Transformacja gigantów. Orlen i PGE powinny działać jak Apple
Większość dużych firm w Polsce musi się zmienić, by sprostać wyzwaniom przyszłości. W dobie światowych turbulencji związanych z pandemią koronawirusa jest to szczególnie aktualne. Najpewniejszą metodą gwarantującą sukces jest sięgnięcie po sprawdzone rozwiązania zagraniczne i ich zaadoptowanie do lokalnych warunków.
Geniusz spółki Apple nie polega na jej szczególnej innowacyjności. Sukces gwarantuje jej efektowne wdrażanie już istniejących rozwiązań, ale w taki sposób, by były intuicyjne, dopracowane, bezproblemowe. Podobną drogą powinny podążyć kluczowe podmioty polskiej gospodarki. To newralgiczny moment wymagający ich dopasowania się do nowych wyzwań.
Widać już wyraźnie, że pandemia koronawirusa to tylko strategiczna pauza, a światowe megatrendy pozostaną niezmienne. Pęd ku niskoemisyjności i dążenie do ograniczania zmian klimatu stają się na Zachodzie nieodzownym elementem prowadzenia biznesu na dużą skalę. Polskie koncerny nie mogą się od tego dystansować, czekają je zmiany. Czy będą bolesne? To zależy od tego, czy zamiast silić się na wymyślanie zupełnie nowych, ryzykownych modeli rozwojowych, przeanalizują doświadczenia innych dużych firm europejskich i zaadoptują je do polskiej rzeczywistości. Przejdźmy do konkretów.
Orlen jak Statoil. W kierunku nowego Equinora
Pierwszym z przykładów, na jakich chciałbym się skupić, jest PKN Orlen. Płocka grupa ma szansę awansować o co najmniej ligę wyżej i stać się z koncernu średniej wielkości dużo poważniejszym graczem. Pierwszy etap zmian ma już za sobą. Chodzi o przejęcie Energi, jednej z czterech największych grup energetycznych w Polsce. W tym przypadku wiele będzie zależało od udanej integracji obu podmiotów, co nie będzie wcale łatwe. Drugim etapem powinno być natomiast przejęcie petrochemicznej Grupy Lotos. Tu pojawił się problem. Komisja Europejska przeciąga w czasie wydanie zgody, badając wpływ ewentualnej transakcji na konkurencyjność rynku.
Rozwiązaniem tej sytuacji powinno być sięgnięcie po wzorzec zachodni i strategię transformacji (na razie głównie wizerunkowej) opartej o ropę Statoilu w niekojarzący się z paliwami kopalnymi Equinor. Płocki koncern mógłby na doświadczeniach norweskich oprzeć swoją zachętę pod adresem Brukseli, uzyskując w zamian upragnioną zgodę na fuzję. Chodzi o pozbycie się od dawna ciążących Lotosowi małych rafinerii na południu kraju, jak w Czechowicach, i uzasadnienie tego zieloną transformacją energetyczną, ku jakiej będzie dążyć nowy podmiot powstały z połączenia spółki z Orlenem.
Zwieńczeniem tego procesu byłaby również zmiana nazwy nowo powstałej grupy kapitałowej, odżegnująca się od paliw kopalnych i flirtująca z tezami Komisji Europejskiej takimi jak Zielony Ład.
PGE jak RWE. W kierunku Innogy
Kolejnym przykładem koniecznej transformacji, która powinna zostać oparta o sprawdzone wzorce zachodnie, jest PGE. Największa z polskich grup energetycznych, silnie uzależniona od wysokoemisyjnego węgla, musi się zmieniać, aby w warunkach europejskiej polityki klimatycznej nie ponosić strat. Najlepiej świadczą o tym wyniki za 2019 r. Odpisy od aktywów węglowych spowodowały stratę netto na poziomie około 4 mld zł, co oczywiście przekłada się na kondycję spółki. Ten papierowy zapis wpływa choćby na rating, czyli także koszty obsługi długów. W samym PGE nikt już nie neguje konieczności zmian i odejścia od węgla. Coraz więcej mówi się o inwestycjach w OZE i rezygnowaniu z działalności wykraczającej poza podstawowy obszar działalności. Pytanie, w jakim modelu przeprowadzić zmiany?
Przed podobnym dylematem stały duże koncerny energetyczne w jedynym poza Polską kraju Unii Europejskiej silnie uzależnionym od węgla. Chodzi o Niemcy, w których RWE czy E.ON wydzieliły do odrębnych spółek zdrowe (niskoemisyjne) i perspektywiczne aktywa. Tak powstało Innogy, które mogło się rozwijać dzięki brakowi balastu paliw kopalnych.
W polskich warunkach zaadoptowanie tego modelu mogłoby polegać na powstaniu spółki śmieciowej, do której trafiałyby najmniej rentowne węglowe części koncernów, takich jak PGE (na problem należy spojrzeć szerzej np. w kontekście tracącego płynność Tauronu).
Kolejną z możliwych do zastosowania opcji byłoby wydzielenie spółek wytwórczych od spółek obrotu. Każde z tych działań uwolniłoby zdrowe aktywa od ciężaru ponoszenia kosztów związanych z węglem, pozwoliło im gromadzić kapitał i inwestować w rozwój.
Życie dostarcza wielu takich scenariuszy
Opisałem jedynie dwie opcje przeprowadzenia transformacji koncernów, które z powodzeniem można zaadoptować do polskich realiów. Jednak tak naprawdę jest ich dużo więcej.
Wyobrażam sobie typowy międzynarodowy model, w którym spółka chemiczna opierająca produkcję o gaz ziemny jest zintegrowana z podmiotem posiadającym jego złoża.
Naturalne wydaje się tu połączenie PGNiG (produkcja krajowa + aktywa norweskie + trading) i Grupy Azoty. Do zaproponowania takich kompleksowych zmian jest potrzebna wola polityczna. Mam nadzieję, że Ministerstwo Aktywów Państwowych ją ma i zaprezentuje inspirującą wizję przekształceń szeroko pojętej energetyki w ciągu kolejnych kilku tygodni.
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.