnych grzechów. Bo ich zobowiązanie finansowe pokryłby konsument. Gdyby taka podwyżka weszła w życie, Polska wypadłaby z liczniejszego grona państw, w których akcyza na te produkty jest dzisiaj równa lub niższa 30% akcyzie na papierosy:

 class="wp-image-1355332"

Tymczasem FPP rekomenduje, żeby przy akcyzie nie majstrować w ogóle i żeby jej nie podnosić, a już zwłaszcza w sposób wybiórczy. Nie pozwalać na to, żeby za obowiązek firm w postaci sumiennego płacenia CIT-u „zabulił” konsument, płacąc więcej za towary z własnej kieszeni: „Odpowiedzialna polityka akcyzowa – a więc dotycząca tzw. „podatku od grzechu” – może istotnie wpłynąć na zmniejszanie szarej strefy i zdrowie obywateli.

Akcyza to podatek płacony realnie z kieszeni Polaków. Dlatego proste zwiększanie jej stawek w okresie pandemii i kryzysu gospodarczego jest nieracjonalne i szkodliwe dla gospodarki, bo obniża siłę nabywczą Polaków na wszystkie towary i usługi – nie tylko te objęte akcyzą.

Nie ma aktualnie żadnych przesłanek merytorycznych do dokonywania rewolucji w systemie akcyzy, a podejmowanie tego tematu w okresie destabilizacji gospodarczej, podczas gdy wielu przedsiębiorców zmaga się ze skutkami epidemii, walczy o zachowanie łańcucha wartości i miejsc pracy, jest szczególnie nieodpowiedzialne

– mówił Marek Kowalski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.

FPP przypomina również, że akcyza to „podatek od grzechu”. Normalną jest sytuacja, w której na to, co szkodzi bardziej („większy grzech”) rząd ustala wyższą akcyzę niż na to, co szkodzi mniej („mniejszy grzech”). To świadoma decyzja, dzięki której polityka fiskalna może realizować cele zdrowotne i środowiskowe.

To właśnie dlatego piwo i alkohole niskoprocentowe mają niższą akcyzę niż wódka czy spirytus. Dlatego e-papierosy i podgrzewacze tytoniu mają niższą akcyzę niż papierosy. I dlatego wreszcie silniki hybrydowe i elektryczne mają mniejszą akcyzę niż silniki spalinowe. O żadnej, „luce podatkowej”, jak przekonują niektórzy eksperci, nie ma więc tutaj mowy.

Po trzecie: nie ruszać stawki VAT i stosować punktowe zwolnienia z PIT i ZUS

FPP przekonuje, że zamiast podnosić stawki VAT lepiej wprowadzać punktowe zwolnienia podatkowe z PIT i ZUS, które nie tylko pobudzą gospodarkę, ale też przyniosą fiskusowi wymierne korzyści. I to bez potrzeby jakichkolwiek nakładów.

Federacja Przedsiębiorców Polskich przedstawia konkretne wyliczenia na przykładzie wprowadzenia zwolnionych z PIT i ZUS bonów o wartości 560 zł miesięcznie na posiłki dla pracowników, finansowanych dobrowolnie przez pracodawcę.

Ile zyska budżet? Plus 500 mln zł tylko w pierwszym roku obowiązywania takich regulacji z tytułu wpłat VAT i CIT. W 2025 roku byłoby to już ponad miliard zł rocznie. Dałyby też nawet 7,6 mld zł dodatkowego PKB, około 7 tys. nowych miejsc pracy i wzrost przychodów o 560 mln zł rocznie w sektorze rolniczym, a w sektorze gastronomicznym: wzrost obrotów o 4,1 mld zł i zachowanie nawet 100 tys. miejsc pracy.

Bez kiwnięcia palcem w kierunku podnoszenia VAT.

Eksperci biorący udzial w debacie Federacji Przedsiębiorców Polskich jak mantrę powtarzali ponadto konieczność biznesowego solidaryzmu z państwem i jego obywatelami.

REKLAMA

Trudno nie zgodzić się z tym, że odbrązowienie partnerstwa publiczno-prywatnego poprzez odsianie tych firm, które w czasach koronakryzysu faktycznie są przyjaciółmi polskiej gospodarki od tych, wykorzystujących kryzys jako wymówkę do dalszego migania się od fiskalnych zobowiązań i chcących te zobowiązania przerzucać na konsumentów, będą mieć istotne znaczenie.

Albo inaczej: bez tego odsiania jednych od drugich, bosą stopą z koronakryzysu raczej nie wyjdziemy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA